[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.My, postulantki, nie potrzebujemy nawet skinąć ręką.Oszczędza się nas we wszystkim ijedynie od czasu do czasumusimy zjawić się w krawczarni, żeby przymierzyć białąsuknię weselną.Zaskoczona jestem okazywaną nam troską.Nic nie szkodzi, że suknie te przerabia się ciągle dla nowychkandydatek.Najważniejsze, żeby przyodziawszy je, byłyszczęśliwe w oblubieńczym stroju.Również w świecie wielemłodych dziewcząt wypożycza sobie suknie, pod zastaw.Mydajemy pod zastaw jedynie naszą wolność a to dotyka mnietyle samo, co i każdą pannę młodą, która pozbywa się swojejwolności, mówiąc tak.W gruncie rzeczy najlepiej się czuję,wyobrażając sobie, że wszystko to jest prawdziwe, że tu, wklasztorze, jest moje miejsce i nie mam żadnego powodu, żebywątpić w swoje powołanie.Tymi argumentami uspokajam burzące się we mniesumienie.Jak dotąd dowiedziałam się tak wielu ważnychrzeczy z życia zakonnic, że mój eksperyment się opłacał,również i dla mnie samej.Pocieszam się, że kiedyś będę wstanie wyjaśnić wielu czytelnikom mojego czasopisma, naczym polega domniemane dożywotnie uwięzienie wklasztorze.Pojutrze obłóczyny.Czasami miałabym wielką ochotęwyrwać się stąd! Ale zostaję!Wytrzymałam!Dokładnie dwa tygodnie po uroczystości obłóczyn piszęznowu.Początkowo nie miałam siły, żeby kontynuowaćzapiski.Wychodząc z sypialni postulantek, którą ostatni razopuściłam rankiem przed ceremonią, przekroczyłam słynnypróg właściwej klauzury.Obecnie piszę już z tej częściklasztoru, przed którą zwiesza się znany powszechnie szyld: Klauzura! Wstęp wzbroniony!.Udało mi się od czternastudni jestem posiadaczką małej celi klasztornej, którą wolno midzielić z moją kochaną siostrą Clare.Dopiero jako siostryprofeski dostaniemy osobne pomieszczenia.Niesamowite,ciągle jeszcze nie mogę w to uwierzyć!Dzisiaj, w niedzielę, siedzę w białym dominikańskimhabicie przy oknie, noszę skrócony welon, szkaplerz, różaniec zewnętrznie stałam się nowicjuszką przygotowującą się dowzięcia na siebie ciężaru życia zakonnego ze wszystkimi tegokonsekwencjami.Zmiać mi się chce na myśl, że zostanęsiostrą zakonną żyjącą w klauzurze.Jak okropnie brzmi tosłowo, kiedy czyta się je w jakiejś gazecie, na przykład wChicago.A co się za tym kryje?Klauzura to nic innego jak miejsce, gdzie możemy sięswobodnie poruszać osłonięte przed ciekawskimi i wścibskimispojrzeniami gapiów.Klauzurę można porównać z własnymdomostwem, do którego obcy nie mają swobodnego wstępu.Jak mówi matka Amabilis, jest to komnata oblubienicy, którądzieli się jedynie z Panem.O tym jednak, jak dotąd, nie wiemjeszcze zbyt wiele.Moja współsiostra Clare, która teraz nosiimię Gratia, mogłaby więcej napisać o jedności serc zChrystusem.Wydaje się, że jest łagodnym aniołem, gdyż takwiele szczęścia i radości promienieje od niej od dnia obłóczyn.Cała uroczystość była równie fascynująca jak ceremoniaślubna.W nocy przed obłóczynami nie mogłam zmrużyć oka.Nad ranem na dwie godziny zapadłam w ciężki sen, tak żemusiano mną potrząsać, gdy na zewnątrz rozbrzmiało wołanie:- Obudz się, oblubienico Chrystusa, Pan jest blisko.Wez swoją lampę i chodz!Gdyby to zależało ode mnie, pewnie poczłapałabym zinnymi z lampą bez oliwy, dokładnie tak jak w przypowieści.Ale zręczne i usłużne dłonie pomogły mi przywdziaćnienagannie wyprasowaną suknię.Uczesano mnie iprzystrojono niczym dziecko.Matka Amabilis przypięła mi dowłosów piękny welon ozdobiony mirtowym wiankiem.Zdumiewa mnie jej dobry smak, który wykazuje, będąc matkątak wielu młodych córek.Nie musimy się wstydzić wieluciekawskich spojrzeń zaproszonych gości.Oczywiścieprzybyli nasi krewni i każdy z nich cieszył się ze spotkania.Wrękach trzymałyśmy długie, przyozdobione zielenią świece.Na zewnątrz, w kaplicy, chór sióstr śpiewał Jesus, Corona,Virginum starą łacińską pieśń na okoliczność konsekracjidziewic w Kościele.Parami zeszłyśmy do kaplicy.Ze zdenerwowania niewidziałam prawie nic wokół siebie, w tym nawetposzeptującego tłumu ludzi wyciągających szyje, aby pośródsiedmiu tonących w bieli panien młodych rozpoznać swojecórki, i ocierających ukradkiem łzę czy też próbujących ukryćwestchnienie zachwytu i wzruszenia.Bezszelestniekroczyłyśmy po szerokim niedzielnym dywanie rozłożonym wprzejściu między ławkami, uważając, żeby nie nastąpić sobiena tren sukni, gdyż wbrew obowiązującej modziepozostawiono je długie.Tak było uroczyściej.Ołtarz naszej kaplicy tonął w ofiarowanych kwiatach iświecach.Zasiadająca przy organach siostra Mary Claraśpiewała solo zapierające wszystkim dech w piersiach.Wrzeczy samej, teraz rozbrzmiały nawet skrzypce a przecieżnie miałyśmy nikogo, kto potrafiłby grać na tym instrumencie!Wszystko przesuwało się wokół nas niczym we śnie.Wizytator odziany w uroczyste szaty zasiadał na swoimkrześle tronowym, a my, jedna po drugiej, klękałyśmy przednim.Nasza przełożona generalna siedząca w ławcepromieniała szczęściem niczym prawdziwa matka.Trzymaław rękach nasze stroje zakonne, które zostały wcześniejpoświęcone i które pózniej miała nam wręczyć
[ Pobierz całość w formacie PDF ]