[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Mimo wszystko postanowiła podarować sobie jeszcze tę jedną noc.Rano oznajmi mu swoją decyzję.101SRAatwiej powiedzieć, niż wykonać.Gdy przekroczyła próg mieszkania,wyobraziła sobie, jak straszliwie będzie za nim tęsknić.Kiedy zacząłrozwiązywać krawat, zapragnęła go dotknąć, zagarnąć na własność,przynajmniej na tych kilka ostatnich godzin.Niestety istniał tylko jedensposób, by całkowicie skupić na sobie jego uwagę.Nie pozostało jej nicinnego, niż go wykorzystać.- Salvatore? - wyszeptała, całując mocną linię szczęki.- Słucham?- Chodzmy do łóżka.- Naprawdę tego chcesz? Ja też - odpowiedział sam sobie, ponieważdrżenie warg i zamglone, rozszerzone oczy Jessiki wystarczyły za odpowiedz.Było to najpiękniejsze i najstraszniejsze pożegnanie, jakie można sobiewyobrazić.Jessica obudziła się o świcie.Wstała wcześnie, wykąpała się i ubrała.Pózniej po cichu spakowała swoje przybory toaletowe z łazienki.Poza jednymzapasowym kompletem bielizny w szufladzie komody nic więcej tu nie miała.Zastała Salvatore w kuchni.Ubrany i wykąpany, przeglądał przy kawiejakieś dokumenty.Automatycznie nalał jej filiżankę aromatycznego napoju ibez słowa podsunął w stronę dziewczyny.Podziękowała uśmiechem, lecz ręcetak drżały, że nie ważyła się jej podnieść do ust.Starała się patrzeć bez żalu napiękną twarz o klasycznych rysach.- Muszę z tobą porozmawiać - oznajmiła rzeczowym tonem.- Nie teraz - mruknął, przerzucając trzymane w ręku papiery.- Mam dziśkilka pilnych spraw do załatwienia.Muszę się przygotować.- Nie mogę czekać.Salvatore westchnął ciężko.- O co chodzi? - spytał z wyraznym zniecierpliwieniem.102SR- Postanowiłam.zakończyć nasz romans.Salvatore nie wierzył własnym uszom.Dopiero nieprzejednany wyraztwarzy Jessiki przekonał go, że ona nie żartuje.- No, słucham, mów dalej - rzucił od niechcenia.- Chciałabym cię zapewnić, że było mi z tobą dobrze.no, jeżeli niezawsze, to przeważnie.Salvatore odłożył dokumenty na stół.- To wszystko?- Tak.- Nie wytłumaczysz powodów swojej decyzji?Zaskoczenie Jessiki świadczyło o tym, jak mało ich w rzeczywistościłączyło.Nie przypuszczała, że Salvatore zada sobie trud zapytania o jejmotywy.Dałaby głowę, że w gruncie rzeczy nie chciałby poznać prawdy.Nieporuszyłaby jego sumienia nawet wtedy, gdyby wyznała, że nie zniesie dłużejjego obojętności, bo go kocha, ani że woli odejść, niż czekać, aż zostawi jąsamą ze złamanym sercem.- Myślę, że moja rola w twoim życiu dobiegła końca - odrzekłaenigmatycznie, ponieważ żadne logiczne uzasadnienie nie przyszło jej dogłowy.Zapadło długie, ciężkie milczenie.Pierwszy przerwał je Salvatore:- Ten numer nie przejdzie - oświadczył lodowatym tonem, nie odrywającod niej oskarżycielskiego spojrzenia.Rozsadzała go wściekłość, że go uprzedziła.Zawsze to on trzymał ster,do samego końca.Zawsze on zrywał znajomości.- Nie żartuję.- Wiem.- Więc o co mnie oskarżasz?103SR- O manipulację.Nie licz na to, że szantażem skłonisz mnie do zakupupierścionka.Niejedna próbowała.Nie ulegam presji ani w pracy, ani wsypialni.- Nie stawiam ci ultimatum.Od dawna zamierzałam odejść.Ostatniewydarzenia uświadomiły mi, że zbyt długo zwlekałam.Salvatore wstał.Podszedł do niej powoli, mroczny i grozny.- Chyba zdajesz sobie sprawę, że nie zmienię zdania, prawda?- Wcale tego nie chcę.- Czyżby?Zanim zdążyła się zorientować, co zamierza zrobić, przyciągnął ją dosiebie i pochylił głowę.Dopiero wtedy pojęła, że chce ją pocałować, a raczejwycisnąć ustami piętno, naznaczyć na całe życie jako swoją własność, tak bynie zechciała nikogo innego.Przerażał ją jego egoizm.Lecz podczas gdylogiczna strona jej duszy stawiała opór, druga - ta sentymentalna, zakochana,pragnęła tego pocałunku bardziej niż czegokolwiek na świecie.Całowałzachłannie, niemal brutalnie, zagarnął ją całą, z ciałem, sercem i umysłem,tylko po to, żeby zaraz zostawić ją drżącą na środku pokoju.Kiedyzdecydowanym krokiem szedł ku drzwiom, przemknęło jej przez głowę, żeosiągnął mistrzostwo w całowaniu.Nie zdołała wyrównać oddechu, gdy przystanął z ręką na klamce.Wniczym nie przypominał czułego kochanka.Zastąpił go inny człowiek, twardy,zimny i obcy.- Sprawdz, czy wszystko zabrałaś, i zostaw mi klucz, zanim wyjdziesz.Jessica cudem opanowała łzy.Wypłynęły dopiero wtedy, gdy zatrzasnąłza sobą drzwi.104SRROZDZIAA TRZYNASTYDrukowane litery bezładnie tańczyły przed oczami Salvatore.Dokładałwszelkich starań, żeby skupić uwagę na tekście.Na próżno.Powinien byćzadowolony, ba, nawet szczęśliwy.Londyńska filia firmy, którą kierował odroku, rozkwitła pod jego rządami.Mógł przebierać w zaproszeniach naprestiżowe imprezy, podobnie jak w wielbicielkach.W dodatku bez wysiłkupozbył się malej, pospolitej do bólu spryciary.A jednak nic go nie cieszyło,nawet świeżo odzyskana wolność.Wciąż widział przed sobą te wielkie, szare oczy, różane usta i lśniącekaskady brązowych włosów na poduszce.Ciągle czuł pod palcami miękkośćaksamitnej skóry.Przeklęta czarownica! Do diabła z nią! - klął w myślach, ale i to niepomogło.Z wściekłością złożył zamaszysty podpis pod ostatnim z dokumentów.Nie zważając na przerażone spojrzenie sekretarki, z grobową miną pchnąłstertę papierów w jej stronę.Sam siebie nie poznawał.Zwykle opanowany,trzezwo myślący, od niedawna zaczął przynosić swe frustracje do pracy.Zawsze mocno trzymał ster władzy, zarówno w firmie, jak i w życiuprywatnym.Czy dlatego nie mógł dojść ze sobą do ładu, że nagle wyjęła mu go z rękisprzątaczka? Dotąd tylko i wyłącznie on decydował, kiedy zacząć, a kiedyzakończyć znajomość
[ Pobierz całość w formacie PDF ]