[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Rafe stał wraz z Lorettą na dziobie, przyglądając się bystremunurtowi.Wysokie skały rzucały długie cienie.I choć stanowiłybydoskonały punkt obserwacyjny, łódź mijała je zbyt szybko, by dało sięzorganizować atak.Podejrzewał, że ten dzień i następny to ostatnie spokojne i bezpiecznechwile tej misji.To, że udało im się dopłynąć tak blisko Anglii i nie zetrzeć ani razu zludźmi Czarnej Kobry, zawdzięczali zarówno jego sprytowi, jak i sporejdozie szczęścia.Podejrzewał, że to szczęście wyczerpie się, nim dotrą doBonn, jeśli nie wcześniej.Do tego czasu jednak.Służba w wojsku nauczyła go, iż życie jestzbyt krótkie, aby marnować dobre chwile.Odwrócił się i studiował przez chwilę czysty profil Loretty.- Twoja rodzina wyjeżdża na wieś na święta, czy zostaje w mieście? -Chciał to wiedzieć, by powziąć konkretne plany.Zerknęła na niego.- Zwykle zbieramy się w domu którejś z moich sióstr.Jedna mieszkaw Berkshire, a druga w Oxfordshire.- Spojrzała za siebie, na klify idodała: - Ciekawe, czy w Anglii spadł już śnieg.- Jest piętnasty grudnia, więc to możliwe.Przyglądała mu się przezchwilę, a potem spytała:- Przebywałeś w Indiach od lat.Cieszysz się na białe święta?Uniósł brwi, zastanawiał się przez chwilę, a potem odparł:- Tak.Minęło wiele czasu, odkąd spędziłem Boże Narodzenie zrodziną.Wspomnienie śnieżnych świąt kojarzy mi się z tamtymi dniami.- Masz, podobnie jak ja, braci i siostry.Jak spędzacie czas w święta?Gracie w coś?Wymienili się anegdotami.Niektóre powtarzano w rodzinie od lat,inne były wynikiem osobistego doświadczenia.Wiele mówiły o nichobojgu, mimo to dzielili się nimi, wspominając dzieciństwo w Anglii iprzeszłe święta, podczas gdy łódź zagłębiała się coraz dalej w gardzielrzeki, pomiędzy porośnięte lasami klify.A potem Rafe zauważył pierwszy zamek.Zachwycona Loretta wyjęłaprzewodnik Esme i jęła przerzucać kartki.Kiedy łódź to zanurzała się, to podskakiwała niesiona wartkimprądem, dziewczyna czytała na głos z książki, Rafe tymczasem rozglądałsię, wyszukując na wzgórzach kamienne mury, krenelaże i blanki.- Spójrz! - powiedział.- Skała Lorelei.Loretta utkwiła wzrok w masywnej bryle kamienia na prawym brzegu.Ściągnęła brwi.- Sądziłam, że będzie bardziej.imponująca.Jesteś pewien, że tonaprawdę ona?Rafe przytaknął.-Julius mi ją opisał.Przyglądali się ciężkiej masie kamienia, kiedy łódź omijała dużymłukiem jej podstawę.- To legenda przydaje skale znaczenia - zauważyła Loretta.- Sama zsiebie nie robi szczególnego wrażenia.Julius wychylił się z mostka i skinął na nich.- Wejdźcie do środka - polecił.- Zaraz zrobi się niebezpiecznie.Doszli szybko do mostka, trzymając się relingu.Julius stał przy sterze,a dwaj inni członkowie załogi wyglądali przez boczne okna, wpatrując sięuważnie w wodę.- Trzymajcie się! - zawołał Julius, nie odrywając wzroku od rzekiprzed sobą.Rafe uchwycił się parapetu, spojrzał przed siebie i zobaczył, żepowierzchnia wody marszczy się i burzy.Choć rzeka po bokachwydawała się spokojniejsza, Julius prowadził łódź prosto w kipiel.Statek zakołysał się od dziobu po rufę.Dłoń, którą Loretta zacisnęłana klamce, obsunęła się.Rafe pochwycił ją, zanim zdążyła się zachwiać,objął w talii, przycisnął do piersi i tak pozostali.- Kanał dla łodzi jest tutaj bardzo wąski - zakrzyknął Julius.- Tonajniebezpieczniejszy odcinek rzeki.- Za-kręcił gwałtownie kołem i łódź skręciła ostro w prawo.Jeden zmarynarzy coś krzyknął i kapitan zakręcił sterem w przeciwną stronę.Łódź, prowadzona pewną ręką, podskakiwała i kołysała się, podążającjednak wytrwale naprzód.- Na szczęście to króki odcinek - mówił dalej Julius.- I przepływa sięgo szybko.Dzięki ci, Panie, za drobne łaski, pomyślała Loretta.Była teżwdzięczna za to, że Rafe mocno obejmuje ją w talii.Wiedziała, że jestwystarczająco silny, by ją utrzymać, nawet gdyby podłoga usunęła się jejspod stóp.Ciepło jego ciała, przenikające przez ubranie, także działałouspokajająco.„Lorelei Regina" zwolniła, a po minucie wpłynęła na spokojniejszewody.Podziękowali Juliusowi, a ten uśmiechnął się, zasalutowałżartobliwie i wrócił do steru.Na dziobie dołączyli do nich Rose i Hassan.- Byliśmy w salonie - odparła Rose, kiedy Loretta ją o to spytała - alezałoga nas ostrzegła.Rzeczywiście nieźle rzucało.Przed nimi klify odsunęły się nieco od rzeki, pozostawiając wąski paslądu, na którym rozłożyły się miasteczka.- To St.Goar - powiedziała Loretta, wskazując skupisko budynków nalewym brzegu.Ponad miastem, na zalesionym klifie, wznosił się zamek.-W przwodniku nie ma o nim wzmianki.Po prawej mamy jednak St.Goarshausen.Przyglądali się mijanym budowlom.Rafe i Hassan wymienilikomentarze na temat kwadratowej wieży, strzegącej miasteczka.Loretta spojrzała w górę i przed siebie.- A to - wskazała zamek, przycupnięty na skale w miejscu, gdzie klifycofały się od wody - jest Burg Katz.Minęli łagodny zakręt i zamek ukazał się w całej okazałości.Olbrzymia budowla dominowała nad tym odcinkiem rzeki.Z blankówroztaczał się zapewne oszołamia-jący widok na skałę Lorelei na południu i następny zakręt rzeki napółnocy
[ Pobierz całość w formacie PDF ]