[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Pewnie zwali się mnóstwo białychkołnierzyków.- Tak, ale jeśli tego chce premier.- Okropne.- Jednak on jest taki przystojny.- -John.- Devino, jesteś taka powierzchowna.Ciekawe, gdzie kupił ten garnitur.- John!Pani Underwood stanęła przed Nathanielem.Twarz miała zarumienioną -czy dlatego \e w sali było ciepło? Chwyciła go za ramię.- John! Wołam cię i wołam! Pan Devereaux wygłosi przemówienie.Musimy iść do tyłu, z przodu mogą stać tylko ministrowie.Pospiesz się.Wycofali się, tymczasem inni goście, kierowani instynktem stadnym,przesuwali się ku niewielkiemu podestowi na kółkach, okrytemu purpurowymsuknem.Słychać było stukot obcasów i szelest sukien.Nathaniel i paniUnderwood zatrzymali się z tyłu i odrobinę z boku sali, niedaleko drzwiotwierających się na taras z widokiem na rzekę.Od kiedy pojawili się wWestminsterze, gości wyraznie przybyło.Chłopiec ocenił, \e w sali jest terazkilkaset osób.Rupert Devereaux dziarsko jak młodzieniaszek wskoczył na podwy\szenie.- Panie, panowie, ministrowie! Jak\e się cieszę, \e widzę was teraz tutaj.Miał ładny głos, głęboki, melodyjny, zdecydowany.Tłum spontaniczniezawiwatował, rozległy się oklaski.Pani Underwood z podniecenia omal nie152upuściła kieliszka.Stojący obok Nathaniel entuzjastycznie bił brawo.- Przemówienie o stanie państwa zawsze wygłaszałem z poczuciem miłegoobowiązku - ciągnął Devereaux.- Wymaga ono bowiem, bym znalazł się wtowarzystwie wielu wspaniałych ludzi.Odpowiedziały mu westchnienia i głośne wiwaty, nawet krokwie staro\ytnejsali chyba się zatrzęsły.- Dziękuję.Dzisiaj mam przyjemność poinformować was, \e odnieśliśmysukcesy na wszystkich frontach, zarówno w kraju, jak i za granicą.Za chwilęprzeka\ę więcej szczegółów, jednak ju\ teraz mogę oznajmić, \e nasze siływalczące z włoskimi buntownikami zatrzymały ich pod Turynem i stanęły nakwatery zimowe.Co więcej, nasze górskie bataliony rozgromiły czeskie siłyekspedycyjne.- Głos premiera utonął wśród powszechnego aplauzu.- Atak\e poskromiły wielu d\innów-nieprzyjaciół.- Zrobił krótką przerwę.- Wkraju zaś zajęliśmy się plagą drobnych kradzie\y, która ostatnio dotknęłaLondyn: w ciągu tylko kilku ostatnich tygodni skradziono wiele magicznychartefaktów.Teraz wszyscy ju\ wiemy, \e są to działania garstki zdrajców,drobnych bandytów bez sumienia.Ale je\eli ich nie wyplenimy, pospólstwomo\e pójść w ich ślady niczym bezrozumne bydło, którym zresztą jest.Dlatego podjęliśmy drakońskie środki, by zapobiec owym aktom wandalizmu.Wszyscy podejrzani pójdą do więzienia bez sądu.Jestem pewien, \e dziękitym obostrzeniom Ministerstwo Spraw Wewnętrznych wkrótce zamknieprowodyrów pod kluczem.Przemowa trwała jeszcze wiele minut, często przerywały ją wybuchyentuzjazmu.Odrobina treści, jaką zawierała, szybko rozmyła się w masiepowtarzających się frazesów o cnotach rządu i niegodziwości jego wrogów.Nathaniel zaczął się nudzić.Czuł, \e kiedy stara się tego słuchać, mózg mutę\eje.W końcu dał sobie spokój i zajął się czym innym.Odwrócił się lekko i przez otwarte okno zerknął na taras.Za marmurowąbalustradą płynęły czarne wody Tamizy, tu i ówdzie rozświetlone \ółtymświatłem z południowego brzegu.Trwał przypływ, rzeka toczyła swe wodypod mostem Westminsterskim ku dokom i morzu.Nie tylko Nathaniela zmęczyło to przemówienie.Chłopiec zauwa\ył, \e ktośstoi na tarasie tu\ za kręgiem światła z sali.Chyba \aden gość nie byłby153tak nierozsądny, by ostentacyjnie zlekcewa\yć premiera.To pewnie tylkoczłonek ochrony.Chłopiec się zamyślił.Wyobraził sobie szlam, zalegający dno Tamizy.Puszka dla Bartimaeusa pewnie tkwiła ju\ w nim do połowy, na zawszezagubiona pośród mroku.Kątem oka Nathaniel dostrzegł, \e człowiek na tarasie robi nagły, zde-cydowany ruch, jakby wyciągał coś du\ego spod ubrania.Próbował dojrzeć,co to jest, ale nieznajomego skryła ciemność.Z sali wcią\ dochodziłmelodyjny głos premiera:-.przyjaciele, to czas konsolidacji.Jesteśmy elitą światowej magii,nikt nie stoi nad nami.Nieznajomy ruszył ku drzwiom.Dzięki soczewkom Nathaniel zauwa\ył kolorowy błysk, częściowowidoczny te\ na innym planie.-.musimy podą\ać śladami naszych przodków i starać się.Chłopiec nie wiedział, co robić.Próbował się odezwać, ale język przylgnął mudo podniebienia.Nieznajomy wskoczył do sali - młody człowiek o dzikich, ciemnych oczach,w czarnych d\insach i czarnym skafandrze.Twarz wysmarowaną miał ciemnąpastą, w dłoniach trzymał jaskrawą niebieską kulę wielkości dorodnegogrejpfruta.Pulsowała światłem.Nathaniel dostrzegł kłębiące się w niejmaleńkie kształty.-.dalej dominować.Nasi wrogowie marnieją.Przybysz uniósł ramię.Kula zalśniła w blasku \yrandoli.W tłumie ktoś gwałtownie wciągnąłpowietrze.Zauwa\ył.-.tak, powtarzam wam.Usta Nathaniela otwarły się w bezgłośnym krzyku.Ramię pomknęło do przodu, kula pozostała w dłoni.-.marnieją.Niebieska kula poleciała łukiem nad głową Nathaniela, nad głowamizgromadzonych
[ Pobierz całość w formacie PDF ]