[ Pobierz całość w formacie PDF ]
. A to już w Aęcznej mnie samą tak rozebrało, że strach.Tupowiem ci, żem mu w te siwe oczy jeno patrzała, a gdy się roześmiał,to już i mnie radość brała, jakobym owo niewolnicą jaką była.Oleńka zwiesiła głowę, bo i jej siwe oczy przyszły na pamięć.Itamten by tak samo mówił, i tamten komendę wiecznie miał na ustach,dzielność w obliczu, jeno sumienia nie miał ni bojazni bożej.A Anusia, idąc za własną myślą, mówiła dalej: Kiedy z buzdyganem na koniu po polach latał, to myślałam, żeorzeł albo hetman jaki.Tatarowie się go gorzej ognia bali.Gdzie przy-jechał, posłuch musiał być, a jak się bitwa zdarzyła, to ognie na niego zochoty na krew biły.Siła ja godnych kawalerów w Aubniach widzia-łam, ale takiego, żeby mnie strach przed nim brał, nigdym nie widziała. Jeżeli ci go Pan Bóg przeznaczył, to go dostaniesz, ażeby zaś cie-bie nie lubił, temu się wierzyć nie chce. Lubić to on mnie lubił.troszeczkę.ale inną więcej.Sam minieraz mówił:  Szczęście to Waćpanny, że ni zapomnieć, ni odkochaćsię nie mogę, bo inaczej lepiej by wilkowi kozę powierzyć aniżeli mnietaką dziewczynę. Cóżeś mu na to? Mówiłam mu tak:  Skądże waćpan wiesz, żebym mu była wza-jemną? A on odpowiadał:  Ja bym nie pytał! I rób tu, co chcesz, ztakim!.Głupia tamta, która go nie pokochała, i samą zatwardziałośćmusi mieć w sercu.Pytałam go, jak jej imię, nie chciał powiedzieć. Lepiej  mówił  tego nie tykać, bo to bolączka, a druga (powiada)bolączka to Radziwiłły.zdrajcy! I zaraz tak straszną twarz czynił, żebyłabym wolała do mysiej jamy się schować.Po prostu bałam się go!.Ale co tam! nie dla mnie on, nie dla mnie! Proś o niego świętego Mikołaja; wiem od ciotki, że najlepszy tow takich terminach protektor.Bacz jeno, byś go nie obraziła, innychbałamucąc. Już nigdy nie będę, jeno tyle! odrobinę!Tu Anusia pokazywała na palcu, ile sobie pozwoli, i małą sobiewyznaczała porcję, co najwięcej na pół paznokcia, by świętego Mikoła-ja nie obrazić. Ja nie przez pustą swawolę to czynię  tłumaczyła się panumiecznikowi, który także począł jej bałamuctwo do serca brać  aleNASK IFP UG Ze zbiorów  Wirtualnej Biblioteki Literatury Polskiej Instytutu Filologii Polskiej UG223muszę, bo jeżeli nam ci oficyjerowie nie pomogą, to się nigdy stąd niewydostaniem. Ba! Braun nigdy nie dopuści. Braun pogrążon!  odrzekła cienkim głosikiem i spuszczającoczy. A Fitz-Gregory? Pogrążon!  odrzekła jeszcze cieniej. A Ottenhagen? Pogrążon! Avon Irhen? Pogrążon! Niechże waćpannę las ogarnie!.To widzę z jednym Ketlingiemtylko nie umiałaś sobie dać rady. Nie cierpię go! Ale kto inny da sobie z nim rady.Zresztą, obej-dzie się bez jego pozwolenia. I waćpanna myślisz, że jak zechcemy uciekać, to oni nie prze-szkodzą? Pójdą z nami!. odrzekła wyciągając główkę i mrużąc oczyAnusia. Dla Boga! to czemu tu siedzimy? Dziś bym chciał być daleko!Ale z narady, która zaraz nastąpiła, wypadło, że należy czekać, pó-ki się losy Bogustawowe nie rozstrzygną i póki pan podskarbi albo panSapieha nie zbliżą się w okolicę %7łmudzi.Inaczej groziła sroga zgubanawet od swoich.Towarzystwo cudzoziemskich oficerów nie tylko niestanowiłoby obrony, ale powiększało jeszcze niebezpieczeństwo, ludbowiem prosty tak strasznie był na cudzoziemców zawzięty, że każde-go, kto polskich szat nie nosił, mordował bez miłosierdzia.Polscy bo-wiem dygnitarze noszący obce suknie, nie mówiąc o dyplomatach au-striackich i francuskich, nie mogli podróżować inaczej, chyba podosłoną potężnych oddziałów wojskowych. Waćpaństwo mi wierzcie, bom ja przejechała cały kraj  mówiłaAnusia  w pierwszej lepszej wsi, w pierwszym lepszym lesie grasanciwymordują nas, nim spytają, ktośmy tacy.Nie można inaczej uciekać,jeno do wojsk. Ba, będę miał własną partię. Nim ją waćpan zbierzesz, nim do znajomej wsi dojedziesz, szyjęstracisz. Wieści o księciu Bogusławie powinny wkrótce nadejść. Panu Braunowi kazałam, by zaraz mi wszystko donosił.NASK IFP UG Ze zbiorów  Wirtualnej Biblioteki Literatury Polskiej Instytutu Filologii Polskiej UG224Braun jednak przez długi czas nic jej nie donosił.Ketling natomiast począł odwiedzać Oleńkę, bo pierwsza, spotkaw-szy go pewnego dnia, wyciągnęła doń rękę.Młody oficer zle wróżył ztej głuchej ciszy.Wedle niego, książę, ze względu na elektora i Szwe-dów, nie zamilczałby o najmniejszym powodzeniu i raczej by je prze-sadzał, aniżeli milczeniem znaczenie rzeczywistych przewag osłabiał. Nie przypuszczam, żeby miał być już zniesiony ze szczętem mówił młody oficer  ale pewnie znajduje się w ciężkim położeniu, zktórego wyjście znalezć trudno. Wszystkie wieści przychodzą tu tak pózno  odrzekła Oleńka  anajlepszy dowód na Częstochowie, o której cudownej obronie dowie-dzieliśmy się szczegółów dopiero od panny Borzobohatej. Ja, pani, wiedziałem już o tym dawniej, ale nie rozumiejąc, jakocudzoziemiec, waloru, który dla Polaków ma to miejsce, nawet niewspominałem pani o tym.Bo że się w tak wielkiej wojnie jakowyś za-meczek na czas obroni i kilka szturmów odeprze, to się zawsze zdarza izwykle nie przywiązuje się do tego wagi. A przecie byłaby to dla mnie najmilsza nowina! Widzę istotnie, że zle uczyniłem, bo z tego, co jak teraz słyszę, poowej obronie zaszło, miarkuję, że to rzecz ważna, która na całą wojnęwpłynąć może.Wszelako, wracając do podlaskiej księcia ekspedycji, toinna sprawa.Częstochowa daleko, Podlasie bliżej.A gdy księciu po-wodziło się początkowo, pamiętasz, pani, jak prędko przychodziły no-winy.Wierzaj mi, pani: jestem młodym człowiekiem, ale od czterna-stego roku życia żołnierzem, i doświadczenie mi mówi, że owa ciszazle wróży. Raczej dobrze  odrzekła panna.Na to Ketling: Niech będzie dobrze!.Za pół roku kończy się moja służba!.Zapół roku rozwiązuje się moja przysięga! [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • ines.xlx.pl