[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Doktor Żuraw nie lubił jesieni - deszczu, chłodu, śniegu, kaszlu icieknącego nosa.Przez miesiąc albo dłużej słupki w termometrach wahać się będą między plusdziesięć aminus dziesięć, jakby magiczna siła ściągała je do temperatury zamarzania.Istoty ludzkie niebyły stworzone do takiego klimatu.Zaciągnął kotary w oknie i zerknął na kalendarz.Następnego dnia przypadałscyldag;rynek będzie zamknięty - w każdym razie oficjalnie - i prawie pusty.Najwyższyczassporządzić raport.Handlarz opuści miasto w hieraxdag.Pozostało jeszcze pięćrzeźbionychfigurek bogini Sphigx.Rozprostował ramiona, przypominając sobie, że też jest pewnego rodzajużołnierzem.Sięgnął po piórnik, czarny atrament i kilka arkuszy bardzo cienkiego papieru.Jak zawszemusiał pisać zmienionym charakterem pisma, by nikt go nie rozpoznał, gdybyraport zostałprzechwycony.Musi napisać o tak istotnym rozwoju wypadków, że nikt nie zdecyduje się odwołaćgoz placówki.Dziś sporządzenie takiego raportu nie będzie trudne.A przecież chciałby wracać.Powrócić przed nastaniem deszczów, choć mówiono, żekiedyś było tam równie wilgotno jak tutaj jesienią.Wybrał starannie wronie pióro i pieczołowicie je przyciął.„Obserwuje się coraz silniejsze tendencje do przywrócenia Karty.Ruch tenkoncentruje się wokół osoby niejakiego Jedwabia, młodego augura bez rodziny.Powszechnietwierdzi się, że jest on obiektem cudów przypisywanych Pahowi lub Scylli.Jakdotąd ruch tenogranicza się jedynie do klas niższych.Na murach pojawiają się hasła »Jedwab nacaldć!«,lecz na Palatynie.(tylko tak podejrzewał, ale przecież dobrze znał się narzeczy) ich nie ma.Nawiązałem z Jedwabiem kontakt i zdobyłem jego zaufanie.Dopilnowałem, by dostałw ręceazoth.Wspominam o tym na wypadek, gdyby zaszła konieczność jego likwidacji”.Żuraw uśmiechnął się pod nosem.Stało się to przez czysty przypadek, ale po co otympisać.„Gwardia cywilna rośnie w siłę.Wszystkie jednostki są w gotowości bojowej.Mówisię o formowaniu brygady rezerwowej, w której oficerami będą weterani”.Przez dobrą minutę studiował swe dzieło; lepiej napisać za mało niż za dużo.Porazdwudziesty zanurzył wronie pióro w atramencie.„Ptak wyrwał się na wolność.Jego trener oświadczył, że taka była konieczność.Wciągu kilku najbliższych dni spróbuje zwabić go z powrotem.Podobno świadkiemjegouwolnienia byli Lemur i Lori”.Żuraw przypomniał sobie, że widziano ich też, jak wychodzą z poziomówpodpiwnicznych, co zdarzyło się już kilkakrotnie.Bez wątpienia Ayuntamientorobiła użytekz na wpół zalanych tuneli konstrukcyjnych, jakkolwiek jej główna siedziba wcalesię tam niemieściła.A może nie zdołano jeszcze ich zlokalizować, choć wielu poszukiwaczy przepadło wtunelach bez śladu.Oprócz uśpionej armii Vironu przebywali tam virońscyżołnierze ikilkanaście talusów.Żuraw potrząsnął głową i uśmiechnął się na myśl o nagrodzie, jaką obdarzy gorani.Odwrócił się do szkła i klasnął w ręce.- Monitor! Pojawiła się twarz.- Kod.Wężymord.Co masz dla mnie? Szkło wypełniła mięsista twarz Krwi.- Powinien to usłyszeć radca Lemur.Twarz Krwi zastąpiło zwodniczo przystojne oblicze Wari.- Mnie możesz przekazać wiadomość.- Wolałbym raczej.- Żuraw uśmiechnął się, widząc niechęć Krwi.- To nieistotne.O co chodzi? Doktor przysunął się bliżej do szkła.Gdy już twarz Krwi zniknęła, zastąpił ją monitor, który powiadomił lekarza, żenicwięcej nie ma, a Żuraw ponownie umoczył pióro w atramencie.„Później.Ptak wrócił z własnej woli.Mówią, że jest w wyśmienitej formie”.Starannie wytarł pióro i schował je do piórnika.Podmuchał na papier, po czymwielokrotnie go złożył do rozmiarów kwadracika nie większego niż paznokiećkciuka.Gdywcisnął go w pozbawioną miecza lewą dłoń Sphigx, ręka figurki zamknęła się nakartce.Przez chwilę się zastanawiał, czy warto przed pójściem do łóżka wziąć długąkąpiel wwannie.W łazience było dobre światło - sam je zainstalował - więc jeśli zgodzinę poczyta,ciasno złożony papier zdąży nabrać brązowego odcienia wymyślnie rzeźbionegodrewna.Dlapewności robił tak zawsze.Był bardzo ostrożny; zresztą musiał być taki.- No, teraz czuję się dużo lepiej - powiedział Alka, wracając do stolika.-Paterę, czywiesz, jak się z tym obchodzić?- Z igłowcem? - Jedwab wzruszył ramionami.- Jak ci mówiłem, tylko z niegostrzelałem.Nic więcej.Alka ponownie napełnił kieliszek.- Mówię o azothcie.Nie, naturalnie, nic nie wiesz, ale tak czy owak opowiem cioigłowcu.- Wyciągnął własny, dwukrotnie większy od inkrustowanej, wykładanejzłotembroni, którą Jedwab miał w kieszeni.- Zauważ ten bezpiecznik.Taki sam znajdujesię podrugiej stronie.- Tak.Teraz broń nie wystrzeli.Tyle to i ja wiem.- Doskonale.- Alka dotknąłigłowcaczubkiem noża.- Czy widzisz tę sterczącą igiełkę? Możesz nazwać ją wskaźnikiem.Gdywyskakuje, znaczy to, że w magazynku nie ma już igieł.Jedwab wyciągnął z kieszeni swoją broń.- Masz rację, wyskoczyła.- Teraz patrz.Opróżnię swój igłowiec, odciągając dźwignię rozładownika.Z wyrwy igłowca Alki trysnęła na stół srebrzysta fontanna igieł, które rozsypałysię nablacie.Jedwab wziął jedną w palce.- Niewiele tu do oglądania - zauważył Alka - Kawałek bardzo twardego stopuprzyciąganego przez magnes lepiej niż stal.Jedwab dotknął palcem czubka igły.- Myślałem, że są ostrzejsze.- Cha, cha, cha! Wtedy nie działałyby skutecznie.Gdyby tak malutki przedmiotprzeszedł prosto przez czyjeś ciało, nie wyrządziłby wielkich szkód.Jeśliobrócisz ją wpalcach, zauważysz boczne nacięcia.Czubek jest zaokrąglony, by lepiej wchodziłdo lufy.Jedwab odłożył igłę.- A skąd taki huk?- Powietrze.- Ku zdziwieniu Jedwabia Alka się uśmiechnął.- Gdy byłeś szprotem,czy nigdy inny szprot nie strzelił do ciebie z procy, a kamień nie przeleciał cikoło ucha?Paterę skinął głową.- Zgoda, proca nie robi takiego huku jak pistolet, bo to tylko kamieńwystrzelonyprzez szprota.Ale usłyszałeś świst ciętego przez kamień powietrza, taki czasamirobi wiatr wkominie.Im większy kamień i im szybciej leci, tym dźwięk jest głośniejszy.- Rozumiem - mruknął Jedwab.W jednej chwili z całą wyrazistością wróciła doń tamta scena; palący, dziecięcywstyd, świst kamienia, daremna próba ucieczki i bolesne uderzenie, strumień krwispływającej z twarzy na jego najlepszą białą tunikę wyszywaną w kwiaty.- No dobrze, igła jest maleńka, ale wystrzelona porusza się z taką prędkością,że wporównaniu z nią ciśnięty kamień zdaje się lecieć do tyłu
[ Pobierz całość w formacie PDF ]