[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Przez chwilę nie wiedziała, co się dzieje.Nie pamiętała, co robić.Udało jej sięi w ostatniej chwili schyliła się pod rozgrzaną żelazną barierką, gdy pierwsza metalowa klatkaprzemknęła nad jej głową.Co godzinę lub dwie duchy przenoszone były w inne miejsce tortur.Niektóre miały wtedy przerwę.Chess wiedziała najlepiej ze wszystkich, że ten chwilowy spokójmógł być najgorszą torturą.Nawet duch wiedział, że to nie będzie trwać wiecznie.Czekał, patrzył,jak mijają kolejne minuty, i wiedział, że ból znów się zbliża.Przez szpary w barierce obserwowała przesuwające się nad głową klatki.Kropelkiektoplazmy leciały na kładkę i wyciekały przez dziury w kształcie rombu.Wstała i ruszyła przed siebie, wpatrując się w jeden punkt.Jak długo tu była? Pięć minut,siedem? Ostatnią rzeczą, jakiej potrzebowała, był alarm.Kładka zakręciła, lawirując między płomieniami.Po lewej stronie żelazne kolce w klatkachprzebijały duchy.Po prawej dwie klatki bujały się w przód i w tył w wysokich niebieskichpłomieniach.To były mniej surowe kary.Naprawdę straszne rzeczy działy się dużo dalej, nawetdalej niż szła Chess, żeby znaleźć Charlesa Remingtona.Jeżeli tam był.Pot zalewał jej oczy.Wytarła go i skręciła za kolejny róg.Na każdej klatce umieszczonotabliczkę z imieniem i nazwiskiem ducha.Remingtona osadzono w tym sektorze.Był tu.Jego klatka wisiała do góry nogami nad kadzią gotującej się wody.Opuszczała się, wisiałatak kilka długich minut, a potem znowu się unosiła.Na szczęście przyszła w momencie, gdy był nagórze, więc mogła mu się uważnie przyjrzeć i stwierdzić, że to rzeczywiście Charles Remington.Na szczęście albo i na nieszczęście.Gdy przypomniała sobie zdjęcia z kostnicy - te pusteoczodoły, o których nie mogła zapomnieć - cieszyła się, że dostał za swoje.Ale wiedziała też, że tooznacza zupełnie nowe problemy.Remington siedział w więzieniu, jego duch był uwięziony w żelaznej klatce i torturowany.W więzieniu, a zatem nie na ulicach Triumph City, gdzie ktoś mordował prostytutki.A jeśli to nie Remington.to kto?* * *O tej porze w bibliotece można było znaleźć ledwie garstkę osób - Dobrotliwą bibliotekarkę,dzisiaj Dobrotliwą Martin, i kilkoro studentów z tyłu, zgromadzonych przy stole w sekcjipodstawowej.Chess czuła na sobie ich wzrok, ale go zignorowała.Nie ich interes, kim jest, co robii dlaczego do jej czoła przykleiły się przepocone strąki włosów.To nie miało sensu.Jakiś duch polował na prostytutki.Duch, którego nie mogła namierzyć,a tym bardziej złapać na gorącym uczynku.A na pewno nie miała zamiaru prosić którejś zdziewczyn, by odegrała rolę przynęty.I to wcale nie z altruizmu.Kto wie, co Bump albo Lex byzrobili, gdyby któraś z ich dziewczyn zginęła?Za tym mogło stać Lamaru, nie miała żadnych wątpliwości.Ale nie sądziła, by to byli oni,nie tym razem.Oni się ujawniali.Byli o wiele bardziej dosłowni.Poza tym nie widziała związkumiędzy śmiercią kilku prostytutek a bezustannym dążeniem Lamaru do obalenia Kościoła.Chess pokręciła głową i wyciągnęła aparat.Znak wypalony na skórze Daisy musiał cośznaczyć.Cokolwiek.Ale nic jej nie mówił.Obraz na cyfrowym ekranie milczał, tak samo jak Daisy.Nigdywcześniej nie widziała podobnych symboli, była tego pewna.W porządku, więc to nie runy.Co dalej?Chwyciła długopis i otworzyła notes na czystej stronie.Kopiowanie symboli mogło byćniebezpieczne.Większość aktywowała się zaraz po narysowaniu, a ponieważ Chess nie miałapojęcia, co oznaczał znak wypalony na ciele dziwki ani co mógł zrobić, nie miała zamiarukopiować go w całości.Zamiast tego próbowała oddzielić poszczególne elementy i poskładać je wcałość.To i tak pewnie nic nie da.Nawet jeśli dowie się, czym były poszczególne części, nie będziewiedziała, co znaczą.Ale zawsze to było coś, a musiała się czymś zająć.Ten kawałek tutaj, jeśli zrobi kółko, to może być „A”.Ta część mogła być runem, możehigam? Ale higam był znakiem ochronnym.Nie potrafiła sobie wyobrazić, po co ktoś miałbywypalać symbol ochronny na piersi kobiety, którą miał zamiar zamordować.Cholera! Gdyby tylko umiała rozróżnić poszczególne warstwy, wiedzieć, które elementy sięna siebie nakładają, mogłaby się dowiedzieć o wiele więcej o tym cholernym znaku.A tak.- Dzień dobry, Cesario.Wszystko w porządku?Zacisnęła palce, próbując zgnieść papier, ale w ostatniej chwili powstrzymała się przedwyrwaniem kartki z notesu.Nie było lepszego sposobu, żeby przekonać kogoś, że działo się cośdziwnego, niż niszczenie dowodów na jego oczach.Starszy Griffin i tak by pewnie niczego nie podejrzewał, ale jednak.- Tak, w najlepszym.A u pana?Pokiwał głową.Bez kapelusza jego jasne włosy ułożyły się w fale na wysokim czole,odbijając światło z fluorescencyjnej lampy, która wisiała na suficie.Usiadł naprzeciwko niej, składając na stole dłonie.- Jak ci idzie śledztwo?- Chyba dobrze.Dowiem się więcej dziś wieczorem, kiedy tam wrócę.- To bardzo ciekawa sprawa - stwierdził.- Muszę przyznać, że mam pewne wątpliwości.- Wątpliwości?- Roger Pyle cieszy się opinią uczuciowego i pracowitego człowieka.A ta jego organizacjana rzecz przeciwdziałania narkotykom.Zresztą, sama widziałaś akta.Organizacja na rzecz przeciwdziałania narkotykom? Cholera, nawet nie zadała sobie trudu,by przejrzeć materiały.Jeszcze
[ Pobierz całość w formacie PDF ]