[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Niech trochę powęszy.Może NROzauważyło, że w Iranie coś się dzieje, ale to zlekceważyło.- Już się robi.Herbert wyjechał na wózku z gabinetu.Hood spojrzał na telefon.Chciał, by Orłowjuż zadzwonił.Chciał usłyszeć, że któryś z jego ludzi jest już na miejscu i żeBattatowi nic nie grozi.%7łe więcej złych wiadomości już nie będzie i sytuacja od tejpory zacznie zmieniać się na ich korzyść.Musi, pomyślał Hood.Jednego był pewien - coś się dzieje.Coś zakrojonego nawielką skalę i niebezpiecznego.Nie wiedział, o co chodzi, nie wiedział, kto za tymstoi.Nie miał pojęcia, czy fakty zebrane przez Centrum uda się jakoś ze sobąpowiązać.Wiedział tylko jedno: cokolwiek się dzieje, trzeba położyć temu kres.ROZDZIAA 27Baku, AzerbejdżanWtorek, 5.01David Battat dygotał z zimna, kręciło mu się w głowie.Słyszał bicie własnego serca,czuł je w gardle.Dokądś go wieziono.Przed oczami migały mu światła.Poczuł, żektoś go podnosi.Położono go na łóżku i znów gdzieś przewieziono.Nie byłprzypięty pasami, ale łóżko miało po bokach metalowe poręcze.Zamknął oczy.Nie wiedział, co się stało.Pamiętał, że obudził się w ambasadzie,spocony i dygoczący.Moore z Thomasem zanieśli go do samochodu, potem musiałzasnąć.Obudził się dopiero na wózku.90Słyszał, jak jacyś ludzie krzątają się wokół niego.Zakaszlał i otworzył oczy.Zobaczył nad sobą siwowłosego mężczyznę.- Panie Battat, słyszy mnie pan? - krzyknął nieznajomy.Battat skinął głową.- Przebierzemy pana w szpitalną koszulę powiedział mężczyzna.- Potem musimy podać panu kroplówkę.Rozumie pan?Battat skinął głową.- Co.się stało?- Jest pan chory - powiedział lekarz.Podeszło dwóch pielęgniarzy.Zaczęli go podnosić i rozbierać Battata.- Ma pan bardzo wysoką gorączkę.Musimy j ą obniżyć.- Dobrze - powiedział Battat.Co innego miał powiedzieć? Nawet gdybychciał, nie zdołałby stawić oporu.Nie mieściło mu się jednak w głowie, żemógł tak nagle zachorować.Przecież jeszcze wczoraj czuł się dobrze.Ekipa medyczna zajmowała się nim przez kilka minut.Nawet nie bardzo zdawałsobie sprawę, co robią.Ktoś go odwracał, przewracał i opukiwał.Poczuł ukłucie wzgięciu łokcia.Drżał, było mu zimno.Pot przesiąkał przez poduszkę.Gorączkaszybko ją rozgrzała.Jego głowa zapadła się w puch, tłumiący odgłosy rozmów ikrzątaniny.Znów zamknął oczy i odpłynął myślami.Wkrótce zrobiło się cicho i ciemno.A także trochę cieplej i wygodniej.Nie słyszałjuż dudnienia.Był przytomny, ale jego myśli bardziej przypominały senne wizje.Przebiegł pamięcią ostatnie dni.Przed oczami przewinęła mu się ambasada wMoskwie, podróż do Baku, wybrzeże, niespodziewany napad.Ukłucie w szyję.Niebył świadom upływu czasu, nie widział sali szpitalnej.Czuł się dziwnie, jakby sięunosił.Całkiem przyjemnie.To pewnie od tej kroplówki.Chyba podali mu coś, copomagało mu się odprężyć.Nagle usłyszał trzask, jakby odbezpieczanej broni.Otworzył oczy.Na lewo od łóżkazobaczył zamknięte okno.Spojrzał ku nogom łóżka.Drzwi, wcześniej uchylone,teraz były zamknięte.Pewnie zamknął je lekarz albo pielęgniarka.Panowała idealnacisza.Jak miło.Znów zamknął oczy.Tym razem nie było wspomnień, tylkociemność.Zapadł w kamienny sen.Obudził go następny trzask.Otworzył oczy.Drzwi nadal były zamknięte, ktoś jednakznajdował się w pokoju.W ciemnościach rysowała się czarna sylwetka.Battat zamrugał niepewnie.Czy to sen, czy jawa?- Cześć - powiedział.Usłyszał własny głos.A więc to nie sen.Cień powoli podszedł do niego.Pewnie ktoś przyszedł sprawdzić, co z nim.- Wszystko gra - wybełkotał Battat cicho.- Możesz włączyć światło.Nieśpię.91Cień nie odpowiedział.Battat nie widział, czy to mężczyzna, czy kobieta.W każdymrazie miał na sobie coś jakby kitel.A w opuszczonej wzdłuż boku ręce trzymał jakiśdługi, cienki przedmiot.Nóż?- Mówisz po angielsku? - spytał Battat.Słaba zielona poświata monitora ustawionego za jego plecami padła nanieznajomego, który podszedł do łóżka.To był mężczyzna.I miał nóż.Długie ostrzepołyskiwało w matowym świetle.- O co chodzi? - spytał Battat.Do jego otumanionego umysłu zaczęłodocierać, że ten człowiek nie jest lekarzem.Próbował się ruszyć, ale ręcemiał bezwładne, jak wypchane mokrym piachem.Mężczyzna zamierzył się.- Pomocy! - Battat próbował krzyczeć.- Pomocy.I nagle mężczyzna zniknął.Po chwili z podłogi dobiegły dzwięki: ciche stęknięcia, a potem długi, przeciągły jęk.I zapadła cisza.Battat próbował podnieść się na łokciu.Zadrżała mu ręka i opadł na łóżko.Naglektoś wyrósł przy nim.- Może ich być więcej - usłyszał.- Musimy stąd wyjść.Ostry głos, z mocnym akcentem, bez wątpienia należał do kobiety.Straszny tu tłok.- Wydawało mi się, że to prywatny pokój - powiedział Battat.Kobieta szybkimi, pewnymi ruchami rąk opuściła poręcz łóżka, odczepiłakroplówkę i podniosła Battata do pozycji siedzącej.Podtrzymała go.- Możesz chodzić? - spytała.- Jeśli mnie puścisz.to chyba nie usiedzę - odparł.Kobieta położyła Battata i odeszła od łóżka.Była wysoka, szczupła, szeroka wramionach.Miała policyjny mundur.Podeszła do okna, odsłoniła je i otworzyła.Dośrodka wpadł chłodny, słony podmuch.Battat zadygotał.Kobieta wyjrzała przezokno.Chwyciła szlafrok wiszący na haku na drzwiach i podeszła do łóżka.PosadziłaBattata i narzuciła mu szlafrok na ramiona.- Co robimy? - spytał.Bez kroplówki był w stanie jaśniej myśleć.Głowabolała go od siedzenia.- Bez gadania - powiedziała.- Zaraz, zaraz - zaprotestował.- Zabili twoich towarzyszy, teraz chcą zabić ciebie - warknęła.- Mam cięstąd zabrać.- Zabili ich?- Cicho! - syknęła.Battat zamilkł.Nieznajoma pomogła mu wstać, po czym wzięła jego ubranie, zarzuciła sobie naramię jego lewą rękę i zaprowadziła go do okna.Battat próbował92się skupić.Głowa pękała mu z bólu.Moore i Thomas nie żyją? Skoro tak, musiał ichzabić Harpunnik.Może myślał, że wiedzieli więcej, niż naprawdę wiedzieli? Alejeśli oni zginęli, to kto przysłał tu tę kobietę? A może ona też jest na usługachHarpunnika? Może chce go zabrać w ustronne miejsce, by morderca z nim skończył?Ale Battat uznał, że tak czy inaczej nie ma wyjścia.I tak nie dałby jej rady.Poza tymobchodziła się z nim delikatnie.No i gdyby chciała, mogła go zabić w łóżku.Albopozwolić, by zrobił to ten drugi.Kiedy podeszli do okna, kazała mu oprzeć się o parapet.Zrobił to niepewnie.Podtrzymując go jedną ręką, prześliznęła się obok niego.Wylądowała po cichu wżywopłocie i pomogła mu zejść.Zarzuciła sobie na ramię jego rękę i przykucnęła.Przez kilka sekund nasłuchiwali.Battat znów zaczął drżeć, szczękały mu zęby.Dobrze choć, że zdołał trochęoprzytomnieć.Ruszyli naprzód.Czuł się, jakby jakaś siła niosła go przez noc.Wyszlina tyły szpitala i skierowali się ku jego północnej ścianie.Zatrzymali się przysamochodzie.Ku zaskoczeniu Battata, nie był to radiowóz, tylko mały czarnyhyundai.Pewnie ta kobieta w ogóle nie jest policjantką.Battat nie wiedział, czy to dobrze, czyzle.Ale kiedy położyła go na tylnym siedzeniu i usiadła za kierownicą, jednowiedział na pewno.Jeśli pozostanie przytomny, wkrótce się przekona.ROZDZIAA 28WaszyngtonPoniedziałek, 22.03Rudowłosy mężczyzna siedział za dużym biurkiem.W gabinecie było ciemno, mrokrozpraszał tylko blask lampki z zielonym abażurem i czerwone światełko w telefonie.To znaczyło, że włączona jest funkcja kodowania.- Pewne osoby pytają, co Fenwick robił w Nowym Jorku - powiedziałrudowłosy
[ Pobierz całość w formacie PDF ]