[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Chyba.Bo nic nie pamiętałem nad ranem.Ale ty ze mną igrałaś! Ty wiedziałaś, żeja nie wiem, ale chcę wiedzieć! I wiedziałaś, że czekam, aż powiesz.No, zresztą nieważne!Teraz wezmę to, czego chciałem, i nie będzie już wątpliwości. Kalikst! O czym ty mówisz? Nic nie rozumiem! Kiedy igrałam? Ja cię.Złapał ją za szyję, nie pozwalając dalej mówić. Milcz! Nie chcę tego słyszeć! Nie chcę słyszeć twoich tłumaczeń ani tych słów.Trujących słów, które mają mnie osłabić!Szum, szepty, śmiechy, głosy znów ozwały się w jego głowie.Wspomnienia.Nie! Niechciał ich.Wychodziły z zakamarków duszy.Odstąpił od Zoe i rzucił szablę: zabrzęczała okamienie.Złapał się za głowę, naciskając skronie.Szum podsunął mu obrazy.To było po tym, jak gildia obrobiła statek kupców w Chalcedonie.Po tym, jak dla nichnie zostało nic, tylko kreteńska retsina.Pili ją przytuleni.Bez słów, to znaczy bez TYCH słów,chociaż dziewczyna, już kompletnie upojona, chciała je wypowiedzieć.Kalikst, ja cię.Wtedy nie dał jej dokończyć pijany tak, że nie był w stanie pojąć wagi tego wyznania.Obrócił wszystko w śmiech, strącając wypełnioną jeszcze co najmniej do połowy beczułkę wskały.Zoe, nie mamy już wina! zawołał wtedy. Wiem, ty mnie chcesz za to zabić, ha, ha!Nie zabijaj, moja słodka, nie zabijaj, proszę! Znajdzie się wino.Obiecuję.Potem pomógł jejzejść po kamieniach, chociaż wcale tego nie potrzebowała.Trzymał ją za rękę, słuchając, jakszepcze: Kalikst, ja cię kocham.Jednak mówiła to tak cicho, że mógł udawać, że tego niesłyszy.A teraz nie chciał słyszeć, tego był pewien. Milcz, dziewczyno! Milcz, nie truj mnie swoimi słowami!Pochwycił szablę i przyłożył sobie chłodny metal do czoła.Patrzył na Zoe wzrokiemdiabła z ostatnich kręgów piekieł. Kalikst, kochany.Zabierz mnie stąd! Zabierz mnie stąd jak najdalej.DoKonstantynopola, nad brzeg Złotego Rogu.Pójdziemy do portu patrzeć na statki, a pózniej dotawerny Epifaniusza. Dość! krzyknął i uniósł ostrze. Kal. zaczęła Zoe, ale klinga Belzebuba weszła głęboko, aż po jelec, w środekbrzucha dziewczyny.Z rany jęła sączyć się krew.Szarpnął ją za włosy.Odwrócił w stronę krzyża i unosząc lekko, wbił koniec szabli wdrewno.Zoe zawyła rozdzierająco, jednak zaraz umilkła.Z ust pociekła jej spienionaczerwień. Dlhaczhego?. wycharczała. Khoch.Khochałam cię.Dlhaczhego mniezabijasz.?Teraz miał ją na odpowiedniej wysokości.Bezwolną i bezbronną.Oddaną.Jednak nieczuł radości.Ogarnęła go rezygnacja i obojętność, a w sercu rosła dziura.Pustka, którawysysa wszelkie uczucia i sprawia, że człek jest jako kamień, zimny i obojętny.Patrzył wzalane łzami oczy dziewczyny, w jej plujące krwią usta, kształtną pierś z trudem łapiącąpowietrze.Kim była teraz dla niego? Kim była dla niego wcześniej? I co do niej czuł? Nic,teraz miał w sobie tylko ssącą pustkę. Kalikst, dlhaczhego. jęczała spazmatycznie Zoe.Belzebub powstrzymał ssanie w sercu. Chcesz wiedzieć dlaczego? Bo wysysasz ze mnie siłę.Bo trujesz mnie tymi słowami.Bo mnie zawsze osłabiałaś, igrając ze mną.Wystawiając na pośmiewisko! A ja się nie damosłabić! Ani dłużej upokarzać! Tho.Then przheklęty mhnich.On cię ophętał. Zamknij się! krzyknął.Puścił szablę i rozpiął portki. Bądz moją kochanką! Po raz ostatni wyszeptał i wbił się w dziewczynę, jakby i tam,w spodniach, nosił drugą szablę.Poruszył nią kilka razy, wybijając spomiędzy białych zębówZoe krwawe banieczki.Jęk przeszedł w charkot, pózniej już tylko dusiła się od krwi. Nie.chciałaś.mi.dać. sapał Kalikst. To teraz.sobie wziąłem.Gdy skończył, już straciła przytomność.Zalana krwią wisiała ze zwieszoną głową ibezwładnie opuszczonymi członkami. Jeszcze dycha. mruknął Belzebub i wyszarpnął szablę z krzyża.Zoe runęła na ziemiębezwładna niczym szmaciana lalka.Oparł stopę na jej szyi.Szybkim ruchem złamał dziewczynie kark.Krew z klingi otarł owłosy kochanki.* * * Zabić ich wszystkich! Co do jednego! I nie będzie problemu.Jan Italos cofnął się zdziwiony. Zabić? Wyrżnąć ich?Chwilę stał zadumany, szarpiąc brodę
[ Pobierz całość w formacie PDF ]