[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.I czegóż mi brakuje teraz?. Pani nie czujesz żadnego braku, niedostatku, nic nie żądasz więcej? Zadajesz mi pan pytanie, na które wszelka inna kobieta odpowiedziałaby ci zapewneskromnie: Nic nie żądam! Ale ja jestem szczera i powiem panu, co zresztą mówię każdemu:Nie czuję teraz niedostatku żadnego, nic nie pragnę, ale przeczuwam, że życie mogłoby byćod mego pełniejsze i od mojego szczęśliwsze.Ale teraz nieubłagany sąd o sobie odzywa się zprzestrogą: Dla ciebie dopełnienie życia jest trudne, prawie niepodobne.Któż by się nie bałciebie? Ja przynajmniej odezwał się Staś wcale panią nie znajduję straszną. Prosta grzeczność; w kobietach lękają się egzaltacji, temu pan nie zaprzeczysz.Któż by sięodważył dać swój los na ręce roztrzepanej, zapalonej dziewczyny?Staś umilkł i tylko patrzał na nią.Ona odwróciła rozmowę. Patrz pan, jak to dobrze być jak wszyscy.Naówczas bawi się tak swobodnie, śmieje takwesoło, pojmuje się każdego, każdy nas pojmuje.Spójrz pan na to towarzystwo! Co zacudowna w nim harmonia.Wszystkie te panie jednakowo mówią, jednako myślą, wszyscy cipanowie jak jeden.Trochę młodszy, trochę starszy, a jednakowi zupełnie.Rzekłbyś, że sobiewystawili abstrakcyjną jakąś istotę, na której podobieństwo, jak na wzór najwyższejdoskonałości, wykształcają się.Nikt nie pokazuje, czym jest w istocie, każdy odziewa się wjakiś urzędowy mundur i stawia na straży uwagę, aby nie wypuszczała na świat myśliwyrywających się, podlatujących uczuć.Uwaga stoi na warcie i nieustannie powtarza nieprzybranym w oficjalną szatę myślom i uczuciom: On ne passe pas.Biedne myśli i uczuciawracają smutne nazad do więzienia, w którym nareszcie, pozbawione swobody, ruchu,obumierają lub zamierają zupełnie. To prawda odpowiedział Staś i wybornie odmalowałaś pani kajdany, jakie kładą nanas wymagania towarzystwa; ale powiedz, co byśmy zyskali na zupełniejszej swobodzie.Nakilku, których głąb duszy pragnęlibyśmy poznać, tylu jest, co ich poznawać nie warto, coprawdziwą łaskę czynią, nie pokazując się nam bez urzędowej szaty, która osłania ich nicośćlub szkaradę. I dlatego właśnie odpowiedziała Natalia towarzystwo przyjęło udawanie za stannormalny, bo ono dla większej liczby jest korzystne.Ten polor światowy zastępuje wybornieniedostatek myśli i uczucia, których że pokazywać nie są obowiązani ci, co ich nie mają,oczywisty zysk dla nich.A potem spytała, rwąc umyślnie rozmowę: Pan byłeś w naszych stronach, znasz nasze strony? Trochę odpowiedział Staś ale nie od dawna, ledwie przeszłego roku pierwszy raz tuprzybyłem i widać, że mi przypadły do serca, kiedy w nich tak długo zostałem,zapomniawszy, że mam dom gdzie indziej. Nieprawda, że nasz Wołyń piękny? Ludzie czy ziemia? spytał Staś. O! ziemia nade wszystko odpowiedziała ta piękna żyzna ziemia nasza, te gajebrzozowe, dębowe, rosnące na zielonych wzgórzach, szklane stawy i rzeki, doliny, rozdoły,jary, nasze ogrody, domy. O ogrodach i domach niezgoda odpowiedział Staś ogrody nie wszystkie piękne,domy rzadko, bo u nas mało pojmują, co piękne, często psują gotowy dar boży. Jednakże. Dla mnie najpiękniejszym ogrodem to las, który Bóg rozrzucił na wzgórku, co sięprzegląda w jeziorze. O! zapewne, ale robione ogrody bywają piękne. Zawsze to tylko naśladowanie, a tyle w nich przymusu, pretensji i wszystko tak mówizalotnie: Pochwalże koniecznie.Natalia uśmiechnęła się, podała jakąś książkę Stasiowi i odeszła na chwilę.Tak przez cały wieczór ona i on byli prawie razem.August, udając, że się zapalczywie bawi,spoglądał na nich ukosem i powtarzał uradowany: Similia similibus.Powrócili do domu, Staś był widocznie weselszy, ciągle mówił o Natalii, dowcip jejwychwalał, wynosił wyraz twarzy, spojrzenie, pełną uczucia rozmowę.August nie tylkopotakiwał, ale pomagał jeszcze.Ledwie, kładnąc się spać, Staś westchnął, a usłyszawszywestchnienie, August podchwycił zaraz: Oho! coś wzdychasz, czy już cię czarne oczy podbiły? W tej chwili nie myślałem o nich. Nie pozbędę się, widzę, tak łatwo tej Julii rzekł w duchu August. Dobranoc. Dobranoc. I Staś z pełną sprzecznych marzeń głową, z pełnym sprzecznych uczućsercem spać się położył.Następnych dni codziennie uczęszczali do domu prezesowej i do Natalii coraz się zbliżałStanisław, coraz poufalej, serdeczniej byli z sobą.W dwudziestu leciech tak się łatwozawiązują przyjaznie, tak się łatwo poznaje i poufali! Staś ze zdumieniem, wchodząc wsiebie, postrzegł, że się prawie zakochał, zadrżał i pobladł na tę myśl. Cóż się stanie z Julią? spytał i odpowiedział sobie zaraz dla uspokojenia sumienia.Ja ją kocham, ją kocham tylko, dla Natalii jestem przyjacielem, bratem.A jednak to nie było przywiązanie braterskie ani przyjazń chłodna, sam Staś czuł w głębi, alewstydził się wyznać sam przed sobą. Mógłżebym być tak płochy? O! nie, to chwilowe odurzenie, to przejdzie, to minie, to szałtylko, to urojenie.A potem, do czegóż to prowadzi? Ona nikogo nie pokocha, nikogo kochaćnie może, aby jej się stać godnym, więcej czymś być potrzeba, niż ja jestem.I co dzień, wracając z wieczora od prezesowej, zadawał sobie straszne pytania, które co dzieńtrudniej było rozwiązać.Gdy się zbliżał dzień wyjazdu, to się z nim ociągał, jak gdyby sięlękał zobaczyć znowu Julię, jakby myślał, że ona przewinienie z oczów jego wyczyta
[ Pobierz całość w formacie PDF ]