[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Stałapochylona, z odgiętą do tyłu głową i głośno posapywała.Ale nie próbowała się wyrywać.Przejechałem opuszkiem wskazującego palca po jej pełnych wargach. Będziesz grzeczną dziewczynką powiedziałem bo widzisz, Lonna, jeślikiedykolwiek dowiedziałbym się, że ktoś szepnął na mieście, iż Mordimer Madderdin szukaprałata Bulsaniego, wtedy mógłbym do ciebie wrócić, perełko uśmiechnąłem się łagodnie.A wiesz kogo przyprowadziłbym ze sobą? nie czekałem na odpowiedz, zresztą Lonna byłazbyt przestraszona, żeby coś z siebie wykrztusić. Przyprowadziłbym mojego przyjaciela,Kostucha, który zwierzył mi się niegdyś, że bardzo wpadła mu w oko pewna cycatawłaścicielka burdelu.I bardzo chętnie by z nią pobaraszkował godzinkę lub dwie.A wierz mi,perełko, że po takim doświadczeniu nie byłabyś już tą samą dziewczynką, co dawniej.Puściłem ją i pozwoliłem, żeby opadła na fotel. Nie musisz mi grozić, Mordimer powiedziała cicho i widziałem, że drżą jej dłonie. Nie, nie muszę zgodziłem się i nawet wcale tego nie lubię.Ale wiem, że to bardzoułatwia życie.Do widzenia, Lonna.Jeśli będę w mieście, wpadnę wieczorem i obrobię dlaciebie tego szulera.Nie odezwała się już, więc wyszedłem.Grytta otworzył bramę. Serdecznie zapraszamy, panie Madderdin powiedział, ale tym razem postanowiłemnie dawać mu już napiwku.Co za dużo, to niezdrowo.Po raz drugi tego dnia czekał mnie uroczy spacerek w stronę spichlerzy.Cóż, należałopowiadomić Hilgferarfa, że może położyć krzyżyk na swoich pieniądzach.Szkoda, bo cztery ipół tysiąca dukatów to piękny majątek.Za takie pieniądze można zabić, chociaż znałem itakich, co zabijali dla pary dobrych, skórzanych butów albo manierki z gorzałką.Taaak, życiew Hez-hezronie nie było cennym towarem i ci, co potrafili je długo zachować, mieli czym sięchlubić.Hilgferarf nadal był w biurze i kiedy mnie zobaczył, uniósł wysoko brwi. Pan Madderdin rzekł jakieś nowe wieści?Opowiedziałem mu wszystko, co usłyszałem od Lonny, rzecz jasna, nie ujawniając zródłainformacji.Podejrzewam jednak, że nie był na tyle głupi, aby się nie domyślić.W miarę jakmówiłem, widziałem, że jego oczy ciemnieją.Cóż, żegnał się właśnie z czteroma i półtysiącami dukatów.To musiało boleć.Kiedy skończyłem, wyciągnął omszałą buteleczkę winai rozlał nam do małych pucharków.Spróbowałem.Znakomity gust miał ten były doker.Powiedziałem mu to i podziękował skinieniem. Co pan teraz zamierza? zapytał. Cóż ja mogę zamierzać? odparłem pytaniem. Sądzę, że na tym kończy się mojezadanie. Porozmawiajmy jednak rzekł uprzejmie. Prałat Bulsani pracuje dla Diabła zGomollo.A obaj wiemy, że kardynał ma ogromny majątek.Czy możemy więcdomniemywać, że Bulsani nie uszczuplił jeszcze swoich zapasów gotówki, a może nawet jepowiększył?Mój Boże pomyślałem możemy więc domniemywać mówił ten były doker.Czyżbybrał lekcje manier oraz wymowy? A może był szlacheckim bękartem, podrzuconym dodoków, przez wyrodną matkę? Może tak, może nie odparłem. Sześć dziewic z południa mogło go kosztować kołoczterech tysięcy, trzysta w tą albo w tamtą, w zależności od tego, czy były naprawdę bardzopiękne, jak się targował oraz jak bardzo ich potrzebował.Ale ja podejrzewam, że tedziewczyny mają być prezentem dla Beldarii, a to oznacza, że prałat wydał swoje, a nie cudzepieniądze.No, oczywiście jeśli w ogóle można powiedzieć, że kiedykolwiek te pieniądze byłyjego. Taaak Hilgferarf zastukał knykciami w blat stołu. Co ten idiota może chcieć odDiabła? Tak daleko moja domyślność już nie sięga wzruszyłem ramionami ale sądzę też, żelepiej się tym nie interesować. Być może, być może Hilgferarf pokiwał głową w zamyśleniu, a jego zamyśleniewyjątkowo mi się nie podobało. No dobrze dodał żywym już głosem, jakby ocknął się zjakiegoś półsnu. Madderdin, chcę, żeby pan udał się do Gomollo, sprawdził, czy jest tamBulsani, i przywlókł go do mnie.Rzecz jasna żywego. A stoliczku nakryj się nie chce pan? spytałem nawet bez cienia ironii w głosie albo kijów samobijów? Bardzo zabawne spojrzał na mnie ciężkim wzrokiem.Wyraznie był nieprzyzwyczajony, aby odpowiadano mu w ten sposób.Ale za to ja byłemprzyzwyczajony, że próbowano mi zlecać różne idiotyczne zadania.Ku własnemuubolewaniu część z nich zresztą przyjmowałem.I tylko niezwykłemu szczęściu, a możeczujnej opiece Anioła Stróża, zawdzięczałem fakt, iż moja głupota do tej pory mnie niezabiła. Nie pomyślał pan, Madderdin, że pańscy ludzie mogą być w Gomollo? Alboprzynajmniej zmierzać w tamtą stronę? Nie odparłem szczerze bardzo wątpię, by odkryli to, co ja.Ale w chwili, kiedy wypowiadałem te słowa, sam zacząłem się zastanawiać.Faktem było,że Kostuch i blizniacy zniknęli z miasta.Oczywiście nie sprawdziłem jeszcze wszystkichmożliwości, czyli w zasadzie jednej.Nie poszedłem do burgrabiego i nie zapytałem, czywłaśnie ich nie przymknął za jakieś rozróby.Gdyby mieli pieniądze, siedzieliby zapewne wburdelu i to tak długo, póki nie skończyłaby im się gotówka.Ale nie mieli pieniędzy i mielizadanie, którego wykonania się podjęli.Nie sądziłem, by postanowili wyślizgać Hilgferarfa.To nie było w ich stylu.Pies nie sra tam, gdzie je mówiło stare przykazanie, a oni za dobrzezdawali sobie sprawę, ile można zarobić w Hez-hezronie.I jak szybko traciło się tu reputację.A reputacja była wszystkim, co posiadaliśmy.Jednak wyprawa do Gomollo w celu ratowania Kostucha i blizniaków nie wydawała misię szczególnie atrakcyjna
[ Pobierz całość w formacie PDF ]