[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Pan Bóg nie dał dzieci, choć zawsze mieć chcieli i terazz każdym dniem poznawali, jak bardzo za dzieckiem tęsknili i jak dobrze, kiedy w chałupiewięcej ruchu.Weselej zrobiło się pod dachem, czas szybciej i ciekawiej płynął.Gdulesłuchali opowieści Jurka, jakby im kto książkę czytał, dla nich wszystko było nowei pokazywało się innym, niż tutejsze po wsi opowiadały.Poznawali nową religię, noweobyczaje, życie w mieście i ludzi, których uważali za wielce uczonych.Aniela ustąpiłaz obowiązkowym pacierzem, Jan dopytywał o rozmaite wynalazki, jakie w domu Jurka sięznajdowały, szczególnie radia był ciekawy.Niewiele chłopiec mógł Janowi powiedzieć, pozatym, że grało, że się nastawia głos i fale, że prąd do radia potrzebny.Mimo tego Gdula o radiodopytywał i choć za każdym razem słyszał taką samą odpowiedz, zawsze słuchałz zaciekawieniem.W końcu przyszedł taki czas, kiedy przyjemne trzeba odłożyć i zająć siętym z czego chleb był, pomyśleć o drzewie.Gdulów czekała zwyczajna rozmowa, postanowićmusieli co i jak robić, żeby dobrze zrobić.Najczęściej wieczorem rozprawiali, siadali, zarazpo kolacji i planowali do lasu wyprawę.Na dworze wiało zimno, nierzadko szaruga stukałado okien, już przez samo to nie dało się o drzewie nie gadać. Nie ma czego celować, jak by nie liczył, drzewa nie starczy, a w zimę i w lesie żartów niema.Pokąd się da, trza jechać powiedział Jan, zwrócił się do żony, ale i Jurka miał nauwadze.19 Sama znam, że zbraknąć może, i drugie powiem, że już raz pojechał i drzewa z tego niebyło nie szukała zwady, tak sobie otuchy dodawała.Aniela wiedziała, jak wszystko sięskończyć musi i przekomarzaniem strach od siebie odpędzała. Tamto co inne, człowiek wiency pod strachem był niż to wszystko wartuje.Tera jamądrzejszy i znam, że w lesie głucho, Niemca nie spotkasz, majo co pilnować.Szybciejdrugiego z wioski napotkasz, że zaszedł urąbać, zanim Niemca.A jeszcze na take pogodę?Całkiem się nie bedo pchali spokojnie i nazbyt pewnie powiedział Gdula, co Anielanatychmiast schwyciła. Tego nie wiesz! Pilnujo, czy nie pilnujo? Tak żeś trafił i tyle wszystkiego.Do biedy dużonie trza, lepiej, żeby ty myślał, jak Niemca oszukać, nim, że jego nie ma.Daj Boże, by niebyło, ale za gieroja nie bądz Aniela studziła męża gadanie. Nikt tu za gieroja nie je, tylko raz się przekonał, że pełne portki rozum kradno.Co gałązstrzeli, ręce do góry dajesz.Tak nie może być, trza jechać i nie myśleć, że zabijo, trza myśleć,jak szybko drzewo chapnąć Gdula odsunął nazbyt ostre słowa żony i tak poskutkowało, żeAniela kiwając głową przyznała mu rację. I to prawda, ale i w prawdzie zaszportać się można, ostrożny dalej zajedzie nawet pozgodzie swoje musiała dodać, jak to Aniela. Ty, Jurek, co byś powiedział? do chłopca jak gospodarz się zwrócił. Pojadę z tobą wujku, pomogę ci powiedział, nie myśląc wiele. Do lasu chcesz jechać? Nie strachasz się? Janowi bardzo się podobało, co usłyszał. Nie boję się, siedziałem w lesie dwa dni, nie ma tam nic strasznego.Nie widziałem nikogo,nie było tam Niemców.Strasznie było w mieście, tam się bałem jak stary, poważniei z rozumem upierał się Gdulom pomóc. No, masz jego, jeszcze jeden silny się naszedł.Nie dla ciebie robota.Ludziom też się niemasz nadto pokazywać.Pierogi bedziesz lepił i patrzył czy koszerne życzliwie zwróciła sięAniela, nie chciała ukrzywdzić, żartowała po swojemu, ale Jurek posmutniał.Nie był zły naciotkę, nie czuł się gorszym, czuł się mężczyzną i męskich chciał zajęć. Dobrze mówi.Dzwignąć nie dzwignie wiela, ale dopiero teraz żem spraktykował, że dopiły dwóch potrzebno.Z piło robota lekka, samemu tyle, co za siekierę się chyci i grubszychgałęzi nie połamiesz, do dupy robota. Gdula lubił mieć chłopca przy sobie, a z tego lubieniapodobało się wspólne piłowanie. Wy oba coś nadto do piłowania językiem.Jednemu trza kalisony o większe pół skracać.Drugi w lesie ręce do góry zadaje, a pod pierzyno piłują, że ho! Aniela wtrąciła się miedzymęskie gadanie i kobiecego przyniosła zamieszania.Jan szybko poprowadził żonę na dobremiejsce. Pożartowali my, a robić tak trzeba, jak się obgadało.Oba jedziemy, zima czekać nie bedzie.Na rano naszykuj do lasu, jakie jedzenie i picie, żeby nie brakło, robota tęga, ale i pomalutkuz Bogiem piłować się będzie tak powiedział i tak popatrzył na żonę, że zgodzić się musiała,choć swoje zaznaczyć pamiętała. Bez ciebie znam, co szykować, byś potem nie płakał, słuchać nie chcesz jak jeden tak drugi,ja wam mówię, patrzcie nie na to, jakie wy silne, patrzcie biedy nie napytać z troskąpatrzyła na chłopca, potem na męża zerknęła, żeby siebie i dziecka dopilnował.Tego wieczoru rozmowy o sprawach ważnych skończyły się postanowieniem, któregonikt nie chciał zmieniać.Aniela swoje zawsze ma do powiedzenia, zresztą tak samo Jan,jednak gdy w końcu postanowione, wszelkie gadanie tylko dla zagłuszenia strachu albo dlaśmiechu jest gadane.Jurek pierwszy raz w planowaniu wspólnego miał swoje do zrobienia,na tyle, co potrafił i na ile miał siły.Dla chłopca całkiem świeża rzecz, inne życie, które do tejpory miał.Poznawał nowe i dobrze się czuł, nie wadziła surowość wiejskiego życia, nudyjeszcze nie zdążył doświadczyć.Co i rusz coś w domu Gdulów się zdarzało.Ciekawe życiedla Jurka było, dla Anieli i Jana dzień do dnia podobny, ale też do czasu, gdy Gdula z lasu20wrócił.Po obu stronach przyszło nowe, co sprawiło, że wszystkie więcej wiedzieli jakprzedtem.Jurek spokojnym był przy Gdulach; w domu, z którego Niemcy wygonili, bez końcarozmawiano o rzeczach najgorszych, o tym, co na pewno się stanie i dobre nie będzie, o tym,jaki jest świat i co znaczy.Rodzice nie gadali, tylko prowadzili dyskusje, których chłopiec niemógł ogarnąć
[ Pobierz całość w formacie PDF ]