[ Pobierz całość w formacie PDF ]
. Mo\e byś w nim wystąpił?Chłopiec wzruszył ramionami.Do turniejów trzeba się295przygotowywać, przysiąść fałdów, potrenować, a jemu sięzwyczajnie nie chciało. Udział biorą mistrzowie z zagranicy.Siergiej uwa\a, \ejesteś dobrze przygotowany.No, co ty na to? Mogę wystąpić. Pavel znowu wzruszył ramionami.Skoro Siergiej tak mówi.Skręcili w ulicę Allenby.Ogrody Baha'i rozkwitały wiosennązielenią. W Caesarii jest kasyno.Mo\e wstąpimy, wracając? Sły-szałem, \e mo\na tam pograć w pokera.Tak po amerykańsku.Mam tam znajomego.Mo\e cię wprowadzi.Naturalnie zagraćci nie pozwolą, ale popatrzyłbyś sobie. Myślisz? Nie wiem. Ojciec ukrył uśmiech. Mam trochę zna-jomości.Skręcili w rojną ulicę Hassana.Na jezdni przewa\ały mo-torowery, małe cię\arówki dostawcze i taksówki wioząceturystów z portu do wy\ej poło\onych dzielnic.Szkoła mistrza Abhramowa znajdowała się nad piekarnią.Unosił się tu zawsze słodki zapach świe\o wyrobionego ciasta.Zatrzymali się przed obdrapaną kamienicą. Synu, przyłó\ się do nauki. Ojciec puścił do niegooko. Stawka jest wysoka.Pavel zabrał podręcznik i komputer, wysiadł i wbiegł do bu-dynku.Na wąskich schodach zaczepił go dobrze zbudowany,przystojny nieznajomy. Chyba zabłądziłem powiedział. Mo\esz mi powie-dzieć, jak trafić na ulicę Haaretz?Mę\czyzna był w błękitnej koszuli i spodniach khaki, nanosie miał okulary przeciwsłoneczne.Mówił po angielsku jakturysta, być mo\e Amerykanin. Haaretz? To gdzieś tu niedaleko.Chyba następnaprzecznica. Mógłbyś mnie tam zaprowadzić poprosił mę\czyz-na. Nie jestem stąd.296Abhramow ju\ czekał.Lekcja trwała półtorej godziny, azrzędliwy stary mistrz nie lubił spóznialskich. To tam. Pavel wyszedł z powrotem przed budynek ipokazał palcem. Na końcu.Widzi pan tamtą piekarnię.?I tyle tylko zapamiętał.No, mo\e jeszcze to, \e czyjaś dłoń zakryła mu usta wilgotną,kwaśną szmatką śmierdzącą chemikaliami.I to uczucie kom-pletnej niewa\kości.I strach, \e ojciec będzie zły, kiedy wróci tu za półtorejgodziny i go nie zastanie.Rozdział 97 Mira, słuchaj uwa\nie.Pavel gdzieś przepadł!Serce waliło Nordeshence jak oszalałe.Nauczyciel szachówpowiedział, i\ jego syn nie przyszedł dzisiaj na lekcję.I \e toju\ się zdarzało zawsze, kiedy Nordeshenko był w podró\ysłu\bowej.Przeczesał okoliczne uliczki.Zaglądał do lodziarni, do cu-kierni, ulubionych miejsc syna.Nikt tam nie widział dzisiajchłopca. Nie było go u Abhramowa, kiedy po niego podjechałem.Nie dzwonił czasem? Co ty opowiadasz? Do głosu Miry wkradły sięnerwowe nuty. Zawsze tam na ciebie czekał.Miał przyka-zane, \eby się nigdzie nie oddalać. Nie było go dzisiaj na lekcji.Jak myślisz, gdzie mógłpójść? Mo\e coś wspominał? O jakimś koledze? A tyle razypowtarzał mu, \e ostro\ności nigdy za wiele. Nie! Mira nie kryła ju\ zdenerwowania. Mo\ewraca autobusem.Pozwoliłam mu na to kilka razy. I nie uprzedziłby nas?Nordeshence znajome było to wra\enie pustki, którego terazdoświadczał.Ogarniało go zawsze, kiedy akcja nie układałasię po jego myśli. Trzeba zadzwonić na policję wyrzuciła z siebie Mira.298 Nie! śadnej policji! Tego by tylko jeszcze brakowało!Zciągnąć na siebie uwagę.I to teraz, kiedy gości w domuReichardta.Co by było, gdyby zaczęli go prześwietlać?Musiałby wyjaśniać, dokąd i po co wyje\d\ał z kraju.I kimjest jego gość.Nie, wykluczone.Musi się zastanowić. Mo\e masz rację z tym autobusem.Sprawdzę.Zadzwonięjeszcze.Rozłączył się, uruchomił silnik audi i ruszył krętymi ulicz-kami Starego Miasta, wypatrując syna pośród przelewającychsię tłumów.To kara za twoje zbrodnie, podpowiadał mu we-wnętrzny głos.Na Hassan Shukri, w pobli\u Parku Pamięci, wyprzedziłautobus komunikacji miejskiej i zajechał mu drogę. Szukam syna! wrzasnął do kierowcy, dobijając się dodrzwi
[ Pobierz całość w formacie PDF ]