[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Jeśli gangrena dostała się do limfy, możeciezacząć szykować trumnę.- Róbcie, co musicie, byle nie stracił ręki.- Już ją stracił.Nie wiem nawet, czy zdołam uratować mu życie.- Chcecie dostać zapłatę, czy nie? Wszystko mi jedno, czy reszta wytrzyma.Ale taręka musi pisać.Zenon pokręcił głową.Podał pochodnię Genzerykowi i poprosił, by mu poświecił.Potem wyjął na stół torbę z narzędziami, wziął długi nóż i zbliżył go do rany.- To może was zaboleć - ostrzegł Gorgiasa.- Muszę rozciąć ramię.Miał już zaczynać, gdy Genzeryk zachwiał się.Medyk zauważył to w samą porę izdążył go przytrzymać.- Dobrze się czujecie? - spytał.- Tak, tak.To nic.Kontynuujcie - rozkazał.Zenon spojrzał na niego zdziwiony, po czym znów zabrał się do dzieła.Wylał na rękęchorego nieco spirytusu, po czym wykonał nacięcie równoległe do zabliźnionej rany.Skórarozeszła się niczym jelito ropuchy, a z nacięcia zaczęła wydobywać się ropa.Smród był taki,że Genzeryk musiał się cofnąć.Zenon poszukał igły i zaczął nawlekać na nią nić.- Cholera! - wykrzyknął, gdy igła wyślizgnęła mu się z palców.Nachylił się, by jąpodnieść, ale nigdzie nie mógł jej znaleźć.- Zostawcie ją i weźcie drugą - poradził Genzeryk.- Nie mam przy sobie więcej igieł.Musielibyście pójść po nie do mojego domu.- Ja? Idźcie sami.- Ktoś musi powstrzymać krwawienie.- Puścił łokieć Gorgiasa i na stół trysnąłstrumień krwi.Zenon znów nacisnął arterię.Genzeryk skinął głową.Choć Gorgias leżał nieprzytomny, Genzeryk ostrzegł Zenona, by go pilnował.Przedwyjściem upewnił się, że łańcuch dobrze trzyma, i wypytał medyka, gdzie trzyma igły.Miałjuż wyjść, gdy znów się zachwiał.- Na pewno dobrze się czujecie? - spytał Zenon.- Doprowadźcie do porządku to ramię przed moim powrotem! - krzyknął Genzeryk iznikł ze stajni, mrużąc oczy, jakby niezbyt dobrze widział.Zenon zacisnął krępulec na ramieniu Gorgiasa, powstrzymując krwawienie.Zbadałraz jeszcze ranę, zobaczył, że ma szarofioletowy odcień, i pokręcił głową.Ta ręka byłastracona, choćby Genzeryk nie wiadomo jak się upierał.W tej samej chwili Gorgias sięocknął.Gdy zobaczył medyka, usiłował się podnieść, ale powstrzymały go łańcuchy ikrępulec.Zenon uspokoił go.- Gdzieście się podziewali? Rutgarda miała was już za martwego - powiedział medyk ipochylił się, bo zauważył lśnienie zagubionej igły.Gorgias usiłował przemówić, ale gorączka splątała mu język.Zenon poinformował go,że powinien amputować mu rękę, w przeciwnym razie niechybnie umrze.Gorgias spojrzał naniego przerażony.- Nawet jak ją obetnę, i tak możecie umrzeć - mruknął, jakby miał zarżnąć wieprza.Gorgias zrozumiał.Już od kilku dni nie mógł poruszać palcami.Dotąd usiłował toignorować, ale od łokcia w dół jego ramię było pozbawionym życia kikutem.Zastanowił sięnad słowami medyka.Tracąc ramię, straciłby również źródło utrzymania, ale przynajmniejmógłby jeszcze walczyć o Rutgardę.Spojrzał na ramię pokryte wrzodami.Pulsowało, ale niebolało.Medyk miał rację.Kiedy Zenon wyjaśnił, że Genzeryk jest temu przeciwny, Gorgiasnie zrozumiał, o co mu chodzi.- Przykro mi, ale to on płaci.Gorgias usiłował zdjąć coś ze swojej szyi, ale Zenon go powstrzymał.- Weźcie to - zdołał wykrztusić Gorgias.- To rubiny.Nigdy żeście tyle nie zarobili.Zenon obejrzał naszyjnik wiszący na szyi Gorgiasa.Złapał go i zerwał jednymruchem.Potem spojrzał na drzwi, jakby się nad czymś zastanawiał.- Genzeryk mnie zabije.Splunął na ziemię i kazał Gorgiasowi zagryźć suchą gałąź.Potem chwycił piłę izacząć ciąć ramię niczym rzeźnik ćwiartujący cielaka.Kiedy Genzeryk wrócił, zastał omdlałego Gorgiasa w wielkiej kałuży krwi.Zacząłszukać Zenona, ale po medyku nie było śladu.Na ziemi leżała amputowana kończyna, a tamgdzie wcześniej znajdowało się ramię, widniał teraz umiejętnie zszyty kikut.Wkrótce zjawił się Zenon, podciągając sobie portki.Kiedy zobaczył Genzeryka,usiłował mu wytłumaczyć, że było to nieuniknione, ale wikary nie słuchał jego wywodów.Przeklął go tysiąc razy, posłał do piekieł, obrzucił obelgami i usiłował pobić.Ale nagleuspokoił się, jakby ogarnął go jakiś dziwny fatalizm, a po chwili zachwiał się.Sprawiałwrażenie zmieszanego.Jego oczy błądziły to tu, to tam, jakby szukając jakichś nieistniejącychmiejsc.Zenon złapał go w ostatniej chwili, gdy Genzeryk osuwał się na ziemię.Zakaszlał.Twarz mu zbladła i po chwili wyglądała niczym marmurowa maska.Medyk podał mu łykspirytusu, który trochę go ożywił.- Wygląda na to, że coś wam dolega.Chcecie wyjść? Genzeryk przytaknął bezprzekonania.Zenon przyprowadził swój wóz [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • ines.xlx.pl