[ Pobierz całość w formacie PDF ]
. Co, bardzo chory?  dodała.Kamerdyner machnął ręką. Nie mamy nadziei dowiezć! Trzeba zapytać doktora.I kamerdyner zszedł z kozła i podszedł do bryczki. Dobrze  powiedział doktor.Kamerdyner znów podszedł do powozu, zajrzał, pokiwał głową, kazał stangretowi skręcić wpodwórze i zatrzymał się przy Mawrze Kuzminisznie. Chryste Panie!  wyrzekła.Mawra Kuzminiszna proponowała wnieść rannego do domu. Państwo nic nie powiedzą. mówiła.Jednak należało unikać wchodzenia po schodach,wniesiono więc rannego do oficyny i położono w dawnym pokoju m-me Schoss.Tym rannym był książę Andrzej Bołkoński.239 XVNastał ostatni dzień Moskwy.Czas był jasny, pogodny, jesienny.Była niedziela.Podobnie jakw zwykłe niedziele, we wszystkich cerkwiach dzwony zwoływały na nabożeństwo.Zdawało się,że nikt jeszcze nie może zrozumieć tego, co czeka Moskwę.Tylko dwa wskazniki stanu społeczeństwa wyrażały sytuację, w jakiej znajdowała sięMoskwa: czerń, tj.biedota, i ceny różnych przedmiotów.Lud fabryczny, czeladz dworska ichłopi olbrzymią ciżbą, do której wmieszali się urzędnicy, seminarzyści, szlachta, wyszli owegodnia wczesnym rankiem na Trzy Góry.Postali tam, a kiedy, nie doczekawszy się Rastopczyna,przekonali się, że Moskwa zostanie oddana, rozsypali się po Moskwie, po szynkach i potraktierniach.Ceny owego dnia również mówiły o sytuacji.Ceny broni, złota, wozów i koniciągle szły w górę, ceny zaś asygnat i rzeczy miastowych ciągle spadały, toteż już koło południabyły wypadki, że drogie towary, jak np.sukno, furmani przewozili dzieląc się nimi pół na pół, aza chłopskiego konia płacono pięćset rubli; meble zaś, lustra, brązy oddawano za darmo.W solidnym, starym domu Rostowów rozkład dawnych warunków życia odbił się bardzosłabo.Co się tyczy ludzi, to w ciągu nocy zniknęło tylko trzech spośród ogromnej służbydworskiej, nic jednak nie zostało skradzione, a co do cen rzeczy, okazało się, że trzydzieściwozów, które przybyły ze wsi, to ogromne bogactwo, którego wiele ludzi zazdrościło, i za tewozy proponowano Rostowom ogromne pieniądze.Nie dość, że za te wozy proponowanoogromne pieniądze, lecz z wieczora i rana l września na podwórze Rostowów przychodziliordynansi i służący rannych oficerów, a nawet zwlekali się sami ranni rozmieszczeni uRostowów i w sąsiednich domach i błagali ludzi Rostowów, żeby się postarali dla nich opodwody, aby mogli wyjechać z Moskwy.Ochmistrz, do którego zwracano się z tymi prośbami,choć było mu żal rannych, stanowczo odmawiał i oświadczał, że nawet się nie ośmielizameldować o tym hrabiemu.Pozostający w mieście ranni godni byli pożałowania, ale byłooczywiste, że jeśli się da jeden wóz, nie będzie powodu, by nie dać drugiego, a jeśli się dawszystkie  trzeba będzie dać i swoje powozy.Trzydzieści wozów nie mogło uratowaćwszystkich rannych, w ogólnej zaś klęsce nie można było nie myśleć o sobie i o swojej rodzinie.Tak rozumował ochmistrz za swojego pana.Obudziwszy się rano l września hrabia Ilia Andreicz po cichutku wyszedł z sypialni, aby niezbudzić hrabiny, która usnęła dopiero nad ranem, i wyszedł na ganek w swym fioletowymjedwabnym szlafroku.Na podwórzu stały załadowane wozy.Przed gankiem stały ekwipaże.Ochmistrz stał u podjazdu i rozmawiał ze starym ordynansem i z młodym, bladym oficerem zręką na temblaku.Ujrzawszy hrabiego dal oficerowi i ordynansowi porozumiewawczy i surowyznak, żeby odeszli. No cóż, Wasilicz, wszystko gotowe?  rzekł hrabia pocierając łysinę i patrząc dobroduszniena oficera i ordynansa i kiwając im głową.(Hrabia lubił nowe twarze.) Choć zaraz można zaprzęgać, jaśnie panie. Doskonale.Jak tylko hrabina się obudzi, to z Bogiem! Wy co, panowie?  zwrócił się do240 oficera. Jesteście u mnie?  Oficer podszedł bliżej.Jego blada twarz pokryła się naglejaskrawym rumieńcem. Hrabio, z łaski swojej, pozwól mi.na miłość boską.gdzieś się przytulićnie wszystkojedno. Oficer jeszcze nie zdążył skończyć, a już ordynans zwrócił się do hrabiego prosząc zaswym na swych wozach.Nic ze sobą nie mam.Mogę na wozie, moficerem. Ach, tak, tak, tak  zaczął spiesznie hrabia. Bardzo się cieszę, bardzo.Wasilicz, zarządztam, trzeba opróżnić jeden czy dwa wozy, no i w ogóle.co trzeba. rzekł hrabia coś tamrozkazując w tak nieokreślony sposób.Ale w tej samej chwili gorący wyraz wdzięczności natwarzy oficera już uprawomocnił to, co hrabia polecał.Hrabia rozejrzał się: na podwórzu, wbramie, w oknie oficyny widać było rannych i ordynansów.Wszyscy patrzyli na hrabiego izmierzali na ganek. Jaśnie pan będzie łaskaw do galerii.Co jaśnie pan rozkaże wedle obrazów?  rzekłochmistrz.I hrabia razem z nim wszedł do domu powtarzając, by nie odmawiać rannym, którzyproszą, by ich zabrać [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • ines.xlx.pl