[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Krawędzie otworu ociekałykleistą cieczą, która ospałymi strumieniami spływała po płytach pancerza ku ziemi.Rhodeswychylił się, pas bezpieczeństwa wpił mu się w pierś.We wnętrzu otworu widział jedyniemrok; z równym skutkiem mógłby próbować przebić wzrokiem mętną wodę.- Podlecieć bliżej? - spytał Taggart.- Cholera, nie! - wrzasnął Gunniston, zaciskając kurczowo dłonie na poręczach fotela.- Utrzymuj pozycję - polecił Rhodes.Rozstąpiło się kilka kolejnych płyt i łoskot ustał jak nożem uciął.Wirniki helikoptera siekły wypełzającą z otworu mgiełkę.Taggart przesunąłwzrokiem po wskaznikach: kończyło się paliwo.Przelecieli pod siecią ze wschodu na zachód,a potem z północy na południe i stwierdzili, że w każdym kierunku rozciąga się ona na okołosiedmiu mil.Jej najwyższy punkt znajdował się mniej więcej dwieście metrów nadwierzchołkiem piramidy; stamtąd opadała łagodnymi łukami ku ziemi.Pod helikopteremjarzyły się matowo ogniska pożarów szalejących na terenie autoserwisu Cade'ea i maszynadygotała pod naporem wstępującego prądu rozgrzanego powietrza.- Ten obiekt wygląda, jakby miał skórę - zauważył Gunniston, wpatrując się z odraząw oślizłe, ciemne płyty.Rhodes nie odrywał wzroku od otworu.Przed kabinę nasunęło się pasmo czarnegodymu i przesłoniło na kilka sekund widoczność.Kiedy się przetarło, Rhodes odniósłwrażenie, że dostrzega w głębi szczeliny jakieś poruszenie: dryfujący cień, który zbliża siępoprzez mgiełkę do wylotu.Nie miał pojęcia, co to jest, ale zdał sobie nagle sprawę, żeznajdują się o wiele za blisko piramidy, by czuć się bezpiecznie.- Odsuń się trochę - rzucił z napięciem do Taggarta.Taggart zmienił kąt nachyleniawirników i zaczął odbijaćw lewo.W tym momencie obiekt, który zauważył Rhodes, wynurzył się z mgły.- O Jezu! - jęknął Gunniston.Taggart otworzył przepustnicę, położył helikopter w ciasny skręt i maszynaodskoczyła od piramidy z taką szybkością, że wszyscy trzej unieśli się ponad fotele.W najstraszniej szych koszmarach Taggart nie widział czegoś podobnego do tego, co wyłoniło się zotworu i zawisło w rozedrganym powietrzu.29.PojedynekPojazd, który wynurzył się z czarnej piramidy, nie przypominał w niczymjakiejkolwiek maszyny skonstruowanej na Ziemi.Zamiast wirników miał trójkątnemetaliczne płaty podobne do skrzydeł gigantycznej ważki, które trzepotały wzdłużwydłużonego czarnego kadłuba.Kokpit - identycznego kształtu co kabina, w której siedzieliTaggart, Rhodes i Gunniston - był wykonany z jakiegoś sinozielonego nieprzezroczystegoszkła i wie-lofasetowy niczym oko owada.Jednak najbardziej przerażająca była częśćogonowa pojazdu.To na jej widok Taggart otworzył gwałtownie przepustnicę i odbił wpośpiechu od piramidy.Ogon ten tworzyły przeplatające się, lepkie, czarne mięśnie", azakończony był kościaną najeżoną kolcami kulą przypominającą buzdygan.Ogon biłwściekle na boki, mięśnie" na przemian to się napinały, to rozluzniały.- Doppelganger - mruknął Rhodes.Taggart, skoncentrowany na operowaniu sterami, z prawą ręką na drążkusterowniczym, a lewą na dzwigni przepustnicy, wycofywał helikopter, starając się nie rozbićo budynek banku ani nie zboczyć na sieć.Przed kokpitem kłębił się dym.Pojazd w kształcieważki obracał się powoli w miejscu, jakby owadzie oko śledziło uważnie manewry ziemskiejmaszyny.- Co takiego? - spytał Gunniston.- Doppelganger - powtórzył Rhodes.- Lilstrzane odbicie.A może obcy tak naswłaśnie widzi.- Uderzyła go kolejna myśl.- Boże!.Tam, w środku, musi się mieścić całafabryka!- Ale czy to maszyna, czy coś żywego? Owszem, jest dwa razy większe od ichhelikoptera, ale sądząc po sposobie, w jaki pracują skrzydła i mięśnie", obiekt równie dobrzemoże być żywym stworzeniem.Albo, co jeszcze bardziej niesamowite, skrzyżowaniemmaszyny z jakąś obcą formą życia.Tak czy owak Rhodes chłonął ów widok jakzahipnotyzowany z mieszaniną zachwytu i odrazy.Ten trans prysł raptownie, kiedy ważka bezgłośnie, ze śmiertelną gracją runęła nanich.- Gazu! - krzyknął Rhodes, ale niepotrzebnie.Spoczywająca na dzwigni przepustnicydłoń Taggarta wydusiła już z silnika bolesny ryk.Helikopter wyrwał tyłem w górę, mijając oniespełna trzy metry okap dachu budynku bankowego.Twarz Gun-nistona stężała w pobladłąmaskę przerażenia; wpił się palcami w poręcze fotela.Ważka błyskawicznym skokowymmanewrem skorygowała kierunek lotu i pomknęła w górę za nimi.Helikopter wzniósł się w chmurę dymu i pyłu.Taggart leciał na oślep.Przymknąłtrochę przepustnicę i wprowadził maszynę w ciasny wiraż, silnik krztusił sięzanieczyszczonym powietrzem.- Z prawej! - wrzasnął Gunniston, kiedy Taggart kładł maszynę w drugi skręt.Ważka tnąca mrok po ich prawej burcie, również skręciła gwałtownie, naśladującmanewr, który przed chwilą wykonał Taggart i machnęła ogonem, mierząc w helikopterkolczastą kulą umieszczoną na jego końcu.Taggart odbił odruchowo w lewo; ogon ważkiśmignął tak blisko przechylającej się gwałtownie na bok i skręcającej maszyny, że zanimzniknął w chmurze, Rhodes i Gunniston zdążyli zauważyć ostre jak brzytwa krawędziekolców.Helikopter spadał jak kamień, a Rhodes uświadamiał sobie, że wystarczyłoby kilkauderzeń tym piekielnym ogonem, by maszyna rozpadła się na kawałki.Jak zniosłyby to ichciała, wolał nie myśleć.Taggart, nie zważając na podchodzący do gardła żołądek, długo niewyprowadzał maszyny z lotu nurkowego
[ Pobierz całość w formacie PDF ]