[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Nadal żałuję, że sprawy nie potoczyły się inaczej, ale ciwybaczam - powiedziała cicho.Po wyjściu od matki, która chciała rozpakować bagaż,Emma nie mogła znalezć sobie miejsca.Nie pociągała jej na-wet muzyka, która w trudnych momentach zwykle przynosiłaukojenie.Zasiadła do fortepianu, by dalej ćwiczyć, lecz pokilku minutach zrezygnowała.Doszła do wniosku, że dobrze jej zrobi łyk świeżego po-wietrza, i wyszła na dwór.Ogrodnicy pracowali tego dnia odfrontu, przycinając oleandry i bugenwille.Mijając ich, skinęłaim na powitanie.Dzień był przepiękny.Emmę przepełniało uczucie rado-ści, że jest w Kalifornii, z dala od dokuczliwego zimna.Byłaszczęśliwa, bo odnalazła ojca.Czy to takie istotne, dlaczego jej matka postąpiła przedlaty tak, a nie inaczej? Nie.Ważne jest tylko to, że ona, Emmanareszcie ma ojca, że istnieje szansa, by stali się rodziną.Ludzie popełniają różne błędy, a skoro powiedziała mat-ce, że jej wybacza, powinna się tego trzymać.- Ejże, a dokąd to, ślicznotko?95SREmma aż podskoczyła, bo nie usłyszała samochodu, hamują-cego za jej plecami na podjezdzie.Odwróciła się.Zach uśmie-chał się do niej przez otwarte okno olbrzymiego czarnegohummera.Siedział za kierownicą, a obok niego, na miejscupasażera, nieznajomy mężczyzna.- Chciałam odetchnąć świeżym powietrzem - powie-działa.- Wcześnie dziś wróciłeś.- Todd, nasz keybordzista, złapał grypę, i dałem chłopa-kom wolne popołudnie.Z Kirbym popracujemy w tym czasienad nową piosenką.Pewnie chodzi o Kirby'ego Gatesa, drugiego gitarzystęzespołu.Emma nachyliła się i zaglądając do wnętrza wozu,powiedziała:- Cześć, jestem Emma.-Witaj.Kirby z miejsca urzekł ją eleganckim brytyjskim ak-centem.Musiała także przyznać, że jest całkiem przystojny.Przypominał Judea Law, którego uważała za najbardziej po-ciągającego mężczyznę na świecie.Spróbowała sobie przypomnieć, co przeczytała o Kir-bym.Wiedziała, że jest młody - starszy od niej najwyżej o kil-ka lat.Wiedziała też, że nie może opędzić się od dziewcząt.- Miło mi cię poznać - powiedział.- Zach od wielu dnimówi wyłącznie o tobie.Emma uśmiechnęła się.- Naprawdę? - Spojrzała na ojca, który mrugnął poro-zumiewawczo.96SR- Musimy wracać do studia.Zobaczymy się pózniej, do-brze?- Zach, muszę ci coś powiedzieć.Moja.hm.mama tujest.- Twoja mama? - Zach otworzył szeroko oczy.- Zoe?!- Tak.Przyjechała parę godzin temu.- Dzwoniłaś do niej? Emma potrząsnęła głową.- Nie, to Sam do niej zatelefonował.Wyjechał nawet ponią na lotnisko.Zach zasępił się.- Po co do niej dzwonił?- Nie wiem.- Emma nadal nie potrafiła rozszyfrować Sa-ma.Chciał się jej pozbyć? Martwił się o nią, a może o jej mat-kę?Zach tymczasem zdążył się rozchmurzyć.- Coś podobnego! Kirby, nie miałbyś mi za złe, gdyby-śmy przełożyli naszą pracę na pózniej? Chciałbym przywitaćsię z matką Emmy.- Ty jesteś szefem - odparł Kirby, po czym zwrócił się zuśmiechem do Emmy.- Może twoja piękna córka zechciałabydotrzymać mi towarzystwa w tym czasie?- Z przyjemnością.Na widok przejeżdżającego hummera Sam poczuł lekkiniepokój.Dlaczego brat wrócił tak wcześnie do domu? Miałnadzieję, że nie z powodu kłopotów w studiu.- Niech to diabli! - mruknął, gdy Zach i Kirby Gates wy-siedli z samochodu.Kilka sekund pózniej dołączyła do nich97SREmma.Ciekawe, czy powiedziała Zachowi o przyjezdzie Zoe?Tak czy inaczej, Zach wkrótce sam się o tym dowie.- No, no, kogo ja widzę? Zoe Madison!Zoe patrzyła na Zacha, modląc się w duchu o spokój,którego wcale nie czuła.- Witaj!Zach podszedł do Zoe i położył jej ręce na ramionach.- Jesteś jeszcze piękniejsza niż wtedy, kiedy cię widzia-łem po raz ostatni - powiedział półgłosem, po czym nachyliłsię, żeby ją pocałować.Zesztywniała, ale pozwoliła mu na to.Mogła wprawdzieodwrócić głowę i cofnąć się, ale nie chciała ostentacji.Zwłaszcza że zależało jej na tym, by przeciągnąć Zacha naswoją stronę.- Powinienem być na ciebie zły - ciągnął Zach.- Jak mo-głaś ukrywać przede mną córkę przez te wszystkie lata?- Posłał jej łobuzerski, zmysłowy uśmiech, którym zaw-sze udawało mu się osiągnąć cel.- Gdyby to zależało od ciebie, w ogóle by jej nie było.-Ledwie wypowiedziała te słowa, już ich pożałowała.Ku jej zdumieniu, Zach nie poczuł się dotknięty.Jeżelijuż, to raczej był rozbawiony.- Daj spokój, Zoe.Nie chcę się z tobą kłócić.- Ja też nie.Chcę tylko zabrać córkę jak najdalej stąd.Tam, gdzie bę-dzie bezpieczna, a ty nie będziesz mógł jej skrzywdzić, po-myślała Zoe.98SR- Wobec tego proponuję rozejm.- Znowu obdarzył jąswoim słynnym uśmiechem.- Opowiedz mi lepiej, co robiłaśprzez ostatnie dwadzieścia lat - zaproponował, po czym, ści-szając głos, dodał: - Tęskniłem za tobą.Nic się nie zmieniłeś, Zach, pomyślała.Ani trochę.Nadal ci się wydaje, że wystarczy uśmiech i osobisty urok, akażda kobieta padnie ci do stóp i zrobi, co tylko zechcesz.- Naprawdę cię to interesuje? - rzuciła z ironicznymuśmiechem.- Wiem, jak bardzo się namęczyłeś, próbującmnie odnalezć.- Daj spokój, nie bądz niesprawiedliwa.Nie miałem po-jęcia, dokąd pojechałaś.Poza tym, nasz romans dobiegał już końca, pomyślałaZoe?- Będę sprawiedliwa, jeżeli ty będziesz szczery - odparła.- Podejrzewam, że w głębi duszy ulżyło ci po moim wyjez-dzie.Nasza znajomość zaczynała ci ciążyć.Nie mam racji?Zach otworzył usta, chcąc zaprzeczyć, a potem nagleuśmiechnął się i wzruszył ramionami.- Znasz mnie aż za dobrze.- To prawda.- Prawda jest taka, że pewnie bym oszalał na wieść otwojej ciąży.- Dzięki za szczerość.Zoe odetchnęła z ulgą.Pomyślała z nadzieją, że Zachzrozumie jej argumenty i zechce ją poprzeć.Niestety, prze-liczyła się, bo zaraz potem dorzucił:- Ale teraz, kiedy dowiedziałem się o istnieniu Emmy i jąpoznałem, sprawy wyglądają całkiem inaczej.99SRRozległo się głośne chrząknięcie.Zoe zdążyła już zapo-mnieć o obecności Sama.Gdy ich spojrzenia przelotnie sięspotkały, dostrzegła w nich coś na kształt współczucia.Czymogła mu zaufać? Czy rzeczywiście jest jej życzliwy? A możeto tylko pozory?- Emma to wspaniała dziewczyna - ciągnął Zach.- Jak tomówią, niedaleko pada jabłko od jabłoni.- Ona jest zupełnie inna niż ty! - wyrwało się Zoe.- Może ci to nie w smak, ale swoją muzykalność odzie-dziczyła właśnie po mnie.- Po raz pierwszy, odkąd zaczęlirozmawiać, zwrócił się do Sama: - Ty też to zauważyłeś,prawda?- Zoe jest niezłą pianistką i ma znakomity głos - rzuciłsucho Sam.- Wobec tego Emma odziedziczyła talent po obojgu ro-dzicach - stwierdził Zach.- Jest naprawdę świetna.Na tyle, żezaproponowałem, by się do nas przyłączyła.- Ona nie może tego zrobić - zaoponowała Zoe.- Jesieniąmusi wrócić na studia.Zach uśmiechnął się z wyższością.- Decyzja należy do niej, nie uważasz?Zoe czuła, że serce bije jej coraz szybciej, i doskonalewiedziała dlaczego - z przerażenia.Pewność siebie, z jaką Za-ch mówił o tej sprawie, brała się z tego, że jak dotąd nikt nieodrzucił propozycji, by stać się częścią jego świata.Mogła siętylko modlić, by z Emmą było inaczej
[ Pobierz całość w formacie PDF ]