[ Pobierz całość w formacie PDF ]
. Jestem Bera Harkin,a to Kiruna Nachiman.Przybyłyśmy, żeby cię uratować.korzystając z pomocyAlanny. To, rzecz jasna, musiała dodać, ponieważ Alanna nagle zmarszczyłabrew ale wychodzi na to, że niewielki był z nas pożytek.Niemniej jednak nadalsię liczą intencje i. Wasze miejsce jest razem z nimi powiedział Rand, wskazując Aes Sedai,otoczone tarczami i pod strażą.Dwadzieścia trzy, zauważył, a brakowało jeszczeGaliny.Mamrotanie Lewsa Therina wezbrało na sile, jednak nie chciał go słuchać.To nie była pora na wybuchy opętańczej furii.Kiruna wyprostowała się z godnością.Kimkolwiek była, na pewno nie wie-śniaczką. Zapominasz, kim jesteśmy.Może one traktowały cię zle, ale my. Ja niczego nie zapominam, Aes Sedai odparł chłodno Rand. Powie-działem, że może przybyć sześć, a doliczyłem się dziewięciu.Mówiłem, że bę-dziecie traktowane na równi z emisariuszkami z Wieży i tak też się stanie.Tamteklęczą, Aes Sedai.Klękajcie!Chłodne, spokojne twarze zwróciły się w jego stronę.Poczuł, że Asha maniszykują tarcze z Ducha.Na obliczu Kiruny pojawił się wyraz buty, i taki sam natwarzy Bery oraz pozostałych.Dwa tuziny odzianych w czarne kaftany mężczyznstworzyło krąg wokół Randa i Aes Sedai.Rand jeszcze nigdy nie widział, by Taim był równie bliski uśmiechu. Klękajcie i przysięgajcie posłuszeństwo Lordowi Smokowi rzekł cicho albo zostaniecie zmuszone.I tak, jak to bywa z opowieściami, również ta obiegła wszystkie zakątki Cair-hien, i te na północy, i te na południu, wędrując razem z kupieckimi karawanami,handlarzami i zwykłymi podróżnikami plotkującymi po gospodach.I tak, jak tobywa w opowieściach, każdy z opowiadających jakoś ją zmieniał.Aielowie za-atakowali Smoka Odrodzonego i zabili go, przy Studniach Dumai, a może gdzieśindziej.Nie, Aes Sedai uratowały Smoka Odrodzonego.Nie, one go zabiły.Nie,nie zabiły go, tylko poskromiły.Nie, zawiozły go do Tar Valon, gdzie zmarniałw lochach Białej Wieży.Nie, wcale nie zmarniał, bo przecież Zasiadająca na Tro-nie Amyrlin uklękła przed nim.I inaczej, niż to bywa zazwyczaj w przypadkuopowieści, najczęściej wierzono w relacje najbardziej zbliżone do prawdy.W dniu ognia i krwi nad Studniami Dumai załopotał postrzępiony sztandar,462sztandar ze starożytnym symbolem Aes Sedai.W dniu ognia, krwi i Jedynej Mocy, jak to przepowiedziało proroctwo, nie-skalana wieża, niczym złamana, uklękła przed zapomnianym znakiem.Pierwsze dziewięć Aes Sedai przysięgło posłuszeństwo Smokowi Odrodzone-mu i świat odmienił się na zawsze.EPILOGODPOWIEDyMężczyzna zatrzymał się tylko na chwilę; wsparł dłoń o drzwi lektyki i kiedyFalion odebrała list z jego rąk, natychmiast się oddalił.Zastukała w ściankę i dwajtragarze ruszyli z miejsca, zanim mężczyzna ubrany w liberię Pałacu Tarasin zdą-żył się wmieszać w tłum wypełniający plac.Na małym skrawku papieru widniało tylko jedno słowo: Zniknęły.Zmięłago w garści.Znowu się wymknęły jakimś sposobem; nawet jej ludzie niczego niezauważyli.Miesiące jałowych poszukiwań przekonały ją, że nie ma żadnej skrzy-ni z angrealami, niezależnie od tego, w co wierzyła Moghedien.Zastanawiała sięwręcz, czy nie poddać kilku Mądrych przesłuchaniu; któraś z nich mogła wie-dzieć, gdzie się ta skrzynia znajduje, o ile rzeczywiście istniała.O, na pewno, taksamo jak konie potrafią latać.W tym plugawym mieście trzymało ją jedynie to,że kiedy jeden z Wybranych wydawał rozkaz, należało się go trzymać, dopóki niezostał anulowany.Każde inne działanie to najkrótsza droga do bolesnej śmierci.Ale skoro były tutaj Elayne i Nynaeve.W Tanchico wszystko zniszczyły.Nie-zależnie od tego, czy były, czy nie były pełnymi siostrami wydawało się, że toniemożliwe Falion nie uznałaby ich obecności tutaj za zwykły zbieg okolicz-ności.Może jakaś skrzynia rzeczywiście istniała.Po raz pierwszy cieszyła się, żeMoghedien ignorowała ją od czasu, kiedy otrzymała swoje rozkazy dawno temuw Amadicii.To, co wyglądało na odrzucenie, mogło się jeszcze okazać szansą naawans w oczach Wybranych.Te dwie mogły ją jeszcze doprowadzić do skrzyni,a jeśli nie.jeśli skrzynia nie istniała.Moghedien zdawała się bardziej inte-resować osobami Elayne i Nynaeve.Z pewnością dostarczenie ich będzie czymślepszym niż dostarczenie jakiegoś nie istniejącego angreala.Oparłszy się, pozwoliła, by kołysanie lektyki ją uspokoiło.Naprawdę nie cier-piała tego miasta przybyła tu w czasach, kiedy była zbiegłą nowicjuszką alemoże tym razem wizyta będzie miała miłe zakończenie.Siedzący w swym gabinecie Herid właśnie zaglądał do główki wygasłej fajkii zastanawiał się, czy ma pod ręką coś, czym mógłby ją zapalić, kiedy przez szparępod drzwiami wślizgnął się gholam.Fel, rzecz jasna, nie uwierzyłby własnymoczom, nawet gdyby zwrócił uwagę na intruza, a zresztą niewielu ludzi miałobyjeszcze jakąś szansę, kiedy gholam znajdował się już w izbie.464Idrien, która jakiś czas pózniej przyszła do gabinetu Fela, wytrzeszczyła oczyna widok tego, co zostało zwalone na niezbyt schludny stos, tuż obok stołu.Do-piero po chwili zrozumiała, co to takiego, a wtedy zemdlała, nie zdoławszy nawetkrzyknąć.Tyle razy słyszała o kimś, komu coś wyrwało z ciała kończynę, alew życiu czegoś takiego nie widziała na własne oczy.Jezdziec ściągnął wodze koniowi na szczycie wzgórza, żeby po raz ostatniobejrzeć się na Ebou Dar, połyskujące bielą w słońcu.W takim mieście byłoco grabić, a ponieważ wiedział, że miejscowa ludność będzie stawiać opór, więcKrew pozwoli na grabież.Będą się bronić, ale liczył na to, że inni również przy-wożą raporty o braku jedności.Opór nie potrwa długo tam, gdzie jakaś tak zwanakrólowa władała maleńkim kawałeczkiem ziemi, a to stwarzało wielkie możliwo-ści.Zawrócił swego wierzchowca i ruszył na zachód.Kto wie? Może komentarztamtego człowieka stanowił dobry znak.Może już niebawem zacznie się Powróti razem z nim pojawi się Córka Dziewięciu Księżyców.Z pewnością to byłbynajlepszy omen dla zwycięstwa.Leżąca na plecach w nocnym mroku Moghedien wpatrywała się w dach ma-leńkiego namiotu, który jej było wolno zamieszkiwać jako jednej ze służącychAmyrlin.Od czasu do czasu zgrzytała zębami, ale kiedy zdawała sobie z tego spra-wę, zaciskała szczęki, świadoma aż za bardzo naszyjnika a dam ciasno opiętegowokół szyi.Ta Egwene al Vere okazała się jeszcze gorsza od Elayne czy Nyna-eve; mniej tolerowała, a za to wymagała więcej.A kiedy przekazywała bransoletęSiuan albo Leane, a zwłaszcza Siuan.Moghedien zadrżała.Tak by to pewniebyło, gdyby to Birgitte nosiła bransoletę.Klapa wejściowa namiotu odsunęła się i do wnętrza wpadło tyle tylko światłaksiężyca, by mogła zobaczyć przesłaniającą je sylwetkę jakiejś kobiety. Kim jesteś? spytała szorstkim tonem Moghedien.Kiedy przysyłano ponią kogoś w środku nocy, ten ktoś zawsze przychodził z latarnią. Nazywaj mnie Arangar, Moghedien przemówił rozbawiony głos i w na-miocie zabłysło niewielkie światło.Jej własne imię sprawiło, że język przywarł Moghedien do podniebienia; toimię oznaczało tutaj śmierć
[ Pobierz całość w formacie PDF ]