[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Pomyślałam o mężu, a myśli te, już na zawsze pozbawione choćby odrobiny ciepła, przeszywały lodem mój mózg.Słyszałam, jak kręci się na dole.Zdrzemnęłam się, obudziłam i usłyszałam jego kroki na schodach.A chód maciężki.Nie pojmuję, jak jeden człowiek może robić tylehałasu.Przeszedł obok moich drzwi do swojego pokoju.Tymczasem przestało padać, wiatr rozpędził chmuryi przez okno wpadało światło księżyca.Od wina bolałamnie głowa i czułam suchość w gardle.Podniosłam sięz łóżka, nalałam sobie szklankę wody, a potem podeszłamdo okna, tylko po to, żeby wyjrzeć i czymś się przez chwilę zająć.Czułam się tak, jakbym miała spędzić bezsenniewszystkie noce przez najbliższe lata.Nadal było wietrznie, drzewa kiwały górnymi gałęziami, jak gdyby zachęcały mnie do wyjścia na dwór.Spojrzałam na czyste, roz-błyszczone gwiazdami niebo, a potem skierowałam wzrokw dół, gdzie u stóp dębu dostrzegłam postać mężczyzny.Zaskoczona cofnęłam się od okna.Czy on też mnie zobaczył? Zaciągnęłam firankę i przez nią spoglądałam pełnaobaw, chociaż pokój tonął w ciemności i było mało prawdopodobne, żeby mnie dojrzał.To był jakiś czarny, ubrany w białą koszulę i luzne, łopoczące na wietrze spodnie.Stał zupełnie nieruchomo, ze skrzyżowanymi rękomai spoglądał w górę na dom.Nie mogłam dojrzeć rysówjego twarzy.Czy był jednym z naszych?Położyłam się do łóżka i przykryłam.Nie miał prawazbliżać się do domu po zmroku.Gdybym obudziła męża,przegnałby go tam, gdzie jego miejsce.40Potem pomyślałam, że mój mąż może o nim wiedzieć.Może stał na warcie, żeby nas chronić w związku z jakąśkolejną pogłoską o buncie.Czekałam, oddychając płytko,zupełnie jakby mógł mnie usłyszeć.Po jakimś czasie wstałam i znów podeszłam do okna.Osunęłam się na kolanai zerknęłam przez dolną szybę.Zniknął.%7łeby wreszcie zasnąć, wzięłam łyżeczkę nasennej tynk-tury; obudziłam się sztywna jak kłoda, niezdolna poruszyć ręką czy nogą.Usłyszałam bicie zegara i wiedziałam,że muszę wstać, ogarnąć się i zejść do jadalni; na samąmyśl o tym zrobiło mi się niedobrze.Przez kilka chwilleżałam na boku, bez tchu, trzymając się za brzuch, a gdywreszcie poczułam się nieco lepiej, zwlokłam się z łóżka.Obmyłam twarz w miednicy, starając się nie patrzeć naswoje odbicie w lustrze; a jednak spojrzałam i przeraziłam się.Zadzwoniłam, odczekałam chwilę, ponownie zadzwoniłam.Wkrótce usłyszałam na schodach kroki Sarah. Na miłość boską, pomóż mi się ubrać jęknęłam.Otworzyła szafę i wyjęła tę niebieską, batystową, najlżejszą i najluzniejszą z moich sukien. Ta będzie dobra.Włóż ją na koszulę; nie ma czasu nagorset. Wypiłam łyk wody i opadłam na taboret przedtoaletką. Podepnij mi tylko warkocz poleciłam.Przeczesała włosy nad czołem szczotką, a tył zabezpieczyła tuzinem szpilek, podczas gdy ja nakładałam róż napoliczki. Co się dzieje z moimi oczami? Zauważyłam, że sązaczerwienione i wytrzeszczone, zrenice jak czarne spodki z bladobłękitną obwódką.41Usłyszałyśmy dzwonek z jadalni. Lepiej pójdę powiedziała Sarah. Idz zgodziłam się. Powiedz, że już schodzę.Kiedy poszła, włożyłam pantofle i wsunęłam rogi muślinowej chusty w wycięcie stanika sukienki. Filiżankakawy postawi mnie na nogi powiedziałam na głos z przekonaniem.Nagle przypomniał mi się ten mężczyzna, nie miałamjednak czasu, żeby o nim myśleć.Pospieszyłam przez podest i w dół schodami, trzymając się kurczowo poręczy;bałam się zawrotu głowy.Z daleka dochodził mnie brzęknaczyń, miarowy zgrzyt mężowskiego widelca uderzającego o talerz.Kiedy wchodziłam, zgarniał właśnie sos kawałkiem chleba
[ Pobierz całość w formacie PDF ]