[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Bo zrobilikonkurs.Mnie dalej gnębiły te robaki i cmentarze.Wymyśliłem serię zdjęć.Krzyże, drzewa, świeże groby, pomniki, alejki, wieńce, kwiaty, ale najlepszezdjęcie wyszło mi podczas pogrzebu.Akurat kiedy cykałem, był pogrzeb.Uchwyciłem zapłakaną twarz żałobnika.Zaszklone oczy.Kapelusz na głowie.Siwa broda.Krzaczaste brwi.Taki portret niepozowany.I to było najlepszezdjęcie.Wybrali je.Dostałem nagrodę.Pierwszą nagrodę.Nie tylko nagrodępierwszą w konkursie, ale i pierwszą nagrodę w życiu.Wielkie przeżycie.Najpierw wielka euforia i radość, ale kiedy przyniosłem do domu dyplom, takina specjalnym papierze, wypisany, ale nie tylko, bo cztery rolki filmu teżdostałem, i pokazałem w domu to nagrodzone zdjęcie, to wszyscy najpierwpatrzyli jakby z niedowierzaniem, że dziecko może takie coś zrobić, takiepiękne zdjęcie, tak zatrzymać emocje tamtej chwili, a potem zaczęli siękrzywić.Matka w szczególności.Mówiła, że nic dobrego ze mnie nie wyrośnie,że jak nie skończę z tymi zdjęciami, to będzie zle.Fajnie, prawda? Dzieckoprzychodzi się pochwalić, a tu taka nagroda od własnej matki.Zawsze takbyło, cokolwiek dobrego bym nie zrobił, czymkolwiek bym się nie pochwaliłlub ktoś inny mnie docenił, zawsze było zle.Utrapieniem moim była takobieta i nie tylko moim, ojciec też się z nią męczył.Męczyła wszystkich, bopewnie sama ze sobą się męczyła.Dziecko potrzebuje pochwał, jak ich niedostaje, a w pobliżu jest drugie, do tego siostra, ciąg le chwalona, to nie jestdobrze.Bunt się we mnie zaczął zbierać.Na kółko chodziłem dalej, robiłemzdjęcia, choćby jej na złość, bo ojciec dalej płacił, też może wyłącznie, żeby jejna złość zrobić.Byłem coraz lepszy w tym fotografowaniu.Czułem, że to mojepowołanie.Kręciło mnie to.I nie tylko.Nie same zdjęcia mnie kręciły, trzebamieć też jakąś motywację, a u mnie było, zdaje się, tak, że największąmotywacją, żeby tego nie rzucać, była matka, robienie jej na złość.W szkoleszło słabo, ale zdawałem z klasy do klasy, dopiero przy samym końcupodstawówki były problemy.Odleciałem z chłopakami.Fascynację jakąśkumplowaniem się przeżyłem.Były papierosy i alkohol.Całkowicie uczyć misię nie chciało.Zdjęcia były cały czas, z tego nie zrezygnowałem.To byłow sumie wciąż ważne.Rodzice się wściekali, bo przychodziłem czasami pijany.Ze szkoły zwiewałem, na wagary szedłem.Nawet jak mnie matka pod samąszkołę podprowadzała, to po pierwszej czy drugiej lekcji znikałem.Załatwiałosię kasę na tanie wino.Pamięta pan te wina? Teraz też je można kupić, tym sięróżnią od tamtych, że ponoć mają mniejszą zawartość siarki.Zresztą tamtewina nazywaliśmy po prostu siarami.Piliśmy siary.Dobrze kopały po głowie,a jeszcze lepiej się po nich rzygało.Czasem robiliśmy konkursy.W parku.Ktoprędzej z gwinta wypije, a potem który z nas najdalej się zrzyga.No właśnie,wtedy przeszedłem na złą stronę.Mój czarno-biały świat na chwilę sięskończył.Poszedłem w kolory, w barwy.W zło takie.Prócz tego zauważyłem,że ojciec nie wylewa za kołnierz.Zawsze jakieś piwo w domu było.Pił je, jakpamiętam, nawet często, ale nigdy nie widziałem go pijanego.Z biegiem latdotarło jednak do mnie, że pije, i to może nawet dużo, ale nie w domu.On jużpodpity przychodził, a w domu się tylko dokańczał.W robocie miał dostęp doalkoholu, do czystego spirytusu.Wiem to, bo sam robiłem potem to co on,alkohol był, litry alkoholu.Ja nigdy w pracy tego nie tykałem, ale onz pewnością tak.Nie awanturował się.Tylko ten zapach podejrzany, zaszkloneoczy, czasami słyszałem, jak w łazience wymiotował.Potem zauważyłem, żecoraz częściej przebywa w stołowym.To znaczy, śpi na tapczanie, nie idzie dosypialni.Obraz kontrolny w telewizji, a on na tym tapczanie wpatrzony tępow obraz.Na stole dwie, trzy puste butelki po piwie.I cisza w domu.Corazwiększa cisza.Przestał właściwie się odzywać.Stał się robotem.Do pracywychodził, po pracy wracał.Nie zarywał nocy.Był, ale jakby go wcale nie było.Matka wtedy zaczęła popłakiwać.Nie krzyczała, jeśli już, to na mnie.I tak toleciało.Ojciec pił, ja też z kolegami piłem, do szkoły nie chodziłem, aż w ósmejklasie mnie posadzili.Na posadzeniu się nie skończyło.Zakapowali mnie.Nauczyciele, zdaje się.%7łe nie tylko z lekcji znikałem, ale jak już się pojawiłemprzypadkiem, to śmierdziało ode mnie alkoholem.Przydzielili mi kuratora.Przenieśli mnie też do innej szkoły.Inni kumple mieli trochę więcej szczęściaalbo ustawionych rodziców.My byliśmy biedakami, ludzmi jak setki tysięcyinnych, czyli szarą masą.A kolesie, owszem, pili, ale na koniec roku wszyscyskończyli podstawówkę i nikt z nich nie dostał kuratora.Tylko ja.W tej drugiejpodstawówce trochę się uspokoiłem.Nie było odpowiedniego towarzystwa.Nie było z kim chodzić na wagary, ale też kurator działał, odwiedzał,sprawdzał, wywiady robił, wypytywał.Ojciec snuł się po domu osowiały, zlewyglądał.Przestał chodzić do fryzjera, zapuścił się.Potem od niego pachniało.Z ust jechało, jak nie alkoholem, to próchnicą.Strasznie się wtedy posunął.Jakby w jeden rok przybyło mu dziesięć albo więcej lat.Nic go nie cieszyło.Dawniej też wiele go nie cieszyło, ale wtedy to już zupełnie nic.Tylko tapczan,telewizor, kilka piw, obraz kontrolny, od czasu do czasu coś zjadł, bo musiał.Tylko dlatego jadł.Zresztą matka przestała gotować, przynosiła coś gotowego.Jej się też przestało chcieć.Jedynie siostra nie wykazywała znudzenia życiem.Dalej dobrze się uczyła i przynosiła piątki.Dziwna ta moja siostra była.Nigdynie zauważyłem, żeby się z kim przyjazniła.Nie miała koleżanek, tym bardziejkolegów.Jakoś robiłem ósmą klasę.Kto wie, może mnie na koniec puścili, bochcieli sobie zaoszczędzić większych kłopotów? Następny kibel? Ileż można!A po ósmej klasie, i to raz repetowanej, chyba nie było szkół specjalnych?Widziałem, jak ojciec się pogrąża.Jak wtapia się w tapczan.Staje się z nimjednością.Wielką, ludzką, pasującą do niego sprężyną.Nawet jego skóraupodobniła się do obicia.Kameleon.Ojciec stał się kameleonem.A gdywydobywał się z pokoju za potrzebą albo z powodu głodu, czy też tego, żemusiał wyjść do pracy, też nie przypominał człowieka, tylko osłupiałe zwierzęchodzące na dwóch nogach.Wytresowanego niedzwiedzia z cyrku.One teżprzypominają smutnych ludzi.Pan lubi cyrk? Nie? Byłem kiedyś na występie.Przyjechali do Aodzi.Produkcja międzynarodowa.Demoludy.Trochę Ruskich,Bułgarów i Węgrów.Smutne zwierzęta.Wytresowane.Jak mój ojciec.Przecieżon też podlegał jakiejś tresurze.Matka jednak nie zrobiła z niego do końcatego, co chciała.Smutny miś, mój ojciec.Tutaj, w Aodzi, mieszkał dziadek.Ojciec mojej matki.Nie lubiłem go i rzadko żeśmy się widywali.Wiedziałem,że jest, wiedziałem, że żyje, ale to było właściwie wszystko na jego temat.Mieszkał sam, żona jego, moja babka, umarła przed moimi narodzinami, więcnie mogłem jej znać.Ja lubiłem tylko dziadków od strony ojca, tam częstojezdziłem i byłem na wsi szczęśliwy jako dziecko.Ale ten tutaj, na miejscu, tobyła pomyłka
[ Pobierz całość w formacie PDF ]