[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Kiedy podeszliśmy bliżej, zrozumiałam, że pora działać, bo nigdy nie wydostaniemy sięz tej matni, jeśli Guido będzie milczał jak ostryga.Przy zamkowych bramach capitano poszedłprzodem, by przekupić wartowników, którzy skrzyżowali halabardy przed naszymi nosami.Uszczypnęłam Guida w ramię.Wreszcie spojrzał na mnie, ale miał minę śmiertelnika patrzącego nadiabła, przez którego zasłużył na potępienie.Wściekłam się. Posłuchaj syknęłam obudz się i zachowuj jak mężczyzna.Bez względu na to, co sięwydarzyło na okręcie, żyjemy i mamy cartone.Zastanów się i rozejrzyj.Musimy oczarować tegoczłowieka, don Ferrantego, albo nasze poszukiwania zakończą się tutaj.Zachowuj się jak ktośważny, na litość boską, bo odkąd wylądowaliśmy na tej skale, jesteś nudny jak dzień SąduOstatecznego.W odpowiedzi tylko pokręcił głową. Jesteś żałosny prychnęłam, spluwając. W porządku, zachowuj się jak rozpuszczonymięczak.Widzę, że nie mogę się spodziewać, iż coś zrobisz.Nie wiem dlaczego nie możesz wziąćspraw w swoje ręce.Pewnie to ja będę musiała ocalić nam życie.Jak zwykle. I ruszyłam w śladza kapitanem.Wiedziałam, że ostatnie zdanie było niesprawiedliwe, bo to brat Guido ratował namtyłki w czasie naszych podróży, ale chciałam powiedzieć coś, co wyrwie go z tego przepełnionegopoczuciem winy otępienia.Nie zadziałało.Zwykle przed spotkaniem z nowym i ważnym mężczyzną martwiłam się o swój wygląd.Skórę miałam napiętą od słońca i wysuszoną od wody.Kiedy polizałam wargi, smakowały solą.Moje włosy nadal opadały w słonych sznurach, szeleściły, kiedy odrzucałam je do tyłu, a od słońcazrobiły się prawie białe.Poczułam się jeszcze większą wieśniaczką, kiedy capitano prowadził nasprzez kolejne wspaniale urządzone sale i komnaty.Wszędzie kręcili się dworzanie w swoichwytwornych strojach, ale, co dziwne, wszystkie ubrania, klejnoty, a nawet dekoracje na ścianachbyły czarne lub białe.Kiedy minęliśmy trzeci czy czwarty antyszambr, wypełniony wyniosłymiczarno-białymi dworzanami, którzy patrzyli na nas z góry jak na drewno wyrzucone na plażę (tymw istocie byliśmy), zaczęłam podejrzewać, że moje oślepione słońcem oczy straciły zdolnośćrozróżniania kolorów.Odcienie tęczy w tym miejscu nie istniały.Nieświadomie wpatrywałam sięw każdą napotkaną damę, szukając podobieństwa do Gracji po prawej stronie, pięknej kobietyzidentyfikowanej przez nas jako Neapol.Wiedziałam co prawda, że damy tej nie ma już wśródżywych, ale wypatrywałam jej ducha spacerującego między dworzanami.Jednak wszystkie damyna tym dworze były ciemnowłosymi i czarnookimi Hiszpankami i żadna z tych podobnych do srokkobiet nie dorównywała księżycowobladej delikatności Gracji. Dlaczego są ubrani na czarno i biało? Czy ktoś umarł? wyszeptałam do kapitana.Pokręcił kędzierzawą głową. To nie żałoba, tylko moda wyjaśnił. Jesteś na dworze aragońskim, a oni uznali, żewypada nosić się tylko na czarno albo na biało.Madonna! A don Ferrante to jeden ze szlachetnie urodzonych? Niezupełnie. Uśmiech kapitana nie był przyjemny. Don Ferrante to FerdynandPierwszy, król Aragonii i Neapolu.Król.Niech to diabli.Po raz kolejny mam spotkać wielkiegoczłowieka, a śmierdzę jak fretka i wyglądam jak jeżozwierz po burzy.Wreszcie przeszliśmy przez gigantyczne drzwi do największej jak dotąd sali była to długagaleria, której ściany zdobiły skomplikowane rzezby maleńkie kawałki kości słoniowej osadzonew ciemnym hebanie, co tworzyło fantastyczne kształty i wzory.Ani kość, ani drewno nie byłyspecjalnie drogie, ale talent, jakiego wymagało stworzenie tych paneli ciągnących się jak okiemsięgnąć, czynił je bezcennymi.Pośrodku galerii stała w szlachetnej pozie imponująca postać,ubrana na biało i oparta o ogromny czarny kominek.Gigantyczne palenisko było puste w ten upalnydzień.W popiołach ostatniego ognia na trójnogim stołeczku do dojenia przycupnął mężczyznaw czerni i strugał blok białego drewna, a śnieżne strużyny spadały spod jego palców na palenisko.Człowiek w bieli mówił nieznanym mi językiem, pewnie po aragońsku, ale kiedy moje uchotrochę przywykło, mogłam odróżnić kilka wyrazów i stwierdzić przy okazji, że hiszpański nie jestzbyt dalekim kuzynem toskańskiego.Niewolnik mężczyzny w bieli wybąkał coś w odpowiedzi, alenie oderwał wzroku od rzezby.Za takie odstępstwo od dobrych manier we Florencji czekałaby gochłosta.Cicho szliśmy przez galerię.Czarno-biała para nie zwracała na nas uwagi, ale kiedy sięzbliżyliśmy, człowiek w bieli się odwrócił. Capitano Ferregamo powiedział i wtedy poznaliśmy nazwisko kapitana. Widzę, żeprzeżyłeś ostatnie sztormy.Gratuluję.Czy to samo można powiedzieć o flocie Muda?Ferregamo skłonił się nisko i odezwał głosem tak pokornym, że z trudem go rozpoznałam. Ekscelencjo, o ile wiem, zatonął jedynie okręt flagowy.Pozostałe przypłyną dzisiaj lubjutro, bo my byliśmy o dobrych pięć mil przed nimi.Musieliśmy wyruszyć wcześniej z powodutych oto intruzów. Przywiozłeś nam łupy? W głosie monarchy w bieli było coś dziwnego, spółgłoskiw jego ustach syczały jak węże. Owszem.Ten człowiek jest szlachcicem z Pizy.Kobieta to jego towarzyszka, ale jestpiękna, więc pomyślałem, że może spodoba się Jego Królewskiej Mości.Jego Królewskiej Mości? Więc człowiek w bieli to nie król Ferdynand? Czy musimy minąćjeszcze więcej komnat, żeby dotrzeć do sali tronowej? Człowiek wąż znowu się odezwał: Ale twój szlachcic nosi szaty mnicha. Obszedł nas z ciekawością, przytykając do nosabiałą pomadę, jakbyśmy śmierdzieli (i pewnie tak było). Nie jest mnichem, Ekscelencjo.Przyłapałem go na pokładzie, jak całował tę kobietę.Rzuciłam okiem na Guida i zobaczyłam, że opuszcza głowę zawstydzony.Służący w czernisiedzący w kominku nadal rzezbił.Nożyk gwizdał w powietrzu, wióry odskakiwały od jego palców,czip, czip, czip.Wężowy język się uśmiechnął. Ale nie pozbawił jej dziewictwa? Nie na okręcie zapewniał kapitan. Nie mam co do tego wątpliwości.Przez cały czasbyli obserwowani.Zatrzęsłam się z oburzenia.Obserwowani? Czy capitano widział, jak wyjęliśmy cartone,i słyszał naszą rozmowę o znaczeniu obrazu? Niemożliwe.Chciałam, żeby moje serce trochęzwolniło.Capitano na pewno by nas nie podglądał, a wszyscy pozostali nie żyją.Jednakprzysięgłam sobie, że przy najbliższej okazji, kiedy będziemy sami, powiem bratu Guidowi, żebypilnował obrazu, bo jeśli go zgubimy, koniec z nami.Wężowy język przyglądał mi się uważnie. W porządku.Ujdzie.Co Wasza Królewska Mość na to?Mężczyzna przycupnięty w kominku odezwał się tonem nieznoszącym sprzeciwu: Muszę ją obejrzeć.Spojrzałam na niego zaskoczona
[ Pobierz całość w formacie PDF ]