[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Tak! - odparła w końcu drżącym głosem.Znów zamilkłyśmy.Po chwili obie zaczęłyśmy się głupio śmiać.Zmiałyśmy się bez powodu, śmiałyśmy się, ponieważ byłyśmy przyjaciółkami, aja miałam dodatkowy powód do radości, bo udało mi się namówić Fran, żebyprzyszła nieco wcześniej i pomogła mi w przygotowaniach.- A zatem będzie nas dziewięcioro - liczyłam na głos.- Nie lepiej, żebybyła parzysta liczba?- Mogłabyś zaprosić Charliego.- zasugerowała Fran.- Nie ma mowy! - zaprotestowałam stanowczo.- Ty też właściwie wcalenie jesteś zaproszona.Możesz przyjść, jeśli spełnisz dwa warunki.Po pierwsze,porozmawiasz z Angusem, który myśli, że go nienawidzę.Po drugie, opowieszmi absolutnie WSZYSTKO o Charliem.- Nie ma sprawy - zgodziła się.- Możesz przez cały wieczór ignorowaćAngusa, bo ja będę z nim rozmawiać, tylko czy to ma być dowód, że nicprzeciwko niemu nie masz?- Tak.224R S- I mam ci opowiedzieć o kimś, kogo prawie nie znam i bardzo rzadkowiduję?- Nie wierzę ci.- No dobra, wobec tego do zobaczenia jutro.- A co robisz dziś wieczorem?- To tajemnica.Pa!Musieliśmy wybrać się z Alexem na zakupy.Ponieważ już wkrótcebędziemy parą w pełnym wymiarze godzin i czekają nas częste wspólnewyprawy do sklepów, równie dobrze możemy potraktować to jako próbę.Potrzebne nam było jedzenie i wino dla dziewięciu osób, a także kwiaty,świece i cała reszta.Nie bardzo jednak wiedziałam, czy te drobiazgi odwrócąuwagę gości od niepasujących do siebie krzeseł: kilka sztuk postanowiłampożyczyć od sąsiadów, kilka miało tapicerkę w kwiaty, a jedno siedzisko byłopaskudnym wysokim taboretem z lat siedemdziesiątych.Ktoś, kto na nimusiądzie, będzie patrzył na pozostałych gości z góry, jak sędzia.Zasiądziemyprzy dwóch zestawionych stołach różnej wysokości, przykrytych starą ceratą.Trzeba było również kupić ślubny prezent dla Amandy i Frasera, kapelusz dlamnie, a dla Alexa nowy krawat i trochę bielizny, bo jego slipy nagle gdzieśprzepadły (i nikt ich więcej nie widział).%7ładne z nas nie było w stanie znieść piekła, w jakie zamienia się centrumLondynu w przedświąteczne soboty, wybraliśmy się więc do Elephant andCastle Shopping Centre w południowym Londynie.Jest to przerażający, różowypotwór, przypominający robota, który wyrzuca z wnętrzności truskawkowykoktajl.Oferowano tu tanie zagraniczne połączenia telefoniczne, ale gorzej byłoze znalezieniem czegoś, co można by uznać za prezent ślubny.Przez godzinę ponuro przyglądaliśmy się mopom i staraliśmy się unikaćszalonego świętego Mikołaja.Zajrzeliśmy do sklepiku oferującego towary zadziewięćdziesiąt dziewięć pensów, nic jednak nie kupiliśmy.Alex zaczynał znudów dostawać kota, ale robił wszystko, żeby tego nie okazywać.225R SZaproponował nawet, żebym przymierzyła kilka kapeluszy, które przypominałyogromne, zmutowane insekty, i gdyby człowiek niespodziewanie zobaczył cośtakiego leżącego na ziemi, mógłby się niezle wystraszyć.Mniej więcej o drugiej po południu (tego dnia dość długo wylegiwaliśmysię w łóżku - było cudownie, ale znacznie ograniczyło nam to czas, zwłaszcza żemiałam zamiar przygotować jeszcze lasagne) zaczęłam wpadać w panikę.- Szkoda, że nie mają tu sklepu Wszystko do zrujnowanego zamku" -biadoliłam, po raz czwarty biorąc do ręki dwuipółmetrowe sztuczne słoneczniki.- Zastanówmy się, czego Amanda i Fraser mogą potrzebować.- Niczego! Absolutnie niczego! Amanda już ma toster, wyciskacz docytryn i wszystkie inne rzeczy, jakie kiedykolwiek prezentowano w katalogachsprzedaży wysyłkowej.Do tego wszystkiego ma konto w Heal's i wynajęładekoratora wnętrz.Widziałam listę prezentów ślubnych.Przykro mi, ale jeszczenie jestem przygotowana do tego, żeby zacząć sprzedawać swoje organybogatym Amerykanom.- W porządku, kotku, wyluzuj się.A co sprawiłoby przyjemnośćFraserowi?Zamyśliłam się,- Prawdopodobnie Gameboy.Alex klasnął w dłonie.- Zwietnie, wobec tego kupmy mu Gameboya.- Gameboya?- Właśnie.Jak myślisz, ile konsol mogą dostać w prezencie?- Hmmm.pewnie żadnej.- A widzisz!Poszliśmy do Woolworths i dwie minuty póznej było już po wszystkim.Dostaliśmy firmową torbę, kilka gier i instrukcję obsługi.To ja zapłaciłam zaprezent, ale w końcu Amanda i Fraser byli moimi przyjaciółmi.- Bułka z masłem - podsumował Alex beztrosko.- Spójrz! - zawołał,wskazując sklep, w którym na pierwszy rzut oka sprzedawano tylko różne miski226R Si miseczki, ale gdy uważniej się mu przyjrzałam, okazało się, że są tam równieżpłyty kompaktowe, czajniki, majtki i mnóstwo innych drobiazgów.- Osiem par bokserek za piątaka! - podniecał się Alex.- Och.Są szorstkie i łatwo się elektryzują.- Nie przeszkadza mi to.Poza tym może moje zgubione slipy poczujązazdrość i wrócą do domu.- Dobry argument.Mieliśmy z głowy dwa punkty z naszej listy.Po namyśle Alex postanowiłzałożyć swój stary, szkolny krawat, co mnie wkurzyło, ale tylko trochę, bodzięki temu udało mi się nieco zaoszczędzić.Ja zrezygnowałam z nowegokapelusza.W Tesco było zupełnie inaczej.Alex oświadczył, że panujący wokół brudi tłok przypominają mu Indie.Zignorowałam jego narzekania, szukającnieuszkodzonych opakowań lasagne ze szpinakiem.W tym czasie Alex.załadował do wózka tanie czerwone wino i dorzucił butelkę ginu.- Nie za dużo tego alkoholu? - spytałam.- Będzie sporo ludzi.Westchnęłam.- Lepiej już chodzmy.Nie wiem, jak sobie poradzę z dziewięciomaosobami.- Dziewięcioma? Wydawało mi się, że mówiłaś o ośmiu.- Taak, ale zadzwoniła Fran.Miałam okropne wyrzuty sumienia, więc jąteż zaprosiłam.Nie mam zamiaru przejmować się nieparzystą ilością gości.Alex chyba się wkurzył.- A powinnaś - stwierdził.- Boże, Mel, ona wszystko zepsuje.Niemogłabyś jej wytłumaczyć, że lepiej by było, żeby nie przychodziła?- Nie! Na litość boską, obydwoje jesteście okropni.Poprosiłam ją, żebyzaczęła cię lepiej traktować.Będzie się starać.Posadzę ją obok Angusa albokogoś innego.227R S- Nadal uważam, że będzie o jedną osobę za dużo.Mogłabyś do niejzadzwonić.Ona to na pewno zrozumie.- Alex, czy nie za wcześnie, żebyśmy się żarli w supermarkecie? Franprzyjdzie, rozumiesz? Będzie stanowić przeciwwagę dla Lindy, której zupełniebrak osobowości, i Mookie, która ma jej tylko połowę.Co więcej, jedynie onapotrafi uciszyć Amandę, która lubi za dużo gadać.- Jasne.Tylko Fran ma prawo trajkotać bez ograniczeń.- Przestań.Stanęliśmy w niewiarygodnie długiej kolejce do kasy.Niemowlę wnosidełku uderzyło mnie w głowę grzechotką, umazaną przeżutymi biszkoptami.- Załatwione, prawda? - zapytałam
[ Pobierz całość w formacie PDF ]