[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Niektórzy z obecnych – przeważnie oficerowie w mundurach różnychregimentów, ale także osoby ubrane po cywilnemu – rozpoznawali Dela.Wszyscy demonstrowali zaskoczenie, wymieniając z nim uścisk dłoni.„Copana sprowadza do kraju?" – tak zwykle brzmiało pierwsze pytanie.TcLPytanie, na które Del, jak zauważyła, tak naprawdę nie odpowiadał.Mówił tylko o tym, kiedy przybył, i pytał, kogo jeszcze miałby szansę tu dziśspotkać.Kiedy kilku oficerów zapytało go o towarzyszy, przyznał, że paru znich również lada dzień należy oczekiwać w Anglii.Delia dość szybko pojęła, że – gdy zgodnie z poleceniem, słodkouśmiechnięta, trwała uczepiona jego ramienia – rozmówcy Dela błyskawiczniedochodzili do oczywistego wniosku.Rozmyślnie wzbudzasz w ludziach przeświadczenie, że wróciłeś dokraju, żeby mnie poślubić – wymamrotała, kiedy przechodzili do kolejnej sali.140Popatrzył jej w oczy.– Tak jest łatwiej, niż gdybym miał wyjawić im prawdę.Przez chwilęrozważała te słowa.– Dlaczego? – zapytała.– Dlaczego nie powiesz, że przyjechałeś, byprzedłożyć dowód przeciw Czarnej Kobrze? Przecież nie ma powodu trzymaćtego w sekrecie.Czarna Kobra i tak wie.– Zgadza się.Niemniej moja misja polega na wywabieniu z kryjówkiczłonków kultu, nie zaś przyciągnięciu hordy żywiących najlepsze chęcipomocników.Wielu z tu obecnych słyszało o łajdactwach Czarnej Kobry i zradością pomogłoby w pokonaniu go.Jednakże pro wadzenie takiej rozgrywkiprzypomina gotowanie: nadmiar kucharek utrudnia sprawę.Kolejny dżentelmen zbliżył się, żeby pomówić z Delem.Deliauśmiechała się wytrwale, dumając nad jego słowami.RPomieszczenie, w którym znajdowali się teraz, zdobiły pilastry imalowidła przedstawiające sceny z handlu z Indiami.Zaciekawiona, syciłanimi oczy, zarazem analizując w myślach sytuację.Kontynuowali spacer, przechodząc do następnej sali, gdzie stałypopiersia różnych znanych osobistości; rozpoznała lorda Clive'a i sir Eyre'aTcLCoote'a.Przysłuchiwała się prowadzonym przez Dela rozmowom, nieposzerzały one jednak jej wiedzy o nim, a co najwyżej potwierdzały, że cieszyłsię wielkim poważaniem, zwłaszcza wśród wojskowych, ale także cywilów.W końcu dotarli do dużej sali, gdzie wisiały portrety byłychgubernatorów generalnych, między innymi markiza Cornwallisa i WarrenaHastingsa.Delię bardziej jednak zainteresowały liczne obrazy przedstawiającescenki z Indii.Wreszcie, po ponad godzinie, wrócili do imponującego westybulu.141Zanim zdołała powtórnie przemyśleć tę kwestię, od wróciła się kuDelowi.– Teraz pojmuję – powiedziała – że nalegając, abyś towarzyszył mi wdrodze do Humberside, znacznie utrudniłam i skomplikowałam twoją misję.Wiedziała, że nie ją miał na myśli, mówiąc o „żywiących najlepsze chęcipomocnikach", że zaakceptował jej wsparcie i włączył ją do grupkispiskowców, niemniej ani chybi wolałby pozbyć się jej na samym początku.jeśli zaś dzisiejszy pocałunek czegokolwiek dowiódł, to tylko tego, że niemogła sobie ufać – swemu wewnętrznemu „ja" – kiedy chodziło o Dela; kiedyon znajdował się w pobliżu.Spiesznie nabrała powietrza i wysunęła brodę.– Przepraszam cię za tę sytuację, jeśli zaś uprości to twoją misję, możeszzostawić mnie tutaj, w Londynie.Na kilka dni, do czasu, kiedy wyruszysz doRCambridgeshire i odciągniesz stąd Czarną Kobrę, zatrzymam się u mojejdawnej guwernantki.Później pojadę do domu.Mam przy sobie Kumulaya iresztę służby.Nic mi się nie stanie.– Nie – odparł bez zastanowienia.Zawahał się, marszcząc brwi.Jako że pamiętał jej "WcześniejszeTcLnalegania na przestrzeganie konwenansów postawę, jak już wiedział, raczej dlaniej nietypową i musiał się zastanowić, dlaczego tak się wtedy zachowała,nieustępliwie obstając przy tym, by jej towarzyszył.Rozwiązanie tej zagadkiodłożył jednak na później.W tej chwili stanął przed koniecznością obaleniaostatniej sugestii Delii; natychmiastową reakcją było jej bezzwłoczneodrzucenie.Co też zrobił.I powinien to teraz jakoś uzasadnić.Wyjaśnić.Znaleźć wymówkę.Zdołał utrzymać beznamiętny wyraz twarzy.Na początku miałaś szansęsię wycofać – oświadczył, patrząc jej w oczy.– Obecnie stałaś się częścią142mojej misji z punktu widzenia Czarnej Kobry nierozerwalnie z nią związaną,musisz więc zostać ze mną aż do jej zakończenia.Tylko wówczas będzie bezpieczna.Bez względu na to, co mogło sięmiędzy nimi rozwinąć – a po dzisiejszym ranku wiedział, że coś rozwinie sięna pewno – za żadne skarby świata nie porzuciłby jej w tej chwili, narażając nazemstę Czarnej Kobry.Z uwagą zajrzała mu w oczy.Rozważyła jego słowa, a potem skłoniłagłowę.– Jeśli naprawdę tego chcesz, zostanę.Nie był przygotowany na ulgę, jaka go ogarnęła.Całkowicie usatysfakcjonowana – nie pragnęła się wycofać, lecz honornakazał jej złożenie takiej propozycji – Delia znów się rozejrzała, dumając nadtym, jak wiele osób podeszło, żeby porozmawiać z Delem.R– Czy nie ma w Kompanii absolutnie nikogo, komu mógłbyś wspomniećo dowodzie i Czarnej Kobrze?– Gdyby ktoś taki istniał, zrobiłbym to, ponieważ jednak winowajcą jestFerrar, nie znam tu żadnej osoby, co do której miałbym pewność, że dopilnuje– że będzie w stanie dopilnować – by sprawiedliwości stało się zadość.OjciecTcLFerrara, hrabia, jest dyrektorem, i bez wątpienia ma w kieszeni wielu innychdyrektorów.To jego sposób prowadzenia interesów.Del po raz ostatni omiótł spojrzeniem westybul, po czym ujął ją podramię.– Chodź.Zabawiliśmy tu dostatecznie długo i porozmawialiśmy zwystarczającą liczbą osób, żeby dać Ferrarowi do myślenia.– Jest tutaj? – Delia spojrzała na niego.– Nie, ale ma tu swoich ludzi.Wieść o mojej wizycie się rozniesie.Czarna Kobra o niej usłyszy.143Wyprowadził ją na dwór, na trotuar przed budynkiem.Kiedy przystanął i wyjął zegarek z dewizką, Delia zerknęła na drugąstronę ulicy.Zobaczyła przechadzającego się Tony'ego, a nieco dalejGervase'a.– Dokąd teraz?– Dopiero minęła trzecia, a pogoda dopisuje – powiedział, chowajączegarek.– Jak zatem dama życzyłaby sobie spędzić czas?Delia chętnie przystała na przechadzkę po Hyde Parku.Nie tylko zradością rozprostowywała nogi na bujnych trawnikach, lecz także miała cooglądać, jako że żeńska połowa towarzystwa – a w każdym razie ta jej część,która o tej porze roku pozostała w stolicy – z tradycyjnym przepychemdefilowała w toczących się aleją powozach.Idący obok Del spostrzegł jej zaabsorbowanie.Sądziłem, że nie interesujeRcię zbytnio najnowsza moda.Bo nie interesuje – odparła w rozkojarzeniu, gdyż jej wzrok przykuławłaśnie nad wyraz piękna suknia z satynowej krepy, strój bardzo odważny,jeśli uwzględnić lodowaty wiatr grzechocący nagimi gałęziami.– Bardziejciekawią mnie materiały.TcLPrzez moment milczał.– Dlaczego?Zamrugała, gdy uzmysłowiła sobie, co powiedziała przed chwilą.Zerknęła na niego i po skupieniu w jego oczach poznała, że Del nie zadowolisię wymijającą odpowiedzią.Zresztą, czemu miałaby taić swój sukces?Zwłaszcza przed byłym członkiem Kompanii Wschodnioindyjskiej.– Interesuje mnie.w sensie handlowym.bawełna.Uniósł brwi.– Zainwestowałam głównie w trzcinę cukrową – wyjaśniła spiesznie –ostatnio jednak miałam okazję zaangażować się w uprawę i eksport bawełny
[ Pobierz całość w formacie PDF ]