[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Trudne.- Milo pokręcił głową.- Najłatwiej byłoby zapytać o to Draganovicia, ale zmarł wJugosławii dwa lub trzy lata temu.- W Jugosławii.Chorwacki faszysta?- Byłem jeszcze w służbie, gdy doszła nas wieść o przyjezdzie Draganovicia, bodajże w 1967 roku,do Jugosławii, gdzie zaczął wychwalać marszałka Tito.Sądzę, że uprowadziła go UDBA,jugosłowiańska tajna policja.- Trop się urywa.- Tak wygląda - mruknął Milo.- Ja już nic więcej nie wiem.Robert odniósł wrażenie, że ponownie stanął przed granicą, której Milo nie chce przekroczyć.Dalsze nagabywanie go nie miało sensu.- Niech pan poszuka w archiwach, może zachowały się jakieś dokumenty imigracyjne.Ta rada była równie nieszczera jak stwierdzenie, że Milo nic nie wie o dalszych losach Szewca.- Bardzo panu dziękuję.Może uda się odnalezć Szewca.Pani Milo słysząc, że rozmowa dobiega końca, stanęła w drzwiach salonu.- Obiad czeka.Czy lubi pan drób?.Bardziej było to oczekiwanie na potwierdzenie niż pytanie.183- Ależ oczywiście - Robert odpowiedział tak szczerze, że pani Milo się uśmiechnęła.- To dobrze, upiekłam kaczki.Dwie, bo to małe ptaszki.Nie myślał o jedzeniu.Wciąż rozważał rozmowę z Milo.Nie mógł się spodziewać, że podczaspierwszego spotkania dowie się czegoś więcej, ale zdawał sobie sprawę, że Milo mógłby jeszczewiele powiedzieć.Słuchając go, wielokrotnie miał wrażenie, że pułkownik wahał się, jakbyrozważał, czy może posunąć się dalej.Hotel, który Ron wynajął dla Roberta, mieścił się w bocznej spokojnej uliczce w centrum miasta.Pokój, z którego roztaczał się widok na edynburski zamek, sprawiał wrażenie wygodnego ischludnego.Robert postawił walizkę na rozkładanym stelażu, gdy rozległ się telefon.Był przekonany, żedzwoni Ron, i zdziwił go głos Milo.Natychmiast zadał sobie pytanie, w jaki sposób emerytowanypułkownik go odnalazł, ale nie zamierzał tego dociekać.- Przemyślałem parę spraw - powiedział szybko Milo.- Za pół godziny będę w Bonham Hotel".Niech pan zapisze adres.Nie dopuszczał Roberta do słowa, ale ten nie chciał zadawać niepotrzebnych pytań.Z tonu głosuMilo wynikało, że ma coś ważnego do przekazania, i nie należało go zniechęcać.Równieżodłożenie tego spotkania mogło oznaczać zaprzepaszczenie niepowtarzalnej szansy.Robert słyszał gwar głosów, brzęk szklanek, muzykę.Oznaczało to, że Milo nie dzwonił z domu,lecz poszedł do pubu.Czego się obawiał?Milo czekał na niego w restauracji, w skórzanym fotelu przy marmurowym kominku.ZobaczywszyRoberta rozglądającego się po sali, poniósł rękę, aby łatwiej go dostrzegł, i natychmiast dał znaćkelnerce stojącej przy barze, aby podała drugą kawę.- Chce pan wiedzieć, po co ta cała konspiracja? - zwrócił się do Roberta, gdy ten usiadł naprzeciwniego w wielkim i wygodnym fotelu.- Bo na pewno zwrócił pan uwagę, że nie wszystkopowiedziałem panu w domu.Zaczekał, aż kelnerka postawi przed nim filiżankę i szklankę z wodą.- Pomogę panu znalezć Szewca - wypalił.184Robert spojrzał na niego pytająco.- Ale dlaczego sprawa sprzed kilkudziesięciu lat zmusza pana do.ostrożności?- Wiem to, czego nie wiedzą inni.A oni mają powody, aby mnie śledzić.Może nawet założylipodsłuch w moim domu.- Widać było, że zdenerwowanie, z jakim zaczął rozmowę, powoliwygasa.Uspokajał się.-1 z tego powodu postanowił pan pogadać ze mną?- Boją się przeszłości.- Milo jakby nie usłyszał pytania.- To znaczy zdają sobie sprawę z tego, jak wiele pan wie.- Nie zdają sobie sprawy.Dlatego tylko usunęli mnie ze służby, a nie.- uśmiechnął się -.popełniłem samobójstwa.Robert milczał.- Tego co powiem nie powinien pan nagrywać - zauważył Milo.-To co pan usłyszy, nie możewydostać się na zewnątrz naszych umysłów.Jeżeli będzie pan chciał skorzystać z osób trzecich, totylko zaufanych.Rozumiemy się?Robert rozłożył ręce, dając znać, że nie ma przy sobie magnetofonu, choć natychmiast pomyślał, żewarto byłoby sprawdzić, czy w tym miejscu nie ma mikrofonów.Szybko jednak odgonił tę myśl.Milo jakby odczytał, o czym myśli Robert.- Wybrałem ten hotel, bo nawet jeżeli pana śledzili, to nie zdołali zamontować mikrofonów.Niewiedzieli, że spotkamy się w tej restauracji.Mieli za mało czasu.Poza tym wypytałem Vivian -skinął głową w stronę kelnerki - czy nie kręcili się tu jacyś.Zaprzeczyła.Rozejrzał się.- Jest pusto, bo o tej porze turyści zwiedzają Edynburg, a nie siedzą w hotelu.Nikt nas nieobserwuje, z wyjątkiem Vivian, ale ją znam od sześciu lat.Możemy więc rozmawiać otwarcie.Wierzę, że ten Szewc jest kluczową osobą w poszukiwaniach, ale jeżeli mamy mówić szczerze, tochcę wiedzieć, czego pan szuka.Tylko szczerze, bo sobie pójdę.- Dostaliśmy sygnały, że w Polsce gang szykuje przerzut skarbu, zapewne na zamówienie.Pewnesymptomy wskazują, że z Włoch.Sądzimy, że może to być zbiór arcydzieł malarstwa, którezrabowano185w czasie wojny i pozostały w ukryciu do dzisiaj.Według pamiętnika byłego więznia Gross Rosen,Szewc mógł wiedzieć, gdzie je ukryto.- Młody przyjacielu - Milo słuchał Roberta z ledwo zauważalnym uśmiechem - okłamuje mnie panczy jest pan naiwny?Robert spojrzał na niego zaskoczony.- Ta gra idzie o większą stawkę.Większy skarb! Szuka go Organizacja.-Co to jest?- Organizacja, Loża, Stowarzyszenie.Ma różne nazwy.Kieruje nią Mnich".Nigdy nie wykorzystapan tej wiedzy.W każdym razie nie radzę.Robert w dalszym ciągu patrzył zaskoczony na Milo.Kim był ten człowiek?- Opowiem panu to, czego nie chciałem mówić w domu, gdy wróciłem z Rzymu do Innsbrucku.Byłem nieludzko zmęczony.W tamtych czasach przejechać taki kawał jeepem to był wyczyn nielada.Casey już na mnie czekał.Gdy tylko wysiadłem z samochodu i podszedłem do hotelowychdrzwi, marząc o gorącej kąpieli, wpadł jak bomba z korytarza.Nie musiał nic mówić.Z dalekawidać było, że coś go gnębi.Był przejęty tak bardzo, że jego zazwyczaj gładko zaczesane włosybyły w nieładzie.- yle! - krzyknął, gdy tylko mnie zobaczył.- yle idzie.Czułem, że zaczynają się kłopoty
[ Pobierz całość w formacie PDF ]