[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- To nasza pierwsza skutecznie działająca maszyna - oświadczył z dumą Gordon.- Nadal jest sprawna? - zapytał Stern.- Tak, oczywiście.- I można by z niej skorzystać?- No cóż, od dawna nie była używana, ale podejrzewam, że byłoby to możliwe.Dlaczego pytasz?- Gdybym postanowił wyruszyć im na pomoc, ta maszyna dostarczyłaby mnie namiejsce.Tak?- Owszem - mruknął Gordon z ociąganiem.- Mógłbyś skorzystać z tej maszyny, ale.- Jestem przekonany, że mają kłopoty.- Niewykluczone.- A tu stoi maszyna, która wciąż działa.Gordon westchnął głośno.- Obawiam się, że nie jest to takie proste, jak sobie wyobrażasz, Davidzie.29.10.00Oderwał się kolejny płat sklepienia.Kate zdołała chwycić się krawędzi pękającejzaprawy.Zawisła na jednej ręce, jak czyniła to wielokrotnie podczas wspinaczek.Naszczęście kopuła nie ukruszyła jej się pod palcami.Spojrzała w dół na posadzkę kaplicy.Niezauważyła nigdzie strażników, którzy spadli wcześniej.Ostrożnie uniosła prawą rękę i zacisnęła palce na brzegu popękanego sklepienia.Wiedziała, że lada moment może się oderwać następny jego fragment.Kopuła była już mocnonadwerężona.Najbardziej wytrzymałymi częściami konstrukcji powinny być obszary wpobliżu murowanych hakowatych dzwigarów i pod ścianą budowli.Postanowiła przesuwać się w kierunku ściany.Odkruszył się fragment pod jej prawą dłonią i znów przez chwilę wisiała tylko nalewej ręce.Rozhuśtała się i chwyciła krawędz drugą ręką.Niemal równocześnie oderwał się fragment, na którym zaciskała lewą dłoń.Ponowniezawisła na jednej ręce, szybko jednak znalazła nowy punkt oparcia.Od ściany kaplicy dzieliłją najwyżej metr.Warstwa kruchej zaprawy wydawała się tu nieco solidniejsza i zapewnestawała się jeszcze grubsza bliżej zewnętrznego muru.W każdym razie nie pojawiały się jużkolejne pęknięcia.Z dołu doleciał tupot i okrzyki strażników wbiegających do kaplicy.Bez wątpieniabyli uzbrojeni w łuki.Erickson podciągnęła się błyskawicznie i przerzuciła lewą nogę przez krawędzkopuły.Zaprawa nadal trzymała.Uniosła się ostrożnie na kolanie i oparła biodro oposzarpany brzeg sklepienia.Nim zdążyła podnieść drugą nogę, pierwsza strzała świsnęła jejkoło ramienia.Kilka innych trafiło w skraj kopuły, odbijając z niej tynk.Kate przesunęła siępospiesznie i ułożyła płasko na brzuchu.Nie mogła tu zostać.Odtoczyła się od wyrwy w kierunku kamiennego dzwigara.Chwilę pózniej następny fragment sklepienia runął w dół.Krzyki w dole umilkły.Ożyła w niej nadzieja, że któryś ze zbrojnych dostał po głowiedużym kawałkiem zaprawy.Zaraz jednak usłyszała tupot, strażnicy wybiegali przed kaplicę.Na zewnątrz rozległy się donośne wrzaski i rżenie koni.Co tam się dzieje? - pomyślała.* * *Chris rozpoznał odgłos klucza wsuwanego do zamka.Po chwili ktoś zacząłnawoływać strażnika w pokoju.Marek wciąż rozglądał się gorączkowo.Wreszcie przyklęknął i zajrzał pod łóżko.- Mam! - krzyknął triumfalnie, wyciągając stamtąd miecz i sztylet.Podał nóżChrisowi.Z korytarza strażnicy coraz głośniej nawoływali kolegę.Marek podkradł się do drzwi ina migi dał znać Hughesowi, by zajął miejsce po drugiej strome.Chris podbiegł i przywarł plecami do ściany.Z zewnątrz dolatywał gwarpodnieconych głosów.Serce zaczęło mu walić jak młot.Przypomniał sobie nagle, jak Marekjednym ciosem lichtarza powalił strażnika.On nigdy wcześniej nie był świadkiem śmierciczłowieka. Idą, żeby was zabić!Słowa Kate odbijały się echem w jego głowie.Nie mógł uwierzyć, że strażnicynaprawdę przybiegli po to, aby ich zabić.W uczelnianej bibliotece nieraz czytał opisy dawnych aktów przemocy, zabójstw czynawet rzezi; wstrząsające relacje o strumieniach krwi płynącej ulicami, rycerzachzakrwawionych od stóp do głów, niewinnych kobietach i dzieciach zarzynanych mimobłagalnych próśb o łaskę.Podświadomie uznawał jednak te opisy za przesadne.Zresztą wśródhistoryków panowało podobne przekonanie.Mówili o naiwnej narracji, wątpliwymkontekście, zbytniej ufności w potęgę oręża.Traktowali badanie tego typu relacji jakintelektualną zabawę.Chris zdążył się w nią wciągnąć, przestał się nawet zastanawiać, czyprzerażające opisy w starych kronikach mogą być prawdziwe
[ Pobierz całość w formacie PDF ]