[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Co się stało? - spytała.- Tato, do diabła, co się stało? - powtórzył jak echo Jared.- W Rhode Island.W samochodzie wynajętym przezSpencer wysiadły hamulce.- I.?-niemal krzyknął Jared.- Był z nią Delgado.- W samochodzie?- Tak.Udało im się wjechać w kępę krzewów.- Czy nic im nie jest? - spytała szeptem Cecily.Nagleusłyszała cichy płacz.Ashley, która podbiegła do niej cicho,chwyciła ją za rękę.Słyszała rozmowę dorosłych i z dziecięcąintuicją wyczuła ich napięcie.- Czy cioci Spencer coś się stało?Cecily nie potrafiła jej odpowiedzieć.W milczeniu patrzyłana teścia.172- Nic im nie jest.Dzwonił Sly.Powiedział, że oboje wyszlibez szwanku.Cecily spojrzała na Jareda i przymknęła oczy, czując, że robijej się słabo.Potem przyklękła obok swej popłakującej córki.- Nic jej się nie stało.Czuje się dobrze.Czy nie słyszałaś,co mówił dziadek? Miała kłopot z samochodem, ale teraz nic jejnie grozi.Ashley, nadal pochlipując, przytuliła się do matki.- Nie chcę, żeby ciocia Spencer umarła, mamo.Nie chcę,żeby umarła jak wujek Danny.Cecily miała wrażenie, że serce podchodzi jej do gardła.Przygarnęła do siebie Ashley jeszcze mocniej i spojrzała nad jejgłową na męża.Spencer postanowiła sama załatwić kilka spraw.Byłaprzekonana, że David jest zajęty i nie będzie jej śledził.Tu, na terenie posiadłości swych rodziców, czuła siębezpieczna.Wyszła z domu i wolno ruszyła w kierunku garażu.Jej krokichrzęściły na żwirowanym podjezdzie.Zapukała głośno dobocznych drzwi, prowadzących do mieszkania szofera.Nikt nie zareagował.- Hallo! Panie Murphy! - zawołała.Nadal nie byłoodpowiedzi.Pchnęła drzwi i otworzyła je.Murphy był niemal sześćdziesięcioletnim, tęgawym,łysiejącym mężczyzną i miał obwisłe, siwe wąsy.Siedział w starym, bujanym fotelu i wyglądał jak człowiek,którego cały świat runął właśnie w gruzy.Obok niego stała nieotwarta butelka whisky.- Panie Murphy! - zawołała Spencer.Spojrzał na nią załzawionymi oczami i uniósł rękę, alenatychmiast opuścił ją bezwładnie na oparcie fotela.- Pani Huntington, cieszę się, że widzę panią żywą.Naprawdę się cieszę.Proszę Boga, żeby przynajmniej pani miuwierzyła!173- Dziękuję.Oczywiście, że panu wierzę - odparłaniepewnie.- Przyszłam tylko po to, żeby pana spytać.- Przyszła pani spytać mnie o to, o co pytała mnie policja.A pani ojciec przyszedł po to, żeby mnie zwolnić.- Ależ.- Spencer poczuła, że brak jej tchu.Murphy wstał i ruszył w jej kierunku.Nigdy dotąd niezdawała sobie sprawy, że jest tak potężnie zbudowany.Miałaochotę się cofnąć, ale pozostała na miejscu, on zaś stanął tużprzed nią i ze smutkiem potrząsnął głową.- Nie skrzywdziłbym pani za żadne skarby świata.Jestpani wspaniałą kobietą; gotów jestem powtarzać do śmierci.Wstawiłem samochód do garażu i to było wszystko, proszę pani.Spencer patrzyła na niego, żałując, że nie potrafi odgadnąć,kto mówi prawdę, a kto nie.Była jednak pewna, że szofer niekłamie.- Panie Murphy, nie jest pan zwolniony.- Ależ, pani Huntington.- Proszę mi oddać tę whisky.%7łeby pokonać problemy zalkoholem, trzeba być silnym człowiekiem.Niech pan nimpozostanie.Proszę mi oddać butelkę, a ja powiem ojcu, że jeślinie zechce pana zatrzymać, wezmę pana do Miami i dam panupracę u siebie.W pierwszej chwili nie uwierzył jej, a potem uśmiechnął sięi podał jej butelkę.Po jego czerwonych policzkach zaczęłyspływać łzy.- Niech panią Bóg błogosławi, pani Huntington.- Bzdura! To moja wina, że ojciec był na pana zły.- Ale.- Wszystko załatwię - obiecała Spencer i wyszła.David, który szedł właśnie na rozmowę z szoferem, ukrył sięza drzwiami, widząc nadchodzącą Spencer.Nie zauważając go,wkroczyła do eleganckiego gabinetu swego ojca.- Murphy jest niewinny - oznajmiła stanowczo.- Ależ, Spencer, ty nie rozumiesz tych.174- Mam już ponad trzydzieści lat i potrafię dostrzec różnicęmiędzy dobrem a złem.Proszę cię, żebyś zatrudnił goponownie.- Zgoda - powiedział Joe po dłuższym milczeniu.- Porozmawiam z mamą i przekonam ją.- Nie, nie zrobisz tego, młoda damo.Zawsze słucham jejrad, ale sam podejmuję decyzje.David wiedział, że nie powinien podsłuchiwać, ale na tymwłaśnie po części polegała praca prywatnego detektywa.A onbył bardzo zadowolony, że podsłuchał tę rozmowę.Wyszedł z domu, cicho zamykając za sobą drzwi.Nadal chciał porozmawiać z szoferemMimo obaw Spencer, kolacja na mieście przebiegałapomyślnie.Mary Louise wydawała się trochę speszona, ale Joepanował nad sytuacją.Mówił o tym, jak dorastał w latachtrzydziestych, opowiadał o indiańskich wioskach mieszczącychsię na terenach zajmowanych obecnie przez wielkie centrahandlowe.- Trudno sobie wyobrazić, że kiedyś było to małe,prowincjonalne miasteczko.Powinniście posłuchać, jak Slyopowiada o gondolach, które pływały między Tahiti Beach aBaltimore.- Słyszeliśmy - powiedzieli chórem Spencer i David.Nawet Mary Louise uśmiechnęła się z lekkim rozbawieniem.Homar był doskonały, a David kupił wino.Matka Spencerwypiła pierwszy łyk dość nieufnie, ale potem stwierdziła zwyrazną przyjemnością, że David zna się na winach.Spencer oddawna nie czuła się tak dobrze.Od chwili śmierci Danny'ego.Wszystko szło dobrze, dopóki nie zjawili się państwoGreshiam, przyjaciele jej rodziców.Należeli oni do ścisłej elitytowarzyskiej Newport.Ona sponsorowała niezliczone imprezydobroczynne, a on zasiadał w nieskończenie wielu radachnadzorczych.Ich najstarszy syn był senatorem, drugi syn -175zmieniającym świat biochemikiem, a córka, prawniczka, miałarównież ambicje polityczne.Mary Louise, wyraznie speszonatym przypadkowym spotkaniem, niezręcznie zaczęłaprzedstawiać sobie obecnych.- Pamiętacie chyba moją córkę Spencer, a to jest.Po słowach to jest dostała zaniku pamięci i nie była wstanie wykrztusić nic więcej.- David Delgado.Byłem przyjacielem męża Spencer -wyręczył ją David.- Ach, tak! - Pani Greshiam odwróciła siwą głowę izerknęła na Spencer.- Moja droga, strasznie nam było przykro zpowodu tej tragedii
[ Pobierz całość w formacie PDF ]