[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Ale czy tym razem kobra nieprzeszarżuje?".Nie rozumiem, o czym mówi ten prezenter.Jaka kobra?Kamera ukazuje teraz jednego z mężczyzn z limuzyny.Siedzi w fotelu biurowym, za szybą, któraznajduje się za nim, widać nocne niebo. Jest nieludzka - mruczy.- Tyle godzin w tym cholernym biurze! Wypruwamy sobie żyły, ale czy to jąw ogóle obchodzi?".Gdy to mówi, na ekranie znowu pojawiam się ja; chodzę po jakimś magazynie.Ogarnia mniekonsternacja.Czyżby ten facet miał na myśli mnie? Potem widać nas oboje, pod-191czas zażartej kłótni.Stoimy na jakiejś londyńskiej ulicy, on próbuje się bronić, ale nie dopuszczam godo słowa. Wylatujesz! - rzucam w końcu tak pogardliwym tonem, że aż się krzywię.- Wylatujesz z mojejdrużyny!". Kobra zaatakowała! - komentuje dziarski głos z offu.-Obejrzyjmy tę scenę jeszcze raz!".Chwileczkę.Czy on powiedział.Ja jestem kobrą?Przy wtórze złowróżbnej muzyki na ekranie w zwolnionym tempie pojawia się poprzednie ujęcie,robią zbliżenie na moją twarz. Wylatujeszszsz! - syczę.- Wylatujeszszszszsz z mojej drużyny!".Patrzę na to przerażona, mąci mi się w głowie.Co oni, do cholery, zrobili? Zmienili mi głos.Brzmieniem przypomina syczenie węża. Lexi w tym tygodniu nie była jeszcze tak jadowita! -oznajmia komentator.- Tymczasem w drugiejdrużynie.".Na ekranie pojawia się inna grupa ludzi, którzy zaczynają się kłócić o negocjacje cenowe.Ale jestemzbyt wstrząśnięta, żeby się poruszyć.Dlaczego.jak.?Dlaczego nikt mi nie powiedział? Dlaczego nikt mnie nie uprzedził? Jak na autopilocie sięgam potelefon i wywołuję numer Erica.- Cześć, Lexi.- Ericu, właśnie obejrzałam ten program na DVD! - zaczynam krzyczeć ze zdenerwowania.- Nazwalimnie kobrą! Jestem potworem w oczach wszystkich! Nic mi o tym nie mówiłeś!- Kochanie, to był świetny występ - mówi Erie uspokajająco.- Doskonale wypadłaś.- Ale nadali mi ksywę od węża.- No i co z tego?- To, że nie chcę być wężem! - Wiem, że brzmi to niemal200histerycznie, ale nic na to nie poradzę.- Nikt nie lubi węży! Jestem raczej jak.wiewiórka.Albo miśkoala.Koala są miękkie i puszyste.I mają trochę krzywe.pazurki.- Miś koala? Lexi! - Eric się śmieje.- Kochanie, jesteś kobrą.Masz wyczucie chwili.Potrafiszatakować.Dlatego jesteś taką świetną bizneswoman.- Aleja nie chcę.- Urywam, gdy rozlega się brzęczyk.-Przyjechała taksówka.Muszę iść.Ruszam do sypialni, biorę trzy lśniące torebki, usiłując odzyskać niedawny optymizm i podnieceniena myśl o czekającym mnie dniu.Ale moja pewność siebie ulatnia się.Jestem wężem, żmiją.Nic dziwnego, że wszyscy mnie nienawidzą.Gdy taksówka jedzie na Victoria Palace Road, siedzę sztywno na tylnym siedzeniu, ściskając w dłonitorebki z prezentami i próbując się jakoś pocieszyć.Powszechnie wiadomo, że telewizja wszystkowypacza.Tak naprawdę nikt nie uważa mnie za węża, żmiję ani gada.Poza tym ten programnadawano wieki temu i nikt pewnie już o nim nie pamięta.O Boże.Cały problem z pocieszaniem samej siebie polega na tym, że w głębi duszy wiesz, iż tozwykły kit.Taksówka zatrzymuje się przed budynkiem, więc biorę głęboki oddech i obciągam beżowy kostiumod Armaniego.Potem z lękiem udaję się na trzecie piętro.Wysiadając z windy, od razu widzę Fi,Carolyn i Debs, które stoją przy automacie do kawy.Fi wskazuje swoje włosy i mówi coś z ożywie-niem, podczas gdy Carolyn dorzuca od czasu do czasu jakieś słowo, ale gdy pojawiam się na widoku,rozmowa natychmiast zamiera, jakby ktoś wyciągnął wtyczkę radia z kontaktu.- Cześć, dziewczyny! - Patrzę na nie z najcieplejszym, najsympatyczniejszym uśmiechem, na jakipotrafię się zdobyć.- Wróciłam!- Cześć, Lexi - pada stłumiona odpowiedz, a Fi wzrusza193ramionami.Dobra, to jeszcze nie był uśmiech, ale zawsze jakaś reakcja.- Bardzo ładnie wyglądasz, Fi! Zwietny top.- Wskazuję jej kremową bluzkę, a ona ze zdziwieniempodąża za moim wzrokiem.- Ty też Debs wyglądasz super.I Carolyn! Masz świetne włosy, dobrze ciw takiej króciutkiej fryzurze, a.buty są wręcz fantastyczne!- Te? - Carolyn parska śmiechem i kopie jednym zamszowym botkiem o drugi.- Mam je od lat!- Mimo to.naprawdę zwracają uwagę!Ponosi mnie z nerwów, gadam głupoty.Nic dziwnego, że wszystkie trzy wyglądają na zaskoczone.Fistoi ze splecionymi rękami, a Debs wygląda tak, jakby zaraz miała parsknąć śmiechem.- No dobra.- Zmuszam się, żeby trochę zwolnić tempo.-Mam dla każdej z was drobiażdżek.Fi, to dlaciebie, Debs.Gdy wręczam torebki z upominkami, nagle wydają mi się śmiesznie błyszczące i jaskrawe.- A to z jakiej okazji? - pyta Debs ze zdziwieniem.- No wiecie! %7łeby.eee.- Jąkam się trochę.- Jesteście moimi przyjaciółkami i.No dalej.Zajrzyjciedo środka!Patrząc na siebie niepewnie, wszystkie trzy zaczynają rozpakowywać prezenty.- Gucci? - pyta Fi z niedowierzaniem, wyciągając zielone pudełeczko na biżuterię.- Lexi, nie mogęprzyjąć.- Owszem, możesz! Proszę.Otwórz je, zobaczysz.Fi w milczeniu otwiera pudełko i ukazuje się złoty zegarek na łańcuszku.- Pamiętasz? - mówię z przejęciem.- Zawsze oglądałyśmy je na wystawach u jubilera.W każdyweekend.I teraz będziesz miała taki sam.- Tylko że.- Fi wzdycha ze zmieszaniem.- Lexi, dostałam go już dwa lata temu.Unosi rękaw i pokazuje identyczny zegarek, tylko trochę taki zmatowiały, starszy.202- Och - mówię ze ściśniętym sercem.- Rzeczywiście.No trudno.Mogę go wymienić, znajdę cośinnego.- Lexi, nie mogę ich używać - mówi z kolei Carolyn i oddaje mi perfumy w zestawie prezentowym,razem ze skórzaną torebką.- Ten zapach mnie dusi.- Kiedyś go bardzo lubiłaś - mówię ze zdumieniem.- Lubiłam - potwierdza.- Zanim zaszłam w ciążę.- Jesteś w ciąży? - Patrzę na nią poruszona.- O mój Boże! Carolyn, gratulacje! To cudownie! Tak sięcieszę.Matt będzie najlepszym ojcem na świecie.- To nie jest dziecko Matta.- Przerywa mi bezceremonialnie.- Nie? - pytam głupio.- Ale dlaczego.Zerwaliście ze sobą?Nie mogli zerwać.To niemożliwe.Wszyscy sądzili, że Carolyn i Matt będą ze sobą już na zawsze.- Nie chcę o tym mówić, dobra? - rzuca Carolyn niemal szeptem.Ku swojemu przerażeniu widzę, żejej oczy za okularami robią się czerwone i zaczyna ciężko oddychać.- Na razie.- Rzuca mi kolorowypapier i wstążkę, odwraca się i odchodzi szybkim krokiem w kierunku głównego biura.- Zwietnie, Lexi - stwierdza Fi sarkastycznie.- Kiedy już myślałyśmy, że przebolała Matta.- Nic nie wiedziałam! - mówię przerażona.- Nie miałam pojęcia.Tak mi przykro.- Przecieramtwarz, spocona i zdenerwowana.- Debs, otwórz swój prezent.Kupiłam jej krzyżyk wysadzany maleńkimi brylancikami.Ma fioła na punkcie biżuterii, a zkrzyżykiem nie można przestrzelić.Musi się jej spodobać.Debs w ciszy odpakowuje prezent.- Wiem, że jest dość ekstrawagancki - mówię nerwowo.- Ale chciałam znalezć coś szczególnego.- To krzyżyk! - Debs oddaje mi pudełeczko, marszcząc nos, jakby poczuła coś śmierdzącego.- Niemogę go nosić! Jestem żydówką
[ Pobierz całość w formacie PDF ]