[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Co pan na to, szeryfie Courter? - spytał, włączając wsteczny bieg.- Nie mamy wyboru.Musimy go wypuścić - odparł Jake.- Pan mu wierzy?- Cholera go wie.- Jake wzruszył ramionami.- Ale mamy za mało, \eby gozatrzymać.- W porządku.- Roland, wa\na figura, z powagą skinął głową.- Jest wolny.Niech nieopuszcza miasta.Myron spojrzał na Jake a.- Niech nie opuszcza miasta? - powtórzył i roześmiał się.; Serdecznie.- Powiedział: Niech nie opuszcza miasta ?Jake próbował powstrzymać śmiech, lecz warga wyrazniej mu dr\ała.Rolandpoczerwieniał.- Dziecinada! - wyrzucił z siebie.- Szeryfie, proszę o codzienne raporty w tej sprawie.- Tak jest.Roland zgromił obecnych najgrozniejszym ze spojrzeń - i nikt nie padł na kolana - iwymaszerował z pokoju.- Praca z nim to kupa śmiechu - rzekł Myron.- Jaja nie do wytrzymania.- Czy Christian i ja jesteśmy wolni?Jake potrząsnął głową.- Dopiero, gdy opowiesz mi o swojej wizycie u dziekana Gordona.35Po zdaniu relacji Jake owi Myron odwiózł Christiana do domu.Po drodze - na jego\yczenie - opowiedział mu o wszystkim.Wprawdzie chciał oszczędzić chłopakowiszczegółów, ale nie miał prawa ich przed nim zatajać.Christian nie zadawał \adnych pytań.Nic nie mówił.Na boisku słynął ze stoickiegospokoju w ka\dej sytuacji.A w tej chwili miał minę jak podczas meczu.Kiedy Myron skończył, przez kilka minut milczeli.- Dobrze się czujesz? - spytał go wreszcie.Christian skinął głową.Twarz miał bladą.- Dziękuję panu za szczerość - powiedział.- Kathy bardzo cię kochała.Pamiętaj o tym.Christian ponownie skinął głową.- Musimy ją odnalezć.- Robię, co mogę.Christian usiadł tak, by widzieć Myrona.- Kiedy zabiegały o mnie wielkie agencje, robiły to jakoś tak& bezosobowo.Chodziłowyłącznie o pieniądze.W pana przypadku te\ o nie chodziło, nie jestem naiwny, ale pan byłinny.Instynktownie wyczułem, \e panu mogę zaufać.Chcę powiedzieć, \e stał się pan dlamnie kimś więcej ni\ mened\erem.Cieszę się, \e pana wybrałem.- Ja równie\.Wiem, \e to nie najlepszy moment na takie pytanie, ale od kogo się omnie dowiedziałeś?- Ktoś mi pana gorąco polecił.- Kto?- Nie wie pan?Christian uśmiechnął się.- Jakiś klient?- Nie.- No, to nie mam pojęcia - rzekł Myron, potrząsając głową.Christian usiadł wygodnie.- Jessica - odparł.- Opowiedziała mi o panu.O tym, jak pan grał, o kontuzji, ile panato kosztowało, o pańskiej pracy w FBI, o powrocie na studia.Zapewniła, \e nie zna nikogolepszego od pana.- To dlatego, \e za rzadko wychodzi z domu.Zamilkli.Na autostradzie New JerseyTurnpike wyłączono środkowy pas, więc zaczęli się wlec.Powinienem pojechać pasemzachodnim, pomyślał Myron.Ju\ miał zmienić pasmo ruchu, gdy usłyszał od Christiana cośtakiego, \e o mało nie zahamował.- Moja matka pozowała kiedyś nago.- Słucham? - spytał, sądząc, \e się przesłyszał.- Kiedy byłem mały.Nie wiem, czy te zdjęcia zamieszczono w jakimś piśmie.Wątpię.Nie była zbyt atrakcyjna.W wieku dwudziestu pięciu lat wyglądała na sześćdziesiąt.Pracowała w Nowym Jorku jako prostytutka.Na ulicy.Nie wiem, kto mnie spłodził.Przypuszczała, \e jeden z facetów na wieczorze kawalerskim, ale nie miała pewności który.Myron zerknął na Christiana.Patrzył przed siebie.- Myślałem, \e mieszkałeś z rodzicami w Kansas - rzekł ostro\nie.Christian potrząsnął głową.- Wychowali mnie dziadkowie.Matka zmarła, kiedy miałem siedem lat.Zaadoptowalimnie.Nosiliśmy to samo nazwisko, więc udawałem, \e są moimi rodzicami.- Nie wiedziałem.Przykro mi.- Niepotrzebnie.Dziadkowie byli wspaniali.Z pewnością popełnili mnóstwo błędówwychowawczych wobec mamy, skoro skończyła, jak skończyła.Mnie traktowali \yczliwie i zmiłością.Bardzo mi ich brakuje.W głębokim milczeniu minęli sportowy kompleks Meadowlands.Na rogatce Myronuiścił opłatę i podą\yli w stronę mostu Waszyngtona.Christian kupił sobie lokum trzykilometry od mostu i dziesięć od stadionu Tytanów, w typowym dla New Jersey, nazwanymszumnie Cross Creek Pointę, osiedlu trzystu domów z prefabrykatów, które wyglądało jakwyjęte z filmu Duch.Gdy krą\yli, szukając wolnego miejsca do zaparkowania, zadzwonił telefon.Myronpodniósł słuchawkę.- Halo?- Gdzie jesteś? - spytała Jessica.- W Englewood.- Pojedz drogą Czwartą na zachód do Siedemnastej - powiedziała prędko.- Spotkamysię w Ramsey na parkingu przy bankomatach.- O co chodzi?- Przyjedz tam.Natychmiast.36Kiedy ujrzał Jessicę, stojącą w przyćmionej poświacie jarzeniówek parkingu, taknieznośnie piękną w opinających jej j biodra niebieskich d\insach i czerwonej bluzcerozpiętej pod szyją, natychmiast wyczuł kłopoty.Wielkie kłopoty.- Bardzo zle? - spytał.Otworzyła drzwiczki i usiadła przy nim.- Gorzej - odparła.Nic nie mógł poradzić.Nie mógł oprzeć się myślom, jąkaj jest piękna.Pobladła, oczybyły lekko podkrą\one, lecz ani śladu kurzych łapek, choć na jej twarzy pojawiły się nowerysy.Czy były tam wczoraj lub wcześniej, w dniu, kiedy odwiedziła i go w biurze? Nie byłpewien.Wyglądała oszałamiająco.Drobnej niedoskonałości, jeśli w ogóle mo\na je byłonazwać niedoskonałościami, sprawiały, \e pragnął jej jeszcze bardziej.DziekanowaMadelaine była atrakcyjną kobietą, ale w porównaniu z Jessicą jej uroda gasła niczym światłolatarki w oślepiającym blasku latarni morskiej.- Opowiesz mi o tym? Potrząsnęła głową.- Wolę ci pokazać - odparła i zabrała się do udzielania wskazówek, jak ma jechać.-Ojciec wynajął tu domek - wyjaśniła, gdy dotarli do drogi słusznie nazwanej BrudnąCzerwoną Dró\ką.- W tym lesie?- Tak.- Kiedy?- Dwa tygodnie temu.Wynajął go na miesiąc.Według agenta, szukał spokoju i ciszy.Chciał uciec od cywilizacji.- To niepodobne do twojego ojca.- Całkowicie.Kilka minut pózniej dotarli do domku.Myronowi nie chciało się wierzyć, \eby AdamCulver, którego dobrze poznał, chodząc z Jessicą, pragnął spędzić tu urlop
[ Pobierz całość w formacie PDF ]