[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.red.], będą oddawać wam wasze ciuchy!".Także Arginskaprzyznaje, że strażnicy bywali nie tylko "bardzo różni", lecz w dodatku z czasem zaczynali adaptowaćsię do warunków."Jak zwierzęta" zachowywali się zwłaszcza ogłupieni propagandą młodzipoborowi, którzy dopiero co trafili do obozu, ale "po pewnym czasie zaczynali jednak coś rozumieć -nie wszyscy może, ale w każdym razie większość - i często zachodziła w nich zmiana".Prawdą jest,że władze wywierały na strażników i personel administracyjny obozów pewną presję, że zniechęcałyich do okazywania więzniom względów.W archiwach inspektoratu Gułagu zachowały się protokołyśledztwa w sprawie niejakiego Lewina, szefa działu zaopatrzenia jednego z podobozów Dmitłagu,któremu w 1937 roku zarzucono nadmierną pobłażliwość.Zbrodnia Lewina polegała na tym, żedopuścił do spotkania jednego z więzniów z bratem.Oskarżono go również o zbyt przyjazny stosunekdo zeków w ogóle, a zwłaszcza grupy więzniów uznanych za mienszewików.Ze swej strony Lewin -sam były więzień zatrudniony przy budowie Kanału Białomorskiego - twierdził, że nie wiedział nicna temat ich mienszewizmu.Ponieważ był to rok 1937, skazano go tak czy owak.Do tego typudrastycznych metod uciekano się jednak rzadko.Kilku wysokiej rangi komendantów obozów zyskałosobie nawet rozgłos z racji życzliwości okazywanej więzniom.W oskarżającej system stalinowskiksiążce Pod osąd historii historyk, a zarazem dysydent, Roj Miedwiediew pisze o pewnymkomendancie obozu, Kunduszu, który wziął sobie do serca wojenne apele o wzmożenie produkcji iskierował na kierownicze stanowiska wykształconych "byłych komunistów , zacząłbardziej troszczyć się o warunki życia zeków; niektórym załatwiał nawet przedterminowezwolnienie.Pomimo przodujących wyników produkcyjnych po wojnie został aresztowany -najprawdopodobniej za nadmiar humanitaryzmu.Lew Razgon opisuje z kolei niezwykłe więzienieetapowe w Gieorgijewsku, przez które przeszedł zarówno on sam, jak i jego druga żona Rika. Celebyły nie tylko pozamiatane, ale i umyte -zarówno podłogi, jak i deski prycz.Jedzenie tak sycące, że znikałbezustanny głód, jakiego doświadczali więzniowie w etapie.W łazni można się było umyć do czysta;był nawet specjalny w pełni wyposażony pokój toaletowy dla kobiet (i to zdziwiło Rikę bardziej niżwszystko inne).Podobnych ludzi było więcej.W pewnym momencie swej kariery obozowejGienrich Gorczakow, aresztowany w 1945 roku %7łyd rosyjski, skierowany został do obozu dlainwalidów w kompleksie obozów Sibłagu.Jego nowym komendantem jakiś czas wcześniej został były oficer frontowy, który nie mógł po wojnieznalezć żadnej innej pracy.Swoją funkcję potraktował poważnie, zbudował nowe baraki, zadbał o to,by więzniowie mieli materace, a nawet prześcieradła i zreorganizował cały system pracy, cozupełnie odmieniło łagier.Inny jeszcze były zek, aresztowany jako szesnastolatek Aleksiej Priadiłow,trafił do obozu rolniczego na Ałtaju.Komendant obozu "rządził łagrem jak zwykłymprzedsiębiorstwem produkcyjnym, a więzniów traktował nie jak wrogów i kryminalistów, którychpowinien "reedukować", lecz jak normalnych robotników, w przekonaniu, że próby zmuszenia ludzigłodnych do dobrej pracy są najzupełniej bezcelowe".Nawet inspektorom Gułagu udawało sięczasem natrafić na komendantów obozów z prawdziwego zdarzenia.Wraporcie z przeprowadzonej w 1942 roku inspekcji Birłagu czytamy, że"więzniowie [zatrudnieni] w fabryce pracują doskonale dlatego, że zapewniono im znakomitewarunki".Baraki były czyste, każdy zek miałwłasny koc i prześcieradło, przyzwoitą odzież i dobre buty.%7łyczliwość wobec więzniów przybierałaniekiedy formy bardziej bezpośrednie.Galina Lewinson pisze w swoich wspomnieniach o komendancie obozu, który przekonał pewnąwięzniarkę, że nie powinna przerywać ciąży."Kiedy wyjdziesz z obozu, będziesz samotna - powiedział jej.- Pomyśl, jak dobrze będzie miećdziecko".Wspomniana kobieta pozostała mu za to wdzięczna do końca życia.Anatolij Zygulinrównież wspomina o"dobrym" komendancie jednej z kolonii łagru Oziornyj, który "uratowałod śmierci setki ludzi"; łamiąc wszelkie regulaminy, zwracał się do nich per "towarzyszu więzniu" ikazał kucharzom przyzwoiciej ich karmić.Najwyrazniej - konkluduje %7łygulin - "jeszcze nie przywykł do tego, żeby do swoich podkomendnychzwracać się w inny sposób".Aresztowana jako żona "wroga ludu" Maria Sandracka także pisze okomendancie obozu, który troszczył się zwłaszcza o przebywające w łagrze matki, sprawdzał, jakprowadzony jest żłobek, czy karmiące kobiety mają co jeść i czy nie każe się im zbyt ciężkopracować.%7łyczliwość, ludzkie podejście i wyrozumiałość były możliwe; na każdym szczebluobozowej hierarchii zawsze zdarzali się nieliczni, odporni na propagandę przedstawiającą więzniówjako wrogów i rozumiejący, co się wokół nich dzieje.I zaskakująco duża liczba byłych więzniówprzyznaje, że przynajmniej raz doświadczyła od strażników życzliwości i zrozumienia."Nie mamżadnych wątpliwości - pisze Jewgienij Gniedin - że w gigantycznej armii obozowej administracjitrafiali się pracownicy uczciwi, brzydzący się swoją rolą nadzorców niewinnych ludzi".Zarazemjednak ci sami autorzy wspomnień ze zdziwieniem stwierdzają, jak rzadkie i wyjątkowe były takieprzypadki.Mimo bowiem kilku możliwych do przytoczenia przykładów czyste więzienia nie byłynormą, w wielu obozach panowały warunki wręcz zabójcze, a większość strażników traktowałapowierzonych im więzniów w najlepszym wypadku obojętnie, w najgorszym zaś - z jawnym iotwartym okrucieństwem.Nigdzie, powtarzam, nigdzie nie żądano od nich otwarcie podobnegotraktowania.Przeciwnie, przypadki świadomego znęcania się nad więzniami Moskwa oficjalniepiętnowała.Strażnicy i przedstawiciele władz obozowych przejawiający wobec więzniów nieuzasadnionąbrutalność mogli ponieść karę i często rzeczywiście ją ponosili.W archiwum Wiatłagu zachowałysię akta personalne strażnika ukaranego za "systematyczne bicie zeków", kradzież ich mienia igwałcenie więzniarek, w archiwum Dmitłagu - wzmianka o ukaraniu kilku pracownikówadministracyjnych, którzy bili więzniów po pijanemu, a w centralnym archiwum Gułagu - informacjeo karach wymierzonych komendantom obozów, którzy bili więzniów, torturowali ich w trakcieprzesłuchań lub wysyłali ich etapem bez odpowiedniej odzieży zimowej.Mimo to brutalnetraktowanie było na porządku dziennym.Okrucieństwo przybierało niekiedy formy wyrafinowanegosadyzmu.Więziony w latach pięćdziesiątych Wiktor Bułgakow pamięta jednego ze swych strażników,półpiśmiennego Kazacha, znajdującego szczególne upodobanie w trzymaniu więzniów na mrozie iobserwowaniu, jak powoli zamarzają na kość, a także jego kolegę, który "lubił popisywać się siłą" ibił więzniów bez żadnego powodu.W archiwum Gułagu, obok wielu podobnych dokumentów,znajduje się również protokół sprawy kierującego w czasie wojny łagpunktem w Wołgostroju"towarzysza Rieszetowa", który karał więzniów zamknięciem w lodowatym karcerze i wyganiałchorych na roboty w czasie najcięższych mrozów, wskutek czego wielu z nich zmarło przy pracy.Znacznie częściej okrucieństwo wynikało nie tyle z sadyzmu, ile z egoizmu i chciwości.Strażnik,który zastrzelił więznia podczas próby ucieczki, otrzymywał nagrodę pieniężną, a czasem naweturlop
[ Pobierz całość w formacie PDF ]