[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Myślała tyl-ko o tym, że wyjdzie ze szpitala, wróci do domu i sprawdzi, czy nie zostałotam trochę brązowego proszku.Gina, jego matki i wujów dawno już nie było, kiedy zjawiła się policja,a Jude nie powiedziała, dlaczego jest w takim stanie.Zastanawiała się na-wet, czy to nie White'owie zadzwonili na policję.Dla Starego Billa to byłapo prostu rutyna.Z takimi sytuacjami policjanci mieli do czynienia co-dziennie.puny ciągle biją się między sobą z powodu wyimaginowanychzatargów lub podkradania sobie towaru.Młody posterunkowy patrzył na nią przez kilka minut, po czym spytał: Jest pani pewna, że nic pani nie będzie?Jude nawet się nie pofatygowała, żeby mu odpowiedzieć.Zamierzaławziąć ze szpitala trochę metadonu jako środek zapobiegawczy, a następniewrócić do domu.Zdołała ukryć sprzęt, zanim przyjechały psy i karetka;teraz marzyła tylko o tym, by znów mieć go w rękach i robić swoje.Po-trzebowała też jedzenia.Jeśli coś zje, pozbędzie się nieprzyjemnego ssania339w żołądku.Miała nadzieję, że szybko dostanie receptę, bo metadon możnaopylić i w razie potrzeby kupić proszek.Ciekawe, czy ktoś próbował to znalezć.Drzwi frontowe zostały wyła-mane, a na osiedlu to oznacza, że ktoś może skorzystać z okazji i splądro-wać mieszkanie.Ale tylko straci czas.Wszystko, co nadawało się dosprzedania, już dawno zostało sprzedane. Na co ci to, Nick?Zlepia Mackiego zrobiły się jak latające talerze, gdy gapił się na młotek.Nick uśmiechnął się leniwie, napawając się jego lękiem. Jak to, nie słyszałeś? To najnowszy krzyk mody w Basildon, takidodatek do garnituru.Służy do rozwalania ludziom łbów.Jest mniejszy niżmłot kowalski, ale równie zabójczy.Nick bawił się młotkiem, przerzucając go z ręki do ręki. To niezła broń, nawiasem mówiąc.Jeśli cię z nią łapią, mówisz, żewłaśnie ją kupiłeś, bo chcesz pomajstrować trochę w domu.A ja chcę po-majstrować, zgadza się?Znów się uśmiechnął, a Mackie poczuł, że ze strachu traci oddech.Nickpokręcił głową z dezaprobatą. Nawet nie potrafiłeś dać swojemu synowi spokoju po tym, co prze-żył.Gdyby komuś innemu się to przytrafiło, przełknąłby to i zachował wrodzinie, ale nie ty.Wykorzystywałeś tę historię, żeby kumple stawiali cidrinki w pubie! Czy przy okazji wymieniłeś moje nazwisko? Dopiero cousłyszałem o tym od Sida Haulfryna.Twarz Mackiego wyglądała teraz jak świeżo zarobione ciasto.Nickwiedział, że jego nazwisko być może nie padło, lecz Mackie nie pozostawiłnikomu wątpliwości co do tego, kto uratował honor rodziny McDermotów.Mackie był piekielnie niebezpiecznym skurwielem. Nie zrobiłbym tego, Nick, znam zasady.Mackie podniósł błagalnie ręce.340 Nick, proszą cię, dostałem swoją lekcję.Po co to wszystko, stary?Wpadł w panikę, czym jeszcze bardziej rozwścieczył Nicka. Właz na górę. Po co?Mackie był zaskoczony.Nick westchnął dramatycznie. Właz na te pieprzone schody i nawet nie myśl o tym, że się wyłgasz,bo jeśli spróbujesz, będzie jeszcze gorzej, jasne?Zrobił krok w stronę Mackiego, który szybko ruszył do góry.Nick wol-no za nim podążył. W tej pieprzonej norze śmierdzi!Mackie nie odpowiedział; patrzył na Nicka, który zaglądał do wszyst-kich pokoi. To jest twoja sypialnia, jak rozumiem?Pokój był brudny, na łóżku leżała szara poplamiona pościel, a w powie-trzu unosił się smród starych skarpet i jedzenia z barów, zmieszany z odo-rem piwa.Jednak zaletą pomieszczenia było duże okno wychodzące naogródek przed domem.Nick zamierzał dokonać wymownej zemsty i tookno doskonale nadawało się do tego celu. Do środka.Mackie wszedł powoli do sypialni.Pocił się obficie, a Nick rozmyślnieprzedłużał sprawę.Mackie wyżywał się na innych, nadszedł czas, żebyposmakował własnego lekarstwa.Poza tym był takim tchórzem, że nawetnie spróbował uciekać, tak jak zrobiłby każdy normalny człowiek. Daj spokój, Nick, to zaszło za daleko.Już nigdy więcej nie pisnę anisłowa, dałem plamę.Nick uciszył go spojrzeniem. To fakt, że dałeś plamę.Twój chłopak został zgwałcony przezProctora, a ty roztrąbiłeś o tym całemu światu! Jak to na niego wpłynie, co?A pózniej, jakby tego było mało, wciągasz w to mnie i paplasz, że wy-świadczyłem ci zasraną przysługę. Nie wymieniłem twojego nazwiska, Nick, przysięgam.341 Może nie wymieniłeś go na głos, ale założę się, że wszyscy międzyjednym a drugim łykiem piwa domyślili się, o kogo chodzi, nie?Pokręcił głową z niedowierzaniem. Jesteś szmatą, Mackie.Zmieciem.Robakiem.Stań przy oknie.Mackie trząsł się, lecz po raz pierwszy nie dlatego, że potrzebował sięnapić. Masz fajkę?Mackie skinął głową i spojrzał w dół.Kiedy sięgnął do kieszeni spodnipo paczkę tytoniu Samson, Nick wykorzystał okazję i rąbnął go trzy razymłotkiem w głowę.Mackie runął na ziemię, lecz trzeba mu przyznać, żemomentalnie stanął na nogi.Wówczas Nick podniósł go i bezceremonialnie wyrzucił przez okno sy-pialni.Mackie ryknął jak zwierz, wypadając przez szybę.Nick wyszedł spokojnym krokiem z domu, nie zamykając za sobądrzwi.Nie dotknął ani jednej rzeczy w domu Mackiego.Mackie leżał na przerośniętej trawie nieruchomo, lecz w pełni świado-my. Trzeba cię trochę odświeżyć, kolego mruknął ze śmiechem Nick
[ Pobierz całość w formacie PDF ]