[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Częstodziękowała Bogu, ze rodzice zmarli z przyczyn naturalnych kilka latprzed wybuchem wojny.Przynajmniej nie doświadczyli udrękiwygnania.Pamiętając o trudnościach z opuszczeniem obozu, zastana-wiała się, co o tym myśli George. Jak? spytała. Powiedz mi jak poprosiła.Krew nabiegła dotwarzy George'a.Tutaj dopiero zaczynałysię trudności.Zakłopotany, odsunął się od żony.Nie mógł wydobyć zsiebie ani słowa. No powiedz zachęcała go Mary.George spuścił wzrok i po kilku nieudanych próbach wykrztusił wreszcie: Mary, ja.potrzebuję klejnotów.Klejnotów z twojego posagu.Słyszałem rozmowę w obozie.Są ludzie, którzy przygotują odpowiedniedokumenty i przemycą nas do Bejrutu.Za twoje klejnoty.Załzawionymi oczami wpatrywał się w twarz kobiety, która wniosła wjego życie tyle szczęścia.Prosząc ją n jej jedyny majątek klejnoty,które miały ją ocalić przed śmiercią z głodu, gdyby zmarł przed nią, czułsię głęboko zawstydzony.Uśmiechając się słodko do męża, Mary poczuła nowy przypływ gorącejmiłości, którą od tylu lat dzieliła z tym mężczyzną.Nie wahała się anichwili.Podniosła się z wysiłkiem i rozpięła trzy górne guziki swojejzniszczonej koszuli.Sięgnęła po brązową sakiewkę wiszącą na rzemyku iwyciągnęła ją w stronę męża. Proszę, wez je. Widząc cierpienie na jego twarzy, dodała: Co mipo nich? Czy wybieram się na bal? spytała żartobliwie.George pochylił się do żony i drżącą ręką szybkim ruchem wziął od niejzłoto i drogocenne kamienie, które podarował jej dziesięć lat wcześniej naznak swojej dozgonnej miłości. Jutro.Jutro skontaktuję się z tymi ludzmi wymamrotał, nie mogącsię zdobyć, żeby spojrzeć na Mary.Słysząc jego cichy szloch, pogładziła go po plecach, modląc się w duchuo to, aby Bóg dał George'owi Antounowi jeszcze jedną szansę w życiu.Tydzień pózniej Mary przyrządziła specjalny posiłek z jagnięcego mięsa iryżu.Rodzina rzadko jadła mięso i buzia Demetriusa jaśniała zeszczęścia, gdy zajadał, wycierając talerz do czysta bułką.Po kolacji Mary przykucnęła przed synem i skinieniem ręki kazała muusiąść sobie na kolanach. Demetriusie zaczęła poważnym głosem. Dzisiaj zagramy wniezwykłą grę. Musisz być bardzo spokojny dodał stojący obok George.On teżmiał bardzo poważny wyraz twarzy. Schowasz się.Nikt nie może cięusłyszeć.Nikt nie może cię zobaczyć.Potrafisz się schować? Zrobisz todla taty? Zabawa! roześmiał się George; zerwał się z kolan matki, podbiegłdo dziadka i zaczął podskakiwać w jego ramionach. Dziadku, będę sięchował! zawołał śpiewnie, łapiąc Mitriego za brodę i zamykając mupalcami oczy.Mary wstała i zaczęła składać w stos najcieplejsze i najlepsze ubraniasyna. Pomóż mi powiedział George do żony pełnym determinacji głosem.Wcześniej przygotował duży słomiany koszyk, umieszczając w nimubrania syna i sandały, które Mitri zdołał zreperować.Gdy skończył torobić, Demetrius ochoczo wczołgał się do środka.George przykrył go zgóry kocem, ale po chwili z wnętrza kosza dobiegło wołanie: Gdzie Sammy? Ja chcę Sammy'ego!Troje dorosłych wymieniło pełne udręki spojrzenia.Drewniany osiołekbył jedyną zabawką, jaką chłopiec kiedykolwiek miał.Był ciężki inieporęczny i mieli nadzieję, że uda się go zostawić razem z innymiwiększymi przedmiotami, których nie zdołaliby zabrać ze sobą w długądrogę do Bejrutu. Demetriusie, musisz być dużym chłopcem powiedziała Mary, poczym dodała, prosząc Boga o wybaczenie: Sammy dołączy do naspózniej. Sammy! szlochał chłopiec. Ja chcę Samm'ego! Zaczął krzyczeć ikopać.George pobiegł szybko do sypialni, przyniósł osiołka i poświęcił kilkacennych chwil, żeby zmieścić go jakoś pod kocem obok syna.Szlochania Demetriusa przycichły i po chwili ustały. Sammy! Musisz być bardzo cicho! szepnął chłopiec.Po chwiliodsunął koc z twarzy i uśmiechnął się szeroko do taty. George, jesteś niemożliwy powiedziała Mary.Jej twarz była bardzoblada. To prawda przyznał George, uśmiechając się do niej ciepło.Umieściwszy dziecko w koszu, rodzina Antounów zaczęłaprzygotowywać się do opuszczenia po cichu domu.Kto wie, czy któryś zsąsiadów nie doniósłby na nich.Wszyscy mieli na plecach pakunki zodzieżą.George dzwignął koszyk z najcenniejszym ładunkiem, a Marywzięła brązową walizkę z dokumentami, zdjęciami rodzinnymi inarzędziami kuchennymi; znalazło się tam też kilka książek.Mitri zająłsię kocami i poduszkami, w których Mary zaszyła porcelanowe filiżanki.Rozejrzeli się ostatni raz po domu i zaczęli zamykać drzwi, gdy nagleMitri zawrócił i wbiegł do większego pokoju, żebyzabrać klucz do domu w Palestynie.Mary popatrzyła na niego zniechęcią, gdy zawiązywał czarną wstążkę na szyi i wsuwał klucz podkoszulę. Pewnego dnia nam się przyda wyjaśnił z nieśmiałym uśmiechem.George poprowadził ich szybko przez obóz, a polem zwolnił na wąskiejścieżce.Kosz kołysał się lekko w jego ramionach.Czując się bezpiecznie, Demelrius objął rączkami swojego drewnianegoosiołka i zasnął głęboko.Nikt nic nie mówił, ale serce Mary waliło jak szalone.Co będzie, jeśliprzewodnicy ich nie znajdą? Mogli okłamać George a, żeby pozbawić goresztek dobytku.Błąkające się wokół obozu psy mogły zacząć szczekać,zdradzając ich strażnikom.Musieliby wrócić bez nadziei na poprawienieswojej przyszłości.Mary zdawała sobie sprawę, że niebezpieczeństwomoże nadejść z każdej strony.Postanowiła, że będzie myśleć o czymśinnym, najlepiej o swoim ślicznym synku.Demetrius był prawdziwymcudem.Po sześciu latach rozpaczliwego oczekiwania, po kolejnychporonieniach, gdy umarła wszelka nadzieja, sam Bóg zesłał im tegochłopca.George często powtarzał, że ich syn jest darem niebios.Usta Mary rozchyliły się w uśmiechu.Gwałtownie wciągnęła powietrze, gdy Mitri potknął się i omal nieprzewrócił.Nie było łatwo iść po kamienistej ścieżce
[ Pobierz całość w formacie PDF ]