[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.serca.Nie możesz.wzbić się blisko słońca.Rozpraszał ją narastający niepokój Rusty'ego.Wstała i uśmiechnęła się do obu.- A ja nie mogę spóznić się na lekcję z kapitanem.Pózniej porozmawiamy, Gordy.Oczywiście jeżeli zechcesz.Dziękuję, Rusty.Niestety, boję się, że nie zjemy razem kolacji.Przez następne dwie wachty mam co robić.Gwizdnął z cicha.- Niezłe lekcje.- Za to dzisiaj uniknę zajęć z Kayzin Ne'Zame - dodała wesoło.- Wakacje.Idąc do drzwi, słyszała za sobą śmiech Rusty'ego.W doku promowym zjawiła się tuż przed nim.- Dzień dobry, Priscillo.Jak zwykle punktualna.- Dzień dobry, panie kapitanie.Zatrzymał się i złożył jej głęboki pokłon, w czym nie przeszkadzała mu wielka waliza,którą przyniósł ze sobą.- Miło mi panią widzieć, pierwszy oficerze.Czyżbym popadł w niełaskę?- Jakby to panu robiło różnicę! - odcięła się.Zachłannie czekała na pierwsze oznakiduchowej więzi.Dwa tygodnie temu pewnie by sobie nie pozwoliła na taką lekkomyślność.To ciekawe, jak szybko przywykła polegać na zmysłach.- Robi - mruknął i przepuścił ją przodem.- Piękny dzień na wycieczkę promem,prawda?Teraz przynajmniej powiedział coś z sensem. Pasaż dryfował w zwykłej przestrzeni,z wolna podchodząc do planety Day-An w układzie Irrobi.- A instruktor uważa, że powinnam spędzić nieco więcej czasu za sterami promu? -spytała retorycznie.- Strasznie panienka dzisiaj nadęta.Trening czyni mistrza, jak zwykł mawiaćwujaszek Dick.Ruszaj się, Priscillo.Nie chcę zbędnych opóznień.Wrzucił walizę, wsunął się na fotel, spojrzał na przyrządy i zapiął pas.Priscilla usiadłana miejscu głównego pilota.Podzielała podniecenie Shana - czuła się jak uczniak na letniejwycieczce, bez nauczycieli i zbędnych opiekunów, zadowolony ponad miarę i chętny doprzygody.Lecz wyczuwała w nim coś jeszcze.W pierwszej chwili wzięła to za zwykłyobjaw wzmożonej energii, którą zawsze potrafił utrzymać na wodzy, ale pózniej dostrzegła wnim cień niepokoju.- Przełącz na mnie - mruknął i położył ręce na klawiszach.Posłusznie przekazała mukontrolę nad promem i wygodniej rozparła się w fotelu.Czekała, co będzie dalej.Zwiatła na moment pojaśniały i zaraz przygasły.Rozległa się krótka seria trzasków,pisków i szumów, potwierdzających gotowość maszyn.Ręce Shana migały po klawiszach zszybkością, która przyprawiłaby o zawrót głowy każdego, kto sam nie był pilotem.Wypompował powietrze z doku i otworzył zewnętrzne włazy.Po chwili już znalezli się wkosmosie.Shan zachichotał, zrobił kilka gwałtownych manewrów i jednym ruchem rękiwyłączył ekrany.Potem przekazał stery Priscilli.- Włącz ekrany.Spełniła jego polecenie.Gdzieś daleko z lewej majaczył Pasaż , ogromny niczym księżyc.W dole wisiałynieruchomo cztery maleńkie światy Irrobi.Shan wskazał na drugą planetę.- Zawiez mnie tam.Masz na to.- zerknął na chronometr na desce rozdzielczej -osiem godzin.Wylądujemy w porcie Swunaket.Postaraj się.Odwrócił fotel, odpiął pasy i sięgnął po walizę.Jak za dotknięciem czarodziejskiejróżdżki zmieniła się w przenośne biurko z monitorem.W uczuciach Shana dominowała terazobojętność.Wziął się do pracy.Priscilla mocno zacisnęła usta, żeby powstrzymać się od złośliwości, i zaczęłasprawdzać, gdzie też w tej chwili się znajdują i jak stąd w miarę szybko dotrzeć do miejscaprzeznaczenia.Dayan Pierwszy wschód- Port Swunaket, panie kapitanie.Pilot przeprasza, że wylądowaliśmy pięćstandardowych minut przed czasem.Uniósł głowę z nieobecną miną, ale Priscilla nie dała się oszukać.Od dwóch godzin zjego strony dochodził monotonny szum koncentracji - jak u kogoś, kto toczy partię szachówsam ze sobą.- Wciąż się gniewasz? - spytał wesołym tonem.Priscilla zacisnęła usta w wąską linię.- To była paskudna sztuczka.- Pamiętam, że to samo pomyślałem, kiedy ojciec wyciął mi podobny numer -westchnął ze współczuciem.- Ba, żeby tylko.Większość moich myśli nie miała nicwspólnego z synowską miłością.Ale radziłaś sobie bardzo dzielnie, zwłaszcza wówczas,kiedy wpadliśmy w małą turbulencję.Nawet pogoda dziś nam sprzyja.Zmiech dopadł ją znienacka, wypełnił brzuch, pierś, serce, głowę, a w końcu całąkabinę.- Słowo daję, jest pan niemożliwy! Shan westchnął i zaczął składać biurko.-Ciotka mojego brata, starsza siostra, a teraz ty, Priscillo.Chylę czoła przed wasząmądrością.- I bardzo dobrze! - Pasy zniknęły w poręczach fotela.Priscilla wstała.- Pilot gotówna dalsze rozkazy kapitana.Odłożył walizkę na bok, również wstał i przeciągnął się z wyrazną lubością.- Teraz kapitanowi niepotrzebne są usługi pilota.Dziękuję.Proszę jedynie drugiegooficera, aby mi towarzyszył w wyprawie do miasta, gdzie muszę dokonać pewnej transakcji.Popatrzyła na niego podejrzliwie.- Jakiej transakcji?- Ależ, Priscillo.Przecież jestem Kupcem.Powinienem czasami handlować, niesądzisz? Przynajmniej dla zachowania pozorów.Skłonił jej się z lekką drwiną.- I potrzebuję twojego.kontenansu.Będę szedł z tyłu, w przyzwoitej odległości.Adres brzmi: Tralutha Siamn.Firma nazywa się Fasholt i Córki.- Machnął olbrzymią dłoniąz błyszczącym sygnetem.- Prowadz!Zatrzymała się w cieniu bramy.Shan stanął za nią i też wyjrzał na ulicę
[ Pobierz całość w formacie PDF ]