[ Pobierz całość w formacie PDF ]
. Najpierw niech wyjdzie z tego tych ośmiu! Animyślę liczyć wcześniej! Ja też mam nadzieję, że unikniemy najgorszego.Jeślichodzi o zdrowie, to my obydwaj nie zaliczamy się doprzeciętnych ludzi, możemy zatem tych liczb nie odnosić dosiebie.Na szczęście mam najlepsze środki zapobiegawcze:kamforę i chininę.Zimne kąpiele musimy mieć.Myślę, żezostaniemy tu.Nasze życie powinno być dla nas równie cennejak obowiązki gościny.Ale skąd dostaniemy opiekę tak nampotrzebną? Stąd, skąd wtedy do nas przyszła, z nieba Allacha, który onas nie zapomniał i nigdy nie zapomni.Mój dobry, kochanysidi, pomyśl, że wtedy nie mieliśmy nikogo, kto by się namizajął.Leżeliśmy kompletnie sami, a pod nami była tchnącazarazliwymi wyziewami ziemia, ale nad nami jasne sklepienie,z którego patrzyły na nas wszystkie anioły.Zniły mi się, poprzebudzeniu też o nich myślałem.Czy nie wyzdrowieliśmybez żadnej innej jak tylko ich pomocy? Tak, ty zacny, ty wierny! One nas pielęgnowały, najpierwciebie moimi, a potem mnie twoimi rękoma, chociaż te naszeręce były tak słabe, chude i biedne! I teraz też to zrobią! A może w to nie wierzysz? Wierzę.Ale wtedy zaraza mnie dopadła dopiero wówczas,gdy ty byłeś już zdrowy.Teraz prawdopodobnie będziemyobydwaj w jednym czasie& W jednym czasie? przerwał mi w pół zdania. Nicpodobnego! Jeśli ta stara baba myśli, że wszystko będzie tak,jak ona chce, to się myli! My też mamy własną wolę! I staniesię według niej.Nawet nie myślę, że będziemy jednocześniechorowali! Jeżeli nie możemy chorować jeden po drugim, tolepiej wcale! Jak długo jeden jest chory i wymaga opieki, drugimusi być zdrowy.Początek był właściwy! Te plamy pokazałysię najpierw u mnie! A więc i przesilenie choroby nie wystąpi wjednym czasie.Przed tym przesileniem nie położę się! Pókimnie tysiąc rąk do tego nie zmusi, dotrzymam słowa danegoDinarunom. Halefie& ! Sidi& Wiem, co chcesz powiedzieć.Ale jutro będziemyw Zlepej Dolinie, nie jesteśmy aż tak chorzy, żebyśmy musielitu leżeć! Pojutrze będzie po walce i bez sprzeciwu zrobię to, copostanowisz.Jeśli zostaniemy tu, to Dinarunowie nie będą nasuważali za przyjaciół, tylko za wrogów i kiedy staniemy siębezradni, wrócą, żeby się na nas zemścić.Bezradni! Takpowiedział szejk! Nie pozwólmy, żeby to stało się prawdą, sidi!Ten wywód miał ręce i nogi.Cieszyło mnie wielce, że jegozdolność myślenia okazała się tak sprawna! Czy należałoprzypisać to zimnej kąpieli? Położyłem się obok niego; ja teżczułem, że woda podziałała na mnie dobroczynnie.Nasze koniepasły się nie opodal na soczystej trawie, była to dla nich oddawna potrzebna przyjemność.Cień wysokich jesionówosłaniał nas i gorące promienie słońca nie mogły namdokuczać.Nie zastanawialiśmy się, czy zbyt długieprzebywanie w wodzie mogło nam zaszkodzić i wyszliśmy zniej dopiero, kiedy uznaliśmy, że Dinarunowie wkrótcenadjadą.Kiedy przybyli, staliśmy już gotowi do dalszej drogi.Ale i oni naturalnie zatrzymali się najpierw na popas,jednakże tylko na pół godziny.Potem ruszyliśmy, przy czymmy, jak przedtem, na końcu pochodu.Podczas postoju Dinarunów nad stawem nie padło ani jednosłowo między nami i szejkiem.Wobec jego ludzizachowywaliśmy się przyjaznie i uprzejmie, ale i z nimi nierozmawialiśmy.Fatalne słowo nieufność zamykało im i namusta.Z zadowoleniem stwierdziliśmy, że znajdowaliśmy się terazw paśmie wzgórz obfitujących w wodę, a zatem i w lasy orazpastwiska.Była to okoliczność dla nas uspokajająca.Zresztąwydawało się, że kąpiel podziałała na nas różnie.Ja czułem sięorzezwiony, podczas gdy Halef oznajmił mi, że jest bardzozmęczony.Nie był przyzwyczajony do zimnych kąpieli i dzisiejszatrwała pewnie dla niego za długo.Pózniej zauważyłem, że miał dreszcze.Słońce jeszcze dobrzegrzało, więc uznałem jego ruchy za przypadkowe.Kiedyjednak znów zaczął się trząść, zapytany odpowiedział, żeprzenika go chłód od wewnątrz i poprosił znów o chininę.Nieuznałem za wskazane dawania mu jej, natomiastzaproponowałem powtórzenie naszego wyścigu.Od razużwawo poprawił się w siodle i powiedział: Z radością na to przystaję, sidi.Ale stawiam warunek! Jaki? Zamieńmy się na konie!Co za spryciarz! Naturalnie zgodziłem się na to i dałem muAssila, a sam dosiadłem Barkha.Najchętniej wybralibyśmy dotej jazdy drogę, którą jechaliśmy, ale musielibyśmy spytać o toszejka, który się na nas dąsał.Postanowiliśmy przeto wybraćinny kierunek, i to wokół góry znajdującej się po naszej lewejstronie.Po objechaniu jej powinniśmy znów trafić naDinarunów, a jeśli nie na nich samych, to na pozostawioneprzez nich ślady.Krzyknęliśmy więc do Nafara Ben Szuriego,co zamierzamy i już chcieliśmy ruszyć, kiedy on powiedział: Zostańcie tu! Tam, z drugiej strony wskazanej przez wasgóry, jest skrzyżowanie, na którym czekają moi wojownicy. To dla nas nie powód, żeby podporządkować się waszejpowolności.Znacie szybkość naszych koni.Prawdopodobniedojedziemy tam jeszcze przed wami! Ale przyjedziecie na pewno? Tak. Przysięgnij mi to! Co też ci przychodzi do głowy! Przysięgę składa się u nasw sprawach o wiele ważniejszych.Masz moje słowo, i to musici wystarczyć!Odjechaliśmy, ale zrazu powoli, bo Halef miał mi powiedziećcoś, co mu leżało na sercu: On jest nieufny, sidi! I obraża dodałem. Pewnie, to była obraza.%7łądanie przysięgi! Musimy miećdla niego dużą wartość. Tak się wydaje
[ Pobierz całość w formacie PDF ]