[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Obudziła się z uczuciem dojmującego bólu w sercu.Vernon poszedł na wojnę, pomyślała.Pora wziąć się do pracy…ROZDZIAŁ DRUGI1Nell poszła do pani Curtis, komendantki Czerwonego Krzyża.Pani Curtis była osobą życzliwą i przystępną.Z upodobaniem podkreślała znaczenie swojej funkcji i była przekonana, że jest urodzoną organizatorką.W rzeczywistości była bardzo złą.Jednak każdy przyznawał, że ma cudowny sposób bycia.Nell potraktowała wielce łaskawie.— Niechże się pani przyjrzę, pani… ach, tak! Pani Deyre.Rozumiem, że ma pani legitymację VAD* i zaświadczenie o odbytym kursie dla pielęgniarek.— Tak, proszę pani.— Lecz nie jest pani zarejestrowana w żadnej tutejszej filii, czy tak?Dyskusja o formalnej pozycji Nell w miejscowej społeczności zajęła sporo czasu.— No cóż, zobaczymy, co się da dla pani zrobić — orzekła w końcu pani Curtis.’ — Szpital w chwili obecnej ma pełną obsadę, lecz wiadomo, że personel pomocniczy często się wykrusza.Dwa dni po pierwszym konwoju mieliśmy aż siedemnaście rezygnacji.Wszystkie pochodziły od kobiet w „pewnym” wieku.Tym kobietom nie spodobał się sposób, w jaki zwracały się do nich siostry, choć przyznaję, że siostry, być może, pozwoliły sobie na zbytnią poufałość.Jednak, jak pani sama rozumie, pani Deyre, zawiść o pracę w Czerwonym Krzyżu to rzecz naturalna.A to były dobrze sytuowane kobiety, takie, co to nie lubią, by się do nich „zwracano”.Pani nie jest czuła na tym punkcie, pani Deyre?— Nie, ani trochę — pośpiesznie zapewniła Nell.— Oto hart ducha — pochwaliła ją pani Curtis.— Jeśli chodzi o mnie — ciągnęła — sprowadzam te sprawy do zwykłej, porządnej dyscypliny.Bo gdzie byśmy wszyscy dzisiaj byli, gdybyśmy nie przestrzegali dyscypliny?Nell nagle pomyślała sobie, że prawdopodobnie pani Curtis nie musi przestrzegać żadnej dyscypliny, a tym samym jej słowa, bez pokrycia w rzeczywistości, nie mogą wiele znaczyć i nie powinno się ich wysłuchiwać w postawie na baczność.Stała jednak nadal i nadal na jej twarzy malował się wyraz skupionej powagi i przejęcia.— Mam rezerwową listę dziewcząt — kontynuowała pani Curtis.— Dopiszę na niej pani nazwisko.Dwa razy w tygodniu będzie pani uczestniczyć w pracy ambulatorium, w Szpitalu Miejskim, i w ten sposób zdobędzie trochę doświadczenia.Szpital ma niedobory personalne i chętnie przyjmuje naszą pomoc.Następnie pani i panna — tu zaczęła przeglądać listę — powiedzmy panna Cardner, tak, panna Cardner, będziecie towarzyszyły pielęgniarce rejonowej w domowych wizytach.Będą to wtorki i piątki.Rozumiem, że ma pani swój uniform.Zatem jesteśmy umówione.Mary Cardner, sympatyczna, pulchna dziewczyna, której ojciec był emerytowanym rzeźnikiem, odniosła się do Nell bardzo przyjaźnie.Sprostowała, że to nie będą wtorki i piątki, lecz środy i soboty: „ta stara Curtis zawsze coś pokręci”.Pielęgniarkę rejonową nazwała kochaną osobą, taką, która „nigdy na ciebie nie naskoczy”, i przestrzegła przed siostrą Margaret ze szpitala, prawdziwym potworem.W najbliższą środę Nell zrobiła pierwszy obchód z pielęgniarką rejonową, małą, wiecznie zaaferowaną i zapracowaną kobietą.Pod koniec dnia siostra poklepała ją przyjaźnie po ramieniu.— Cieszę się, że masz głowę na karku, moja droga.Doprawdy, niektóre przysyłane do pomocy dziewczęta zdają mi się bez rozumu, zresztą, co tam „zdają mi się”, one naprawdę są głupkowate.A weź te wytworne damy, nie uwierzyłabyś! Nie, nie te z urodzenia.Te niedouczone pannice, dla których praca pielęgniarki sprowadza się do wygładzania poduszki i karmienia pacjenta winogronami.Mówię ci, ty to całkiem co innego.Ty w mig poznasz swoją robotę.Podniesiona tym na duchu, Nell, nie trzęsąc się już tak bardzo, we właściwym czasie zameldowała się w szpitalnym ambulatorium.Przyjęła ją wysoka, posępna siostra o niechętnym spojrzeniu.— Kolejna niedoświadczona ochotniczka — odezwała się zrzędliwie.— Przysyła cię pani Curtis, tak? Ta kobieta jak nic wpędzi mnie w chorobę.Przyuczanie głupich pannie, którym się zdaje, że pozjadały wszystkie rozumy, zabiera mi więcej czasu, niż gdybym sama wszystko robiła,— Tak mi przykro, proszę pani — powiedziała Nell potulnie.— No bo pochodzi jedna z drugą na tuzin wykładów, zdobędzie kilka świadectw i już jej się zdaje, że wie wszystko.— Z głosu siostry Margaret przebijała gorycz.— A potem jak w dym do mnie.Doprawdy, to ponad moje siły.Tymczasem zebrała się typowa grupa pacjentów.Chłopiec z owrzodzonymi nogami, dziecko, które poparzyło sobie nóżki wrzątkiem z przewróconego czajnika, dziewczyna z igłą w palcu i różni inni ludzie, cierpiący na „złe uszy”, „złe nogi”, „złe ręce”.— Wiesz, jak się przepłukuje uszy? Oczywiście, nie wiesz.Obserwuj, jak ja to robię — powiedziała ostro siostra Margaret.Nell obserwowała.— Następnym razem sama to zrobisz — oświadczyła siostra Margaret.— Rozwiń bandaż temu chłopcu i każ mu moczyć palce w gorącym roztworze kwasu bornego tak długo, aż się nim zajmę.Nell była zdenerwowana i niezdarna.Siostra Margaret działała na nią paraliżująco.Zdawało się, że nie upłynęła minuta, a oto znów była u jej boku.— Nie mamy dość czasu, by zajmować się cały dzień jednym palcem — zauważyła.— Zostaw to mnie.Wyglądasz mi na ostatnią niezdarę.Trzeba zdjąć bandaże z nóg tamtemu dzieciakowi, ale najpierw odmocz je w letniej wodzie.Nell przyniosła miednicę z wodą i uklękła obok dziecka, małej trzyletniej kruszyny.Dziewczynka była poważnie poparzona, a bandaże już na dobre przyschły do cieniutkich nóżek.Nell nawilżała je najdelikatniej jak mogła, mimo to mała pacjentka krzyczała wniebogłosy i z bólu, i z panicznego strachu.Nell była kompletnie zdeprymowana.Czuła, że za chwilę zwymiotuje albo zemdleje.Nie, ona nie może wykonywać takiej pracy, po prostu nie może.Odsuwając się od miednicy z wodą, podniosła wzrok: siostra Margaret obserwowała ją ze swego kąta z błyskiem złośliwego zadowolenia w oku.Tak też mi się zdawało.Nie zniesiesz tego, mówiło to oko.Nell w jednej chwili zebrała się w sobie.Pochyliła głowę, zacisnęła zęby i starając się nie słuchać wrzasków dziecka, wzięła się do roboty.W końcu bandaże odeszły.Nell podniosła się.Była blada, rozdygotana i miała potworne mdłości.Siostra Margaret wyglądała na rozczarowaną.— No, już po wszystkim — powiedziała do matki dziecka.— Na przyszłość, pani Somers, na pani miejscu byłabym odrobinę bardziej ostrożna i nie pozwalałabym małej dobierać się do czajnika.Pani Somers zauważyła trzeźwo, że nie da się być wszędzie naraz.Nell została odesłana do rozgrzania zakażonego palca.Następnie asystowała siostrze przy przemywaniu owrzodzonej nogi, a potem przystanęła obok młodego lekarza, który wyjmował igłę z palca dziewczyny.Kiedy zrobił głębokie nacięcie, dziewczyna skrzywiła się i skurczyła w sobie.— Siedź spokojnie, dobrze? — rzucił ostrym tonem
[ Pobierz całość w formacie PDF ]