[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Obróciła się i przytuliła policzek do poduszki.Zwieży chłód.Co wieczór perfumowałapościel wodą eukaliptusową przypominającą jej dzieciństwo.Zamknęła oczy.Antoine Feraud.Jego głos.Kilka godzin wcześniej, gdy była u swojejterapeutki, nie wytrzymała.- Mówiono mi o pewnym psychiatrze - powiedziała możliwie najbardziej obojętnymtonem, na jaki potrafiła się zdobyć.- Antoine Feraud.Czy pani go zna?- Pragnie pani zmienić lekarza?- Ależ skąd.Czy pani go zna?- Trochę.- Co pani o nim wie?- Udziela konsultacji w jakiejś klinice.Nie pamiętam w której.Ma gabinet w piątejdzielnicy.Cieszy się dobrą reputacją.- Jaki jest?- Nie znam go.Widywałam go tylko na kolokwiach.- Jaki jest w sposobie bycia?Lekarka roześmiała się.Seans się kończył.- Raczej miły.- Miły?- Bardzo miły.Dlaczego pani o to pyta?Jeanne wymyśliła bajeczkę o psychiatrycznej ekspertyzie, o tym, że wkrótce ma się znim spotkać.Wymknęła się niczym mysz, unosząc ze sobą cenną informację.Miły? Bardzomiły.Zaczynała zasypiać, ale jeszcze zdążyła pomyśleć, że znalazła się na rozdrożu.Zostawiła jeden brzeg, brzeg Thomasa - i przyszło jej to łatwiej, niż mogła przypuszczać - alenie odnalazła jeszcze drugiego.Brzegu tego głosu.Głosu Ferauda.A tymczasem strumień dniprzepływał między jej gołymi stopami.Ogarniał ją sen.Deszcz bębnił o szyby - burza wreszcie się rozpętała.Jeanne podjęładecyzję.Niejasną, mimowolną, już zmąconą przez sen, która jednak, wiedziała to, wrócinazajutrz z całą siłą.Musi zobaczyć jego twarz.Twarz właściciela tego głosu.13.- Chyba coś mam - powiedział Bretzel.Jeanne nic nie zrozumiała.Sygnał komórki wyrwał ją ze snu.Wzrokiem poszukałazegarka na stoliku nocnym oświetlonym promieniem słońca.Godzina dziewiąta piętnaście.Przespała budzik.- Słucham cię - odrzekła, odkaszlnąwszy.- Trzy przelewy do Szwajcarii.Za każdym razem na to samo konto w ZwiązkuBanków Szwajcarskich.Jeanne przeciągnęła dłonią po twarzy.Słońce oblewało całą sypialnię.Nie pojmowała,o czym on mówi.- Jakie kwoty? - zapytała machinalnie.- Dwieście tysięcy euro.Trzysta tysięcy.Dwieście pięćdziesiąt tysięcy.W niecałytydzień.- Czy znasz nazwisko właściciela konta? - pytała nadal na pół przytomna.- Oczywiście, że nie.Ale daty pasują.Czerwiec dwa tysiące sześć, zaraz po transferzebroni.Kwoty prawdopodobnie dosyć podobne.Trzeba teraz urządzić polowanie tam, wSzwajcarii.Banki szwajcarskie.W końcu oprzytomniała.Timor Wschodni.Handel bronią.Korupcyjne machinacje między spółką przemysłową i pracownikami francuskiegoMinisterstwa Obrony.Jednak umysł jej nie wyzwolił się jeszcze z sennego koszmaru.Ze snu,który powracał przez całą noc.Jeanne szła w labiryncie wilgotnego betonu.Zobaczyła w kałuży krwi okaleczonezwłoki tęgiej Nelly Barjac.Jakaś istota ze zdeformowaną czaszką, podobna do Golema,pożerała jej ciało.Czkając, jęcząc, połykał okrwawione kawałki, odrywając z nich skórę,wysysając kości, wydłubując mózg haczykowatymi palcami.W tym śnie Golem był kobietą.Bezpłodną.Albo zgwałconą.Pomrukiwała z ustami ociekającymi krwią.Miała na brzuchuświeżą bliznę.Może ślad po urodzeniu potwora, którego ta cytogenetyczka z nadwagą nieumiała wykryć.Koniec snu był straszny.Golem podniósł oczy i zobaczył lustro.Tym ludożerczymstworzeniem był nie kto inny, tylko ona sama, Jeanne.- Słuchasz mnie? Obudziłem cię?- Ależ skąd!- Mówiłem, że ze Szwajcarią będzie trudna sprawa.Jeanne skoncentrowała się.Bretzel wcale nie przesadzał.Już miała do czynienia z tymkrajem.%7łeby uzyskać nazwisko właściciela konta, trzeba było udowodnić, że przekazane nanie pieniądze pochodzą z nielegalnego zródła.W tym wypadku należy dostarczyć dowód, żewystawiano fałszywe faktury.- Zobaczymy - powiedziała, siadając na łóżku.- Co z podsłuchami?- Nic.%7ładnej podejrzanej rozmowy.Impas.- E-maile?- Zero.Trzeba włączyć najwyższy bieg.Może przeprowadzić rewizje?- Nie.Wolę raczej wezwać ich do siebie.- A masz coś istotnego?- Nie mam.Liczę na efekt zaskoczenia.- Ty decydujesz.Ja dalej będę grzebał w przelewach i transferach.- Oddzwoń do mnie.Przygotuję wezwania.- Ostatnia rzecz.Nie mam nakazu sądowego.Do każdego podsłuchu musiał być nakaz sądowy.Jeanne udała, że nie wie, o cochodzi.- Jakiego nakazu?- Dotyczącego tego psychiatry, Antoine'a Ferauda.- Pewnie moja sekretarka zapomniała o tym.- Bierzesz mnie za idiotę, Jeanne.Mogę poradzić sobie z sygnałem telefonu, ale nie zfacetami z SIAT.Za każdym razem, gdy instaluję podsłuch, muszę im pokazać podpisanynakaz.Wie o tym student pierwszego roku.- Zajmę się tym.Dostaniesz ten nakaz.- Nie zależy mi na papierku.Jeśli chcesz wymusić na mnie nielegalne założeniepodsłuchu, powiedz to otwarcie.Spotkamy się i pogadamy.- Zgoda.- Spotkamy się i pogadamy.Ale nie przez telefon.Jeanne zakończyła rozmowę inatychmiast zadzwoniła do biura, uprzedzając Claire, że się spózni.Wstała.Włączyła ekspresdo kawy.Połknęła pigułkę antydepresyjną.Poszła do łazienki.Pod prysznicem pomyślała oostrzeżeniu Bretzela.Ta historia z podsłuchem może ją drogo kosztować.Dość naiwniesądziła, że założenie podsłuchu w gabinecie Ferauda nie zostanie zauważone
[ Pobierz całość w formacie PDF ]