[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Pięćset.?- Przez ostatnią godzinę sprawdzał pan studzienki na Beachnut i Appleton, nikt nicwięcej nie musi wiedzieć.Wysłano pana i wykonał pan robotę.To znaczy, jeśli chce pan tępięćsetkę.- Pan jest stuknięty!- Nie mam czasu na dyskusję.Bierze pan forsę czy nie? Oczy mę\czyzny o mało niewyszły z orbit.Wziął pieniądze.Nie miało ju\ teraz znaczenia, czy go zobaczą, czy nie; wa\ne było, co on zobaczy.Jego zegarek wskazywał 4.57, do końca obserwacji zostały trzy minuty.Podjechałsamochodem, zatrzymał się dokładnie poni\ej środka Appleton Hall, otworzył okno ipodniósł lornetkę do oczu.Nastawił ostrość przez deszcz na oświetlone okna kilkadziesiątmetrów wy\ej.Najpierw zobaczył Taleniekowa, ale nie był to Taleniekow, którego widział wLondynie.Rosjanin stał bez ruchu za oknem, połowę głowy miał owiniętą banda\em, awybrzuszenie w otwartym kołnierzyku koszuli wskazywało na dalsze rany, ciasno owiniętegazą.Tu\ za nim stał ciemny, muskularny mę\czyzna; jego druga ręka była schowana zaplecami Rosjanina.Scofield miał wra\enie, \e bez tej ręki Taleniekow nie utrzymałby się nanogach.Ale \ył, jego oczy patrzyły prosto przed siebie, mrugając co jakiś czas - dawał mu wten sposób znać, \e wcią\ \yje.Bray przeniósł lornetkę na prawo, wstrzymał oddech, serce waliło mu w piersi jakoszalałe.Czuł, \e nie zniesie tego dłu\ej, deszcz zamazywał mu widok, myślał, \e oszaleje.Jest! Stała wyprostowana za oknem, z podniesioną głową, którą przekręciła w lewo apotem w prawo, nie spuszczając wzroku z obranego punktu i widać było, \e reaguje na głosy.Reaguje!A potem zobaczył coś, czego nie śmiał oczekiwać.Spłynęło na niego ogromneuczucie ulgi i miał ochotę krzyknąć w deszcz z radości.W oczach Antonii był strach, tonaturalne, ale nie tylko strach.Był tak\e gniew.Gniew!Oczy jego ukochanej płonęły gniewem, a to był najlepszy zwiastun.Gniew oznaczał,\e umysł pozostał \ywy i nietknięty.Bray odło\ył lornetkę, zamknął okno i zapalił silnik.Miał jeszcze przed sobą kilkatelefonów i końcowe ustalenia.A potem najwy\szy czas, aby pan B.A.Vickery zameldowałsię w hotelu Ritz-Carlton.37.- Jest pan zadowolony? - Głos senatora był bardziej opanowany ni\ rano.Wcią\ czaiłsię w nim strach, ale głębiej pod powierzchnią.- Jak cię\kie rany odniósł Rosjanin?- Stracił du\o krwi, jest słaby.- To widziałem.Czy nadaje się do transportu?- Mo\na go wsadzić w samochód, jeśli tego pan chce.- Tego właśnie chcę.Obojga, jego i kobiety w moim samochodzie o dokładnieokreślonej godzinie.Podjadę z nimi do bramy i na mój sygnał macie ją otworzyć.Wtedydostaniecie zdjęcia, a my wyjedziemy.- Myślałem, \e chce pan go zabić?- Najpierw chcę czego innego.Ma pewne informacje, które mogą bardzo uprzyjemnićmi \ycie, bez względu na dalszy rozwój wypadków.- Rozumiem.- Jestem tego pewien.- Obiecał pan spotkać się z Nicholasem Guideronem, wysłuchać, co ma dopowiedzenia.- I zrobię to.- Skłamałbym, gdybym nie przyznał, \e sam mam parę pytań.- Odpowie na wszystkie.Kiedy mo\ecie się spotkać?- Będzie wiedział, kiedy się zjawię w Ritz-Carłton.Niech do mnie zadzwoni.Ipostawmy sprawę jasno, senatorze.Ma to być telefon, a nie oddział doborowy.Zdjęć i tak niebędzie w hotelu.- A gdzie?- To moja sprawa.- Scofield odło\ył słuchawkę i wyszedł z budki.Następny telefon wykonał z centrum Bostonu; chciał porozmawiać z RobertemWinthropem, poznać jego reakcję na materiał zawarty w kopercie.Oraz upewnić się, czy mazapewnioną ochronę.Jeśli były jakieś komplikacje, wolał o nich wiedzieć.- Tu Stanley, panie Scofield.- Jak zawsze szofer Winthropa mówił burkliwie, ale nieniegrzecznie.- Pan ambasador jest ciągle w Białym Domu; prosił, \ebym wrócił i czekał napana telefon.Kazał mi przekazać, \e wszystkie pana \yczenia będą spełnione.Mampowtórzyć dokładny czas: jedenasta trzydzieści, jedenasta czterdzieści pięć i kwadrans popółnocy.- To właśnie chciałem usłyszeć.Dziękuję bardzo.Bray odwiesił słuchawkę w kabinie telefonicznej w sklepie papierniczym i podszedłdo kontuaru, gdzie kupił arkusz jasno\ółtego papieru i gruby granatowy flamaster.Usiadł w samochodzie i u\ywając teczki jako blatu, wypisał wiadomość du\ymidrukowanymi literami na \ółtym papierze.Zadowolony z siebie otworzył teczkę, wyjął pięćzaklejonych brązowych kopert, zaadresowanych do pięciu najbardziej wpływowychpolityków w Stanach i poło\ył je na siedzeniu obok siebie.Ju\ czas je wysłać.Pózniej wyjąłszóstą kopertę i wło\ył do niej \ółtą kartkę.Zakleił ją taśmą i zaadresował: DOBOSTOCSKIEJ POLICJI.Jechał wolno Newbury Street, rozglądając się za biurem, którego adres znalazł wksią\ce telefonicznej
[ Pobierz całość w formacie PDF ]