[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Znaleźliśmy się tutaj w następstwie mojej decyzji.Gdyby Jimmy (lubktokolwiek inny) zmarł, dotkliwie bym to odczula.Nie potrafię sobie nawet wyobrazić, jak wiele tego rodzajuodpowiedzialności ciąży już na barkach Garetha.Latami dowodził na polachbitew, ma za sobą ponad dekadę czynnej służby.Zaczynam doceniać, jak wieleon (i jemu podobni) czynią dla dobra naszego kraju i jak wiele potemmilcząco dźwigają na sumieniu.Z pewnością nie jest to lekkie brzemię, aprzecież nigdy się nie skarżą.269Nie opuszcza mnie myśl o tym, jak bardzo śmierć MacFarlane'azaciążyła na psychice Garetha i jego trzech towarzyszy, których poznałamtamtego odległego dnia w kantynie oficerskiej.Już śmierć podkomendnegojest okropna, lecz śmierć przyjaciela.Sądzę, że to honor pomaga im znosić to wszystko.Raz jeszcze dotkliwie odczuwam ograniczenia szebeki.Podobnie jakprzez cały wczorajszy dzień, także i teraz dręczy mnie potrzeba, by pójść doGaretha, zobaczyć go, dotknąć, upewnić się, że nic mu się nie stało.Wiem, żenie, i zdaję sobie sprawę, że ten impuls bierze się z niedawnych gwałtownychprzeżyć, lecz mimo to ciągle się niepokoję.Zdołałam zarekwirować skrawek pokładu i opatrzyć jego rany – trzycięcia, dzięki Bogu, płytkie, oraz mnóstwo zadrapań, które już się na połyzagoiły.Czegóż bym jednak nie dała za prywatną kajutę, najchętniej złóżkiem, choćby i wąskim! W tej chwili nie ma nawet miejsca, gdzie mogłabymgo pocałować (jestem bowiem pewna, że jako człowiek na wskroś honorowy,Gareth nie pocałuje mnie publicznie).Najwyraźniej resztę czasu, jaki pozostał nam do Marsylii, z koniecznościTL Rpoświęcimy przygotowaniom do kolejnego etapu podróży.Mimo że wyrwali-śmy się z jednej bitwy, nie opuszcza nas wrażenie, że obecny spokój to tylkocisza przed burzą.Jak przystało na prawdziwą Angielkę, zacisnę zęby i będę parła naprzód.E.Pięć ranków później Emily stała obok Garetha na dziobie szebeki,przyglądając się, jak port w Marsylii wyłania się ze snującej się nisko mgły.Zapowiadał się ładny dzień.Nim szebeka rozpoczęła podejście doniewiarygodnie zatłoczonego nabrzeża – ostatecznie, był to najbardziejruchliwy port Mor/a Śródziemnego – wstało słońce, osuszając mgłę tak, że270widzieli wszystko bardzo wyraźnie.A to oznaczało, iż ewentualny obserwatorbez trudu ich zobaczy.Na szczęście morze znajdowało się znacząco poniżej poziomudrewnianego nabrzeża, kiedy więc wmieszali się w gęstwę statków, żebydostrzec pasażerów szebeki obserwator musiałby stać bezpośrednio nad nią,spoglądając z góry na pokład.Zdaniem Garetha, był to jedyny szczegół przemawia jacy na ich korzyść.Zgodnie z rozkazami Wolvers1one'a miał podróżować przez Marsylię.Rozumiał powody i zaakceptowałby tę konieczność bez wahania, gdybytowarzyszyli mu tylko jego ludzie, ale teraz, gdy dołączyła do niego Emily zeswoją świtą, ryzyko wzrosło.A konkretniej to, co obecnie ryzykował, co potencjalnie mógł utracić,znacząco przerastało jego wcześniejsze szacunki.Jednakże jak mus to mus.Szebeka dobiła do nabrzeża.Gareth omiótł spojrzeniem pokład, kiedyzaroili się na nim marynarze, by przycumować statek do pachołków powyżej.Ich grupa już czekała z bagażami, żeby wspiąć się po drabinie i jak naj-TL Rszybciej opuścić port.Po krótkiej naradzie zdecydowali się powrócić doswych zwykłych strojów, europejskich bądź indyjskich; arabskie przebranianie dałyby im już żadnej przewagi.Jeśli chodzi o Garetha, raz jeszczespakował do kufra swój mundur i założył cywilne ubranie.Stojąca obok niego Emily, w pelerynie narzuconej na niebieską sukniępodróżną, wyglądała ujmująco i kobieco.– Zatem, na ile to będzie możliwe, wyłącznie my dwoje powinniśmy sięodzywać – wymamrotała po francusku.Po latach walk na kontynencie Gareth także płynnie posługiwał się tymjęzykiem.Z niechęcią skinął głową.271– Niemniej kiedy się da, graj wielką panią i pozwól Watsonowi mówićw twoim imieniu.– W ich grupie jeszcze tylko Watson w miarę przyzwoicieznał francuski.Mullins w razie potrzeby dogada się z woźnicami, chłopcami stajennymii im podobnymi, jeśli wszakże nie ukaże się to bezwzględnie konieczne,pozostali powinni zostawić mówienie nam trojgu, to znaczy tobie, Watsonowii mnie.Jeśli uda nam się uchodzić za wracających do domu Francuzów zprowincji, mamy większą szansę prześlizgnąć się przez sieć kultu.A kult bez wątpienia zarzucił sieć na całe miasto.Istniało sporeprawdopodobieństwo, że zarówno Gareth, jak i każdy z jego przyjaciół będąpodróżować przez Marsylię, jeżeli tylko ruszą do Anglii trasą inną niż tawokół Przylądka.Na korzyść Garetha i jego grupy przemawiało jedynie to, żeMarsylia była duża.I ruchliwa.Pożegnawszy się z Dacostą i jego załogą, wspięli sic na zatłoczonenabrzeże.Wmieszali się w tłum pasażerów, którzy rozpoczynali bądź kończylipodróż na dziesiątkach cumujących tu statków rozmaitych typów i bander.Unikając jawnego pośpiechu, skierowali się ku najbliższemu wyjściu zTL Rportu.Emily szła wsparta na ramieniu Garetha i, podobnie jak pozostali,starała się mieć oczy dookoła głowy.To Jimmy, mimo że nadal w bandażach, pierwszy zauważył wroga.Podszedł do Garetha, żeby mu o tym zameldować.– Jeden stoi tam dalej, przy tym niebieskim magazynie przed nami, alechyba nas nie zauważył.Gareth popatrzył we wskazanym kierunku i spostrzegł członka kultu.– Dobrze.– Obejrzał się na pozostałych.– Na końcu tego odcinkaskręcamy w prawo.272– On, zdaje się, nie rozgląda się konkretnie za nami? – spytała Emily,kiedy uszli kilka kroków.Gareth przytaknął.Przynajmniej jedna z jego modlitw zostaławysłuchana.– Miałem nadzieję, że wieści o rychłym przybyciu i składzie naszejgrupy nie dotrą tu przed nami.Z zachowania naszego obserwatora wnioskuję,że przygląda się pasażerom w ogólności, licząc na to, że zauważy mnie albojednego z moich przyjaciół.– Czyli nie wie, że należy się nas spodziewać, nie wspominając o tym,że akurat teraz, ani też nie orientu je się, za iloma osobami powinien sięrozglądać?– Nie
[ Pobierz całość w formacie PDF ]