[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Ruchem ręki zaprosiłaDixie do mieszkania i mijając kanapę ruszyła w kierunku stołu.- Wczwartek o pierwszej trzydzieści, na lunchu u Belliniego.Odłożyła telefon i zanotowała w kalendarzu na tablecie lunch zTawny.- Tawny? - powiedział Dixie.- Zaprosiła mnie na uroczysty lunch ze swoimi druhnami.Chce, żebypoznały wielką Charlotte Malone".To jej słowa, nie moje.- Charlotteuśmiechnęła się.- Tylko jedna z nich jest już mężatką, a trzy pozostałe sąw poważnych związkach.Jestem bezgranicznie wdzięczna Tawny, żemi tak pomaga.Słowo jest najlepszą reklamą.Dixie, po co ci młotek iśrubokręt?Dixie uderzyła jednym narzędziem o drugie.- Nigdy nie wiadomo, kiedy mogą się przydać.Mogę na przykład wtwoim mieszkaniu napotkać wystający gwózdz.- Dix udała, że wbijagwózdz w ścianę.- Albo znalezć gdzieś luzną śrubkę.- Jest jeszcze jakaś oprócz tej w twojej głowie? - Charlotte skończyładopisywać lunch z Tawny do swojego planu zajęć.- Albo mogłybyśmy użyć ich, żeby otworzyć kufer.- Otworzyć kufer? - Ich oczy spotkały się, Charlotte lekko sięzaśmiała.- Ale zamek jest zaspawany, Dix.Młotek i śrubokręt nieporadzą sobie z zespawanym metalem.A jeśli poradzą, to już nigdy nieodważę się wjechać na żaden most.- No cóż, to wszystko, co miałam.- Dixie położyła narzędzia na stole. Doktor Ciacho ma tylko skalpele i nożyczki.Jego skrzynka znarzędziami jest godna pożałowania.Znalazłam w niej jedynie widelec,młotek i ten zardzewiały śrubokręt.- Widelec?- Tak, ostał się po szarlotce, którą jadł, kiedy wieszał obrazki wnaszym mieszkaniu.To gdzie jest ten kufer wart tysiąc dolarów? Dixierozejrzała się po salonie.- W sypialni.- Char, jak może cię nie kusić, żeby go otworzyć?- Przypomina mi.Nie mogę przestać myśleć, że to brzydactwoprzyczyniło się do rozstania mojego i Tima.- Charlotte szybko przebiegławzrokiem po e-mailach, ciesząc się, że nie musi zajmować się Dixie i jejnarzędziami.Chociaż jej przyjaciółka nieraz już wyważała zaspawanezamki do jej przeszłości, za narzędzia mając tylko swoją odwagę.- No wiesz, nie możesz pasować tylko dlatego, że coś jest trudne albozaspawane.- Nie pasuję.Z wyjątkiem tego kufra.- Char, naprawdę wszystko dobrze? - Dixie opadła na krzesło, kładącmłotek i śrubokręt na kolanach.- Pytałaś mnie już o to tysiąc razy.Wszystko dobrze.- Jeśli Jared zerwałby ze mną dwa miesiące przed ślubem, nadalbyłabym w łóżku z pudełkiem chusteczek.- Ty zaszywasz się z chusteczkami w łóżku, a ja pracuję.Idę doprzodu.Zapominam o przeszłości. Charlotte odłożyła tablet. Kiedyumarła mama i musiałam zamieszkać z Gert, przez jakiś czas płakałam.Powiedziałam Gert, że jestem zbyt chora, żeby pójść do szkoły.Ale pomiesiącu płakania noc w noc, przestałam.Azy nie mogły przywrócićmamie życia.Nie dałyby mi ojca ani dziadków.Więc opłakiwałammamę, robiąc coś, cokolwiek.Wstawałam, szłam do szkoły, walczyłam zułamkami, uczyłam się gramatyki, stawałam się osobą, którą wybieranojako pierwszą do drużyny, kiedy graliśmy w siatkówkę.Chciałam, żebymama była ze mnie dumna.- Charlotte wpatrywała się w przyciemnianeokna.Zwiatła Homewood odbijały się od ziemi.- Azy nie przywrócą miteż Tima.Więc pracuję.%7łeby mama była ze mnie dumna.Cisza, która zapadła, dała Charlotte chwilę, żeby odetchnąć ipomyśleć.%7łeby przetrawić własne myśli, zrozumieć swoje uczucia.Kochała Tima, ale coś kazało jej powątpiewać w jego zamiary.Dixie pochyliła się do niej przez stół i ścisnęła jej rękę.- Jesteś głodna?- Chętnie bym coś zjadła.- Co powiesz na Homewood Gourmet?- Idziemy.- Charlotte przewiesiła torbę przez ramię.- Myślałam, żebyjesienią wybrać się do Paryża.Odwiedzić Bray-Lindsay i innych naszychprojektantów.Co ty na to?- Co ja na to? Wchodzę w to.Koniecznie.Chcę pojechać do Paryża.Jeśli pojedziesz bez mnie, puszczę salon z dymem.- Dixie przecięłapowietrze młotkiem i śrubokrętem.- Dix, dziś nie potrzebujemy narzędzi.- Charlotte spojrzała wkierunku windy.- No nie wiem, może się przydadzą.- Dixie przyglądała się młotkowi,a Charlotte naciskała guzik windy.- Jedno, co wiem, to że nastanie zima,zanim Jared zauważy ich brak.Charlotte zamówiła kurczaka w pesto oraz sałatkę i zupę.Upiła łykherbaty czekając, aż Dixie złoży zamówienie.Uwielbiała przyjaznąatmosferę Homewood Gourmet - delikatny gwar, stukot naczyń,oczekiwanie na wyjątkowe jedzenie.Wyjęła tablet, żeby przejrzeć swój kalendarz na jesień i zarezerwowaćczas na Paryż.Musiałaby skontaktować się z projektantami, ustalićoptymalny termin wizyty, wynająć kogoś, kto doglądałby salonu.Należało więc zarysować wstępnie jakieś ramy czasowe.Gdy Dixie skończyła zamawiać, Charlotte podniosła głowę, byzapytać o jej plany na jesień.Ale gdy tylko spojrzała w kierunku drzwifrontowych, słowa ugrzęzły jej w gardle, a biedne serce zamarło.Tim.Z jakąś piękną kobietą.- Char, co jest? - Dixie spojrzała przez ramię, żeby zobaczyć, o cochodzi.- Och, nie do wiary.- Chodzmy stąd.- Charlotte wyłączyła tablet i schowała do torby.-Wymkniemy się, jak tylko usiądą - powiedziała, pochylając się nisko nadstołem i chowając za Dixie.- Wyprostuj się.Nie będziesz się chować, jakbyś miała się czegośwstydzić.To on powinien się wstydzić.- Jasne, tylko że on jest na randce z jakąś ślicznotką, a ja siedzę z tobą.- Wiesz, co mam na myśli.Charlotte przełknęła łzy.Tim rozglądał się po restauracji, wysoko podnosząc głowę, a uroczazłotowłosa kobieta - z cholernie idealnym profilem - wzięła go pod ramię.Pochylił się i szepnął jej coś do ucha, a ona uśmiechnęła się do niego,posyłając mu nieskazitelny uśmiech.Charlotte w drugim końcu sali poczuła ogień bijący z rozmarzonegospojrzenia kobiety.Musiała się stąd wydostać.Oszacowała odległośćdzielącą ją od drzwi wejściowych.Dziesięć olbrzymich kroków i będziena zewnątrz.- Dixie, możesz zostać i być dzielna, trzymać głowę wysoko i takietam, ale ja wychodzę. Wyszarpnęła portfel z torebki i zostawiładwudziestkę na stole.- To powinno wystarczyć, żeby zapłacić za mojezamówienie.Dixie zatrzymała ją, zaciskając rękę na jej ramieniu.- Nigdzie nie idziesz.Przyszłyśmy tu, żeby zjeść, wyjść i dobrze sięzabawić.Przyszłyśmy tu, żeby o nim zapomnieć.I porozmawiać ointeresach.- Jak mam o nim zapomnieć, skoro muszę na niego patrzeć.Skorokażdy śmiech, który słyszę, zmusza mnie, by się obrócić i sprawdzić, czyto ona.Zastanawiać się, co do niej mówi.Albo dlaczego w ogóle tu z niąjest.- Charlotte, prawdopodobnie jest klientką, koleżanką z pracy, jestjakoś związana z architekturą.- Dlaczego go bronisz? Są na randce, widzę.Klientka nie patrzyłabyna niego takim maślanym wzrokiem.Tak czy siak, wychodzę i nie chcę,żeby on mnie widział
[ Pobierz całość w formacie PDF ]