[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Strasznie mi z tym zle.Missy zakryła twarz dłońmi i zaczęła płakać.Najpierw cicho, usiłując się powstrzymać.Potem łkała już coraz głośniej.W oczach jej brata także pojawiły się łzy.- Tego właśnie próbowałem uniknąć.Wybacz, siostrzyczko.Objął Missy i przytulił ją.- Nic mi nie jest - odparła, odsuwając się od brata.Rzuciła spojrzenie w poprzek stołu, na Gary'ego.Jej oczy zdawały się teraz małe imroczne.- Gdzieś ty się podziewał przez te wszystkie miesiące? Coś ty wyrabiał? Och, Gary, Gary,czasami myślę, że w ogóle cię nie znam.Powiedz coś, spróbuj to jakoś naprawić.Błagam cię,Gary, powiedz coś.Nim się odezwał, Gary dokładnie przemyślał swe słowa.A potem powiedział:- Missy, tak strasznie cię kocham.Kocham ciebie i Roni bardziej niż własne życie.Gary kłamał i wiedział, że niezle mu się to kłamstwo udało.Doskonale wyrażone,świetnie odegrane.Tak naprawdę chciał im się roześmiać w twarz.Tak naprawdę najbardziej chciał ichwszystkich zatłuc.Tak właśnie należałoby postąpić.Bum.Bum.Bum.Potrójne morderstwo wWilmington.Wielki plan znów by nabrał tempa.W tej właśnie chwili do domu znów wbiegła Roni.W dłoni przymała nową kasetą wideo iuśmiechała się jak balonowa głowa.- Zobaczcie, co mi przywiózł wujek Marty.Gary złapał się rękami za głowę.Nic nie mogło uciszyć wrzasku wewnątrz jego czaszki. Ja chcę być kimś!.Rozdział 30W południowo - wschodniej części miasta życie i śmierć dalej toczyły się swoim torem.Sampson i ja wróciliśmy do sprawy zabójstw Sandersów i Turnerów.Jak się można byłospodziewać, niewiele przez ten czas zrobiono, żeby wyjaśnić te sześć morderstw.Jak się możnabyło spodziewać, wszyscy mieli to gdzieś.W niedzielę, 10 stycznia, czułem, że nadszedł czas na odpoczynek.Pierwszy dzień wolnyod czasu porwania.Poranek zacząłem od użalania się nad sobą.Leżałem w łóżku do dziesiątej, usiłujączapanować nad bólem w czaszce, rezultatem nocnej hulanki, którą urządziliśmy sobie zSampsonem.Niemal wszystkie myśli, jakie chodziły mi po głowie, były kompletniebezproduktywne.Przede wszystkim potwornie tęskniłem za Marią.Pamiętałem wspaniałe uczucie, kiedy wniedzielne poranki oboje spaliśmy do pózna.Poza tym dalej byłem zły, że po akcji na Południuzrobiono ze mnie kozła ofiarnego.A co ważniejsze, miałem gówniany nastrój, bo nikt z nas niebył w stanie pomóc Maggie Rose Dunne.Na początku tego śledztwa dostrzegłem podobieństwamiędzy córeczką Dunne'ów a moimi dziećmi.Ilekroć pomyślałem o dziewczynce, teraz pewniejuż martwej, ściskało mnie w żołądku - a to niedobry objaw, zwłaszcza rankiem, po nocyspędzonej na mieście.Rozmyślałem, czyby nie zostać w łóżku do szóstej.Zmarnować cały dzień.Zasłużyłemna to.Nie chciałem oglądać babci i słuchać jej gderliwych pytań o to, gdzie byłem w nocy.Tegoranka nie miałem nawet ochoty oglądać swoich dzieci.Wciąż wracałem myślami do Marii.Dawno temu, w całkiem innym życiu, ona i ja, azwykle także dzieciaki, spędzaliśmy wszystkie niedziele razem.Czasami siedzieliśmy w łóżku dopołudnia, potem się ubieraliśmy i na przykład szliśmy spałaszować coś dobrego na lunch.Ja iMaria prawie wszystko robiliśmy razem.Każdego wieczoru wracałem do domu tak wcześnie, jaktylko mogłem.Maria też.%7ładne z nas niczego nie pragnęło bardziej.Ona leczyła moje rany,kiedy nie akceptowano mnie jako psychologa w prywatnej praktyce.Ona przywróciła mnie dorównowagi po kilku latach szlajania się z Sampsonem i paroma innymi nieżonatymi kumplami,w tym z zabawowymi koszykarzami z Washington Bullets.Maria doprowadzała moją psychikę do stanu jako takiej normalności i wielbiłem ją za to.Może byłoby tak wiecznie.A może do tej pory już byśmy się rozstali.Kto to noże wiedzieć napewno? Nie było nam dane się o tym przekonać.Pewnego wieczoru długo nie wracała z pracy w opiece społecznej.W końcu ktoś do mniezadzwonił
[ Pobierz całość w formacie PDF ]