[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Lancia stanowiła przedmiot jego dumy pomalowana była na srebrny meta-lik i wyposażona w sprzęt stereofoniczny Brauna oraz muzyczny klakson.Na pół-ce za tylnymi siedzeniami stał plastikowy jamnik; jego łeb podskakiwał w rytmkołysania samochodu.Prezent od ulubionej dziewczyny.Pomimo tych kosztownych i sentymentalnych dodatków, Rabbia nie zawracałsobie głowy zamykaniem samochodu czy choćby wyjęciem kluczyków ze stacyj-ki.Każdy złodziejaszek w Mediolanie wiedział, kto jest właścicielem tego samo-chodu i co grozi za jego tknięcie.Nonszalancko wszedł do klubu, świadom czekającej go przyjemności, ponie-waż zgodnie z narzuconymi sobie zasadami, właśnie tutaj zawsze wypijał pierw-szego drinka.Właściciel dojrzał go w wejściu i pstryknął palcami na barmana.Kiedy Rabbiadoszedł do baru, czekała już na niego duża szkocka whisky.Wypił ją z zadowole-niem, rozglądając się po sali.Kilka par tańczyło.Mężczyzni byli ludzmi interesu w średnim wieku, a kobie-ty młodymi hostessami.Był to drogi klub, który cieszył się powodzeniem.Spoj-rzał na kobietę, która właśnie wyszła z toalety i zmierzała do stolika wysoka157blondyna z biustem przelewającym się przez głęboki dekolt w sukni.Nigdy przed-tem jej nie widział, więc musiała być nowa.Starannie odnotował sobie w pamięci,że powinien kazać ją sobie przysłać któregoś popołudnia.Dopił drinka, a właściciel podszedł do niego i wręczył plik banknotów.Rab-bia dokładnie je przeliczył, sięgnął pod marynarkę, obluzował rzemień i wrzuciłpieniądze do torby.Kiwnął głową i brodą wskazał dziewczynę. Ta nowa blondyna.Przyślij ją do mnie w poniedziałek po południu,o trzeciej. Tak jest, signore Rabbia.Zalazłszy się z powrotem na ulicy, głęboko zaczerpnął świeżego powietrzai ruszył do swojej Lancii.Gdyby miejsce to było lepiej oświetlone i gdyby miałlepszy zmysł postrzegania, może zauważyłby, że głowa jamnika lekko się kołysze.Wsiadł, chrząkając z wysiłku i właśnie miał sięgnąć do stacyjki, kiedy poczułdotyk zimnego metalu na szyi i usłyszał równie zimny głos: Nie waż się nawetdrgnąć.Jego pierwszą reakcją było zaskoczenie. Wiesz kim jestem? Jesteś Giorgio Rabbia a jeżeli jeszcze raz się odezwiesz, to przemówiszpo raz ostatni w życiu.Ktoś sięgnął mu pod lewe ramię i rozchylił marynarkę.Czuł, jak broń zosta-je wyciągnięta, więc zamarł w bezruchu; chwilowo opanowało go przerażenie.Ten człowiek z tyłu znał jego tożsamość, czyli nie chodziło mu o irchową torbę.Motywem nie był rabunek.Może zaczynały się kłopoty z rodziną Abrata.Głos z tyłu przerwał te nerwowe spekulacje. Włącz silnik i słuchaj moich wskazówek.Jedz wolno i staraj się nie zwra-cać niczyjej uwagi.Spróbuj udawać mądrego, a momentalnie zginiesz.Rabbia prowadził ostrożnie, bo instynkt mówił mu, że mężczyzna z tyłu nieżartuje.Wyjechał z miasta drogą na południe i kiedy wyjeżdżali z przedmieść jegoumysł zaczął pracować szybciej.Gdyby wybuchła wojna terytorialna, już został-by zabity albo przed klubem, albo w dzielnicy starych magazynów, które wła-śnie minęli.Intrygował go głos.Mówił z lekkim neapolitańskim akcentem, alebyło w nim coś jeszcze, czego nie potrafił określić.Doszedł do wniosku, że tenczłowiek nie jest Włochem i to kazało mu pomyśleć o czymś jeszcze.Jego szef,Fossella, od jakiegoś czasu spierał się na temat dostaw narkotyków z Unią Korsy-kańską z Marsylii.Może ich niechęć była silniejsza niż się spodziewano; ale skądten neapolitański akcent?Tuż przed Vigentino otrzymał polecenie zjechania na boczną drogę, a zarazpotem skręcił na bitą ścieżkę.Poszuka swojej szansy jak wysiądą z samochodu nie może mieć w tym momencie broni przy szyi; nawet przy swoim ciężarzeRabbia potrafił w razie potrzeby szybko się ruszać.158W świetle reflektorów pojawił się niski pawilon.Mały budynek z rodzaju ta-kich, jakie mediolańczycy budują sobie na weekendy.Głos kazał mu pojechać najego tyły.Pod oponami zachrzęścił żwir. Zatrzymaj się tutaj.Zaciągnij hamulec ręczny i wyłącz silnik.Rabbia pochylił się do przodu, a zimny metal mu towarzyszył.Powoli usiadłz powrotem.Nagle nacisk broni ustąpił i w sekundę pózniej wszystko przed nimeksplodowało.Wolno dochodził do siebie zaczynał być świadom pulsującego bólu w ty-le głowy.Spróbował przyłożyć tam dłoń, ale nie mógł jej ruszyć.Kiedy odzy-skał zdolność widzenia, zauważył, że lewy nadgarstek ma przylepiony taśmą dodrewnianego oparcia krzesła.Z bólem przekręcił głowę w prawą stronę.Druginadgarstek był tak samo unieruchomiony.Raptownie odzyskał pamięć i jasnośćumysłu.Wolniutko uniósłszy głowę, najpierw zobaczył drewniany stół.Rozłożo-ne były na nim różne przedmioty: młotek i dwa długie, metalowe szpikulce; oboknich duży, ciężki nóż oraz metalowy pręt mniej więcej półmetrowej długości
[ Pobierz całość w formacie PDF ]