[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Ze szczegółów wynikło, że zasadniczą przyczyną całegonieszczęścia jestem ja sama, do spółki z kanadyjskim sztandarem.- Wyłączyłaś się z towarzystwa i zaniechałaś podejmowania przyjaciół, to comiałem robić? - rzekł Marcin z rozgoryczeniem.- Gdzieś w tego brydża trzebabyło pograć, nie? Zdenerwował mnie tym jeszcze bardziej.Okazało się, żeostatnio składały mu wizyty jakieś obce osoby, zaproszone do udziału wrozrywkach.O depozycie była mowa.Ktoś tam spytał, co to jest to coś, co leżyna książkach i Marcin wyznał, że sam nie wie, bo ma to na przechowaniu.Jeśliktokolwiek interesował się zbiorami, łatwo mógł sobie skojarzyć, bo Marcinutrzymywał z facetem jawne kontakty.Bywał u niego w mieszkaniu, miał klucz,donosił mu do szpitala rozmaite rzeczy.Za którymś kolejnym razem dostał odniego specyfikację znaczków.Był to spis wszystkich walorów, z dokładnympodaniem wartości, koloru, rysunku, numerów katalogowych i innych cech, tyle żebez aktualnej ceny.Facet początkowo trzymał ten spis przy sobie w szpitalu, pojakimś czasie uznał za słuszne przekazać go Marcinowi, Marcin dość długo nosiłkartkę w kieszeni, po czym schował go do szuflady.Obejrzał ją dokładnie iskonfrontował z katalogami dopiero po zaginięciu depozytu.- Nie wiem, co maszteraz zrobić - powiedziałam posępnie.- Kto to w ogóle jest, ten jakiś, corąbnął? - Kanciarz - odparł Marcin zjadliwie.- To znaczy jeden z trzechkanciarzy, którzy zaszczycali mój dom swoją obecnością.Nie jestem pewien,który.- Skąd ich wytrzasnąłeś, do diabła, nie masz co robić, tylko zapraszaćkanciarzy? - Zostali doprowadzeni.Przez różnych wspólnych znajomych.Przybrydżu bywa, że brakuje czwartego.A czasem nawet dwóch czwartych.Nieważne.Powiedz mi lepiej, co to się robi z takimi znaczkami i jak się je sprzedaje, bochyba nie na ciuchach? - Nie, raczej nie.Zależy, czy złodziej orientował się wich wartości, czy nie.- Przyjmijmy, że tak.- To będzie chciał dostać dobrącenę.Przede wszystkim musi zrobić ekspertyzy, bez ekspertyz nikt od niego niekupi, za drogie rzeczy.Potem sprzeda albo bezpośrednio zbieraczowi, albo nalicytacji.Zbieracz może kupić w tajemnicy, każda mania zawsze pada na umysł,ale ja nie znam w Polsce człowieka, którego stać byłoby na całość.To są jakieściężkie miliony.Ewentualnie pojedynczo.Na licytacji mógłby dostać więcej, naZachodzie takie znaczki puszczają z reguły na licytację, ale wtedy by sięrozeszło.Słuchaj, czy on tego nie wywiezie na Zachód? - A cholera go wie.Jużzacząłem czytać prasę, bo też mi te licytacje przyszły do głowy.Może sprzedaćanonimowo.W razie gdyby ogłosili, że będzie licytowany anonimowy zbiór.-Czekaj! - przerwałam gwałtownie.- Tam były dwa Mauritiusy, tak? Mauritiusy sąwyliczone i wiadomo, kto je ma.Zaginęły tylko dwie sztuki z berlińskiegomuzeum, te tutaj to muszą być inne dwie sztuki, nie objęte ewidencją, ale wrazie czego byłaby wielka sensacja.Prasa by napisała, od razu wiedziałbyś, żechodzi o ten zbiór! Nawet bez wymieniania innych.- Dobra, wiedziałbym.Znaczy,przeczytam w prasie o licytacji i o Mauritiusach i już nie będę wiedział, żeleci pod młotek mój depozyt.Fajno.Tylko że to nie w tym rzecz.- A w czym, dolicha?! Marcin westchnął.- Nawet niech trafię na taką licytację na Zachodzie,niech będzie, że nawet pojadę.I co? Mogę próbować udowodnić, że kradzione, mamtę specyfikację, mogę zrobić zamieszanie na całą Europę, co to da? Nie mamświadków, tej kolekcji nikt nie widział.I jak ci się zdaje? Przestanę być przezto podejrzany? Myśl logicznie.Nie doniosłem o kradzieży od razu.- Właśnie! -przerwałam z irytacją.- Dlaczego nie doniosłeś o kradzieży od razu? - Bozgłupiałem.Po pierwsze, pomyślałem, że jak się nie znajdzie, to czort bierz,zwrócę mu te parę tysięcy.- Zwariowałeś?! Mauritius za parę tysięcy?!!! - Askąd ja miałem wiedzieć, że tam jest Mauritius?! Nie denerwuj mnie! Myślałem, żebarachło! Po drugie myślałem, że ktoś zrobił głupi dowcip, a przedtem jeszczemyślałem, że gdzieś się zawieruszyło! Grzecznie poprosiłem wszystkich, żeby sięnie wygłupiali, myślałem, że oddadzą! A po trzecie.Marcin nagle urwał.Patrzyłam na niego potępiająco.Zastanawiał się przez chwilę.- A po trzecie, toi tak wychodzę na niepoważnego mydłka.Jeśli chcesz wiedzieć prawdę, wcale niemam chęci rozgłaszać, kto u mnie bywał.Co najmniej do jednej osoby niezamierzam się przyznać nigdy w życiu
[ Pobierz całość w formacie PDF ]