[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.CzeÅ›nik zasÅ‚onÄ™, która drzwi okrywaÅ‚a, uchyliÅ‚ i wszedÅ‚ do sypialnimatki.Pokój byÅ‚ firankami przyciemniony.WoÅ„ jakichÅ› lekówzÅ‚owrogich powietrze do oddychania ciężkim czyniÅ‚a.Oczyma szukaÅ‚syn chorej na Å‚ożu, lecz pawilon jego byÅ‚ odwiniÄ™ty, na fotelu obok zgÅ‚owÄ… na rÄ™ku wspartÄ… siedziaÅ‚a hrabina.Oczy miaÅ‚a wlepione w komin, na którym gÅ‚ownie dogorywaÅ‚y.CaÅ‚aosÅ‚oniona chustami, z gÅ‚owÄ… przykrytÄ…, wydawaÅ‚a siÄ™ jakimÅ› widmemobwiniÄ™tym w caÅ‚uny, spod których tylko biaÅ‚a, wychudÅ‚a twarz i rÄ™cesuche wyglÄ…daÅ‚y.Pomimo wieku i choroby oblicze hrabiny zachowaÅ‚orysy piÄ™knoÅ›ci, której ani namiÄ™tnoÅ›ci, ani ból, ani nieszczęście latostatnich zetrzeć nie zdoÅ‚aÅ‚o.WspaniaÅ‚a byÅ‚a i majestatycznie piÄ™kna, a gorÄ…czka przedÅ›miertna,która raz ostatni zaogniÅ‚a jej oczy, nadawaÅ‚a charakter grozny.coÅ›wieszczego i już nieziemskiego.Ujrzawszy syna wyciÄ…gnęła rÄ™ce. Przecież! przychodzisz.mój drogi! jakżem czekaÅ‚a na ciebie.baÅ‚am siÄ™ umrzeć choć czas! a! czas.alem chciaÅ‚a pożegnać,uÅ›cisnąć! zobaczyć twarz twojÄ…, biedne ty dziecko moje, aby jej obrazzanieść z sobÄ….Brühl caÅ‚owaÅ‚ jej rÄ™ce. Przecież nie gorzej jest dzisiaj? zapytaÅ‚. A! lepiej, lepiej! bo siÄ™ przybliża godzina wyswobodzenia.czujÄ™,że życie uchodzi.SpojrzaÅ‚a na syna i drżącÄ… dÅ‚oniÄ… powiodÅ‚a po jego twarzy zamyÅ›lona. Cóż ty? mów.CzeÅ›nik siÄ™ uÅ›miechnÄ…Å‚, o sobie nic powiedzieć nie umiaÅ‚. Ofiary! ciÄ…gnęła, jakby sama do siebie mówiÄ…c, chora wszystko ofiary.ja, wy.tak! Nie mogÅ‚o być inaczej.NarzÄ™dzia iofiary wielkość opÅ‚aca siÄ™ drogo.Smokowi temu rzucajÄ… napastwÄ™ dziewice, dzieci, krwawe serca, aby mu o jednÄ… paszczÄ™ wiÄ™cejurosÅ‚o.RozÅ›miaÅ‚a siÄ™ smutnie. W koÅ„cu, gdy życie dogasa, jak siÄ™ to wydaje okrutnym! ale sÄ…przeznaczenia. Mniszchowa rzekÅ‚a cicho ty, ja.jak mi ciÄ™ żal, dzieckomoje. PocaÅ‚owaÅ‚a go w gÅ‚owÄ™. TyÅ› nie byÅ‚ stworzony do tegoukropu, w który ciÄ™ wtrÄ…cono ani ja.Ale ja z wrzÄ…tkiem siÄ™oswoiÅ‚am, żyć z nim mogÅ‚am a ty, biedaku? Ja także nie skarżę siÄ™ szepnÄ…Å‚ Alojzy. A tak! skarżyć siÄ™ nie trzeba, bo na skargi odpowiadajÄ…szyderstwem, cierpieć i Å›miać siÄ™.Wszystko to Å›mieszne.ZamilkÅ‚a, a potem dodaÅ‚a: Wy może wrócicie do Drezna pokÅ‚oÅ„ siÄ™ staremu miastunaszemu, którego ja nie zobaczÄ™.przyjdzie mi spocząć jeszcze ofiarÄ…na obcej ziemi, na której nie ma spokoju.To kraj wrzawy i zajadÅ‚ychwalk.A! jak mi ciÄ™ żal.Azy potoczyÅ‚y siÄ™ z oczu, podparÅ‚a siÄ™ na dÅ‚oni, zadumaÅ‚a znowu.Wtem zasÅ‚onÄ™ uchylajÄ…c weszÅ‚a Mniszchowa po cichu.Matka poczuÅ‚ajÄ… raczej, niż posÅ‚yszaÅ‚a, zwróciÅ‚a gÅ‚owÄ™ patrzaÅ‚a na dzieci, stojÄ…ceprzed sobÄ… i strumienie Å‚ez nie ocierane toczyÅ‚y siÄ™ jej po twarzy.WidzÄ…c, że córka tamuje z trudnoÅ›ciÄ… pÅ‚acz, zwróciÅ‚a siÄ™ do niej. Mnie pÅ‚akać wolno rzekÅ‚a bo żaÅ‚ujÄ™ was, co jeszcze dużocierpieć macie a wam siÄ™ pÅ‚akać nie godzi, że ja odchodzÄ™: jamżyÅ‚a i przeżyÅ‚a samÄ… siebie.Po co żyć ? Wszystko znane powtarza siÄ™dokoÅ‚a, ludzie nudzÄ…, Å›wiat mÄ™czy, ciaÅ‚o dolega pragnienia ustajÄ….wyczerpane wszystko do dna.Gdyby mi dawano życie na powrót zwarunkiem, bym je tak samo znowu jak wprzódy przeżyÅ‚a, a! niechciaÅ‚abym go za nic.Mniszchowa klÄ™kÅ‚a przy niej i ujmujÄ…c jÄ… za rÄ™kÄ™, cicho szepnęła: Lekarz nakazaÅ‚ spokój, mówienie mamÄ™ porusza. Nic mi już nie pomoże i nie zaszkodzi odpowiedziaÅ‚a po cichu,ale wnet, jakby posÅ‚uszna, zamilkÅ‚a, oczy zwróciÅ‚a na ogieÅ„, potem nadzieci i powtórzyÅ‚a razy kilka: Ofiary! ofiary! wszystko ofiary.StÄ…panie daÅ‚o siÄ™ sÅ‚yszeć z dala, gÅ‚owa siÄ™ podniosÅ‚a, oczy skierowaÅ‚yna drzwi, widocznie poznaÅ‚a czy przeczuÅ‚a nadchodzÄ…cego.W proguostrożnie wsuwajÄ…cy siÄ™ ukazaÅ‚ minister.WchodziÅ‚ pomieszany, twarzuÅ‚ożywszy obojÄ™tnÄ… do smutku.ZbliżyÅ‚ siÄ™ do krzesÅ‚a i stanÄ…Å‚pochylajÄ…c ku hrabinie. Jakże dziÅ› lepiej?UÅ›miechnęła siÄ™. ZupeÅ‚nie dobrze! widzisz.nie mogÅ‚o nawet być lepiej.I rÄ™kÄ…wskazaÅ‚a dzieciom, aby wyszÅ‚y, a mężowi krzesÅ‚o, które przed chwilÄ…przesunęła byÅ‚a Mniszchowa.PosÅ‚uszne dzieci wyszÅ‚y, ministerwidocznie zakÅ‚opotany usiadÅ‚.Przez czas jakiÅ› milczenie trwaÅ‚o, bo chora myÅ›li siÄ™ zbierać zdawaÅ‚a. Ofiary! ofiary! poczęła znowu, jakby sama do siebie. Brühl!kiedy tych ofiar bÄ™dzie dosyć.i kiedy wielkoÅ›ciÄ… siÄ™ nasycisz?powiedz mi.Minister milczaÅ‚ dÅ‚ugo.Nie doczekawszy siÄ™ odpowiedzi, choramówiÅ‚a dalej: Król ja dzieci dwa kraje tysiÄ…ce ludzi ofiary! Brühl!czy siÄ™ to kiedy skoÅ„czy?.Syt jesteÅ›. Masz trochÄ™ gorÄ…czki! odezwaÅ‚ siÄ™ grzecznie minister a tomówienie. Ja? życie caÅ‚e miaÅ‚am gorÄ…czkÄ™, która mnie spaliÅ‚a.PÅ‚oniemy nastosie dla ciebie.powiedz mi, jesteÅ› szczęśliwy?PoruszyÅ‚ siÄ™ niecierpliwie na krzeÅ›le Brühl i poczÄ…Å‚ patrzeć w ogieÅ„,nie odpowiadajÄ…c nic.RÄ™kÄ… jednÄ… szarpaÅ‚ mankietki u drugiej. Doktor bardzo zalecaÅ‚ spokojność odezwaÅ‚ siÄ™ Å‚agodnie gdybym wiedziaÅ‚, że moje przybycie rozdrażni, byÅ‚bym siÄ™wstrzymaÅ‚, lecz.sam bÄ™dÄ…c niespokojny, chciaÅ‚em siÄ™ przekonać ostanie jej zdrowia.Może nie w porÄ™. Bardzo w porÄ™.pózniej byÅ‚oby już za pózno rzekÅ‚a niecozmienionym gÅ‚osem hrabina i wyciÄ…gnęła rÄ™kÄ™ ku niemu, Å‚agodniemówiÄ…c: Trzeba sobie przebaczyć, trzeba siÄ™ pożegnać.Ja ciebie nie winiÄ™.Mam tylko proÅ›bÄ™ jednÄ….Minister żywo siÄ™ pochyliÅ‚ ku chorej. Co tylko mogÄ™ wyjÄ…knÄ…Å‚. Wszak ty możesz wszystko! a moja proÅ›ba za dziećmi.niechdosyć bÄ™dzie tych ofiar! Mniszchowa.Alojzy.rzuceni w paszczÄ™.ty sam i ty ofiarÄ… jesteÅ›.Wszak syt być możesz.spoczynku! pokoju! ciszy! dla nich.Minister zawahaÅ‚ siÄ™ widocznie z odpowiedziÄ…. Ale wojna siÄ™ koÅ„czy.pokój spodziewany.mam nadziejÄ™, żepowrócimy do Drezna, i ty, naówczaa pomyÅ›limy o wypoczynku. Ja? rozÅ›miaÅ‚a siÄ™ smutnie hrabina ja? powrócÄ™ do ziemi, zktórej wyszÅ‚am.ale nie do tej, na której poczęłam życie.Ja? o mniezapomnijcie.ProszÄ™ za dziećmi.Alojzy.daj mu swobodÄ™ onnie jest do tych walk stworzony.Minister, który siÄ™ zdawaÅ‚ namyÅ›lać, podniósÅ‚ nieco gÅ‚os. Nie ja winienem, ale losy i okolicznoÅ›ci.Ofiary? cóż bez ofiar!Nie poszÅ‚y one darmo przecie.My podnieÅ›liÅ›my siÄ™ najwyżej.ażdo tronu.twe dzieci postawiÅ‚em na szczeblach, z których siÄ™gnąćmogÄ…, gdzie zechcÄ….OtoczyÅ‚em was dostatkiem poszanowaniem blaskiem. A wszystko to ciężyÅ‚o jak kajdany przerwaÅ‚a hrabina byÅ‚y tospróchniaÅ‚e owoce znad Martwego Morza, popiół w nich.ZaklinamciÄ™, daj dzieciom szukać szczęścia, gdzie zechcÄ….SÅ‚yszysz! mniedochodzÄ… jÄ™ki, szlochania, które wycisnÄ…Å‚eÅ› ty.Saksonia pÅ‚acze iprzeklina, ten kraj siÄ™ burzy.a ty?Brühl wstaÅ‚ z krzesÅ‚a nagle, jakby go co rzuciÅ‚o. Ależ pani! zawoÅ‚aÅ‚ ja jestem cierpliwy, dla chorychwyrozumiaÅ‚y, a jednak już mi trudno mÄ™czyć jÄ… dÅ‚użej mojÄ…przytomnoÅ›ciÄ… i samemu dać siÄ™ brać na te tortury
[ Pobierz całość w formacie PDF ]