[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Pośrodkuobozu stał duży szałas sklecony z gałęzi.Długi oszczep, tkwiącyprzed wej-ściem w ziemi, zdobiły trzy orle pióra; była to więckwatera obozowa Nitsas Ini, naczelnego wodza Nawajów.Siedział właśnie przed szała-sem; nie miał jeszcze latpiędziesięciu.Był to krzepki, postawny mężczyzna o twarzy, cosię tu szczególnie rzucało w oczy, niepoma-lowanej.Dzięki temułatwo było rozpoznać jego rysy.Spojrzenie cechowała szczególnaprzenikliwość, spokój i pogoda, która rzadko 348 promienieje zoczu Indian.Nie sprawiał wrażenia dzikiego, a nawef półdzikiegoczłowieka.Aby domyślić się istotnej przyczyny jego ogła-dy,wystarczyło tylko spojrzeć na kobietę, która siedziała przy nim,na jego squaw.Rzecz niesłychana! Squaw w obozie wojennym i nadto u bokuwodza! Wiadomo, że nawet naj~kochafisza żona indiańska nieśmie publicznie siedzieć u boku męża, jeśli mąż piastujewpływowe stano-wisko.A to był naczelny wbdz szczepu, któryjeszcze dzisiaj potrafi zebrać dziesięć tysięcy wojowników! Wrzeczy samej, ta kobieta nie była indiafiską squaw, lecz białą,słowem matką Szi So.Poślubiła wodza Nawajów i odtądwywierała na męża wpływ dobroczynny, kształcący jego duszę.Oparty o siodło swego konia, stał przed nimi wysoki, szczupły,ale nader krzepkiej powierzchowności, biały człowiek obłyszczącej, śnieżnej brodzie.Na pietwszy rzut oka poznać było,że ten człowiek, nie zwykł składać rąk w potrzebie i że przeżyłwięcej, niż tysiąc innych ludzi razem.Wszyscy troje rozmawiali.- Zaczynam się niepokoić - rzekł siwobrody mężczyzna.- Nasiwojownicy tak dawno wyruszyli, że powinni już byli przesłaćnam jakąś wiadomość.- Musiało ich spotkać nieszczęście - powiedziała kobieta.- Nie lękam się tego - odrzekł wódz.- Khasti Tine jest najle-pszym naszym zwiadowcą i zabrał ze sobą dziewięciudoświadczonych wojowników.Czemuż więc miałbym sięniepokoić? Prawdopodobie nie spotkali Nijorów i muszą długotropi~ ich ślad.Poza tym powinni się rozdzielić, aby przetrząsnąEokolicę w rozmaitych kierunkach, co utrudnia spotkanie.Wkażdym razie upłynie sporo czasu, zanim ujrzymy ich w obozie.- Miejmy nadzieję, że jest tak, jak mówisz.A zatem już jadę.Czymogę zabrać ze sobą kilku wojowników?- Ilu chcesz.Nagonka na antylopy wymaga wieluosaczników.- Bądź zdrów, Nitsas Ini!349~t‘ - - Bądź zdrów, Maitso!Swobodnie dosiadł konia i przywołał kilku Indian, aby z nimpojechali.Chętnie się zgodzili; polowanie na antylopy jestnamiętno-ścią czerwonoskórych, zamieszkałych w tej okolicy.Wódz nazwał go Maitso, co w języku Nawajów oznacza Wilk.Miano to odpowiadało niemieckiemu nazwisku Wolf.Skoro zaśweźmiemy pod uwagę, że młody przyjaciel i kolega Szi Sonazywał się Adolf Wolf, nietrudno będzie się domyślić, że Maitso był to wspo-mniany przez nas stryj Adolfa.Wolf wyjechał wraz z kilkoma Indianami na równinę i wkrótceupolował parę antylop.W drodze powrotnej, daleko jeszcze odobo-zu, zobaczył trzech jeźdźców nadjeżdżających ze wschodu.Konie musiały odbyć wyczerpującą podróż, gdyż z dala jużmożna było poznać, że gonią resztkami sił.f.Ujrzawszymyśliwych, nieznajomi jeźdźcy zatrzymali się i po krót-kiejnaradzie, ruszyli na spotkanie.Byli to Poller, Buttler oraz królnaftowy.- Dobry wieczór, sir! - ukłonił się Grinley, słońce bowiemzbliżyło się do horyzontu.- Jest pan białym i dlatego ufam, że nieudzieli mi pan mylnej informacji.Do jakiego szczepu należączerwo-ni, którzy panu towarzyszą?- Do Nawajów - odpowiedział Wolf, obrzucając nieznajomegoniezbyt przychylnym spojrzeniem.- Kto nimi dowodzi?- Nitsas Ini.- A pan? Kim pan jesteś? Wszak nie możesz należeć do szczepuNawajów?- Pshaw! Mogą być również biali Nawajowie.Od dawna miesz-kam w sąsiedztwie i zaliczam się do plemienia.- Gdzie teraz obozuje?- Hm.Dlaczego pan pyta?i:’.- Chcemy odwiedzić Nitsaś Ini, aby mu zakomunikować nader350 ważną wiadomość.- Od kogo?- Od jego zwiadowców.Mylił się, jeśli sądził, że w ten sposób pozyska zaufanie.Wolfbowiem spojrzał nafi z większą jeszcze nieufnością i rzekł:- Zwiadowcy? Nie ma pojęcia, jacy to zwiadowcy!- Wystawia pan nas~ na próbę! Nie odmawiaj nam panzaufania.Naprawdę, przywozimy od nich bardzo ważną wiadomość.- No, przypuśćmy, że rzeczywiście wysłaliśmy kilku zwiadowcbww pewnym celu i że ci mają nam co~ donieść, czy przypuszczapan, że przesłaliby nam tę wiadomośc za pośrednictwem trzechbladych twa-rzy? Raczej wybraliby jednego spośród siebie.- Thk, gdyby mogli.- Dlaczego nie?- Ponieważ są w niewoli.- W niewoli! Do licha! Kto ich schwytał?- Nijorowie.- Gdzie?- Dwa dni jazdy stąd, w dolinie Chelly.- Ilu zwiadowców?- Ośmiu.- Na szczęście liczby się rozchodzą.- Do diabła, nie będź pan tak nieufny! Wiem dobrze, że było ichdziesięciu; brak dwóch, których Nijorowie zabili.- Zabili? Słuchaj, mister, miej się na baczności! Nie podoba mi siężadna z waszych trzech twarzy.Jeśli nam coś powiecie,postarajcie „P się, aby to była prawda, inaczej źle będzie z wami!P- Wzruszaj pan ramionami, jak ci się żywnie podoba.Mimo tobędziecie nam wdzięczni, ześmy się natknęli na was.Może znaciemiejscowość Gloomywater?-‘Pdk.- Otóż w pobliżu tej miejscowości Mokaszi zastrzeliłwaszego351Khasti Tine wraz z drugim zwiadowcą.Pozostałych ośmiuschwytał nad Gloomywater i zaciągnął nad Chelly.My równieżwpadliśmy w ręce Nijorów.Niedawno udało nam się umknąć zniewoli.Skoro Wolf usłyszał imię Khasti Tine, nie mógł jużdłużej wątpić.Zawołał wstrząśnięty:- Zastrzelił Khasti Tine? Czy to prawda? A pozostali są wniewoli? Do pioruna, źle z nami!- O, są jeszcze inni w nie lepszym położeniu!- Jeszcze inni? Któż taki?- Winnetou, Old Shatterhand, Sam Hawkens oraz paru innychwestmanów.Poza tym całe towarzystwo niemieckich osadników.- Czy pan oszalał! - zawołał Wolf.- Old Shatterhand i Winne-touw niewoli?Poller wtrącił się do rozmowy:- Gorzej jeszcze, o wiele gorzej.Między nimi dostał się doniewoli Szi So, przybył z Niemiec wraz z innym młodzieńcem,który nazywa się Adolf Wolf.- Mój Boże! Muszę panu powiedzieć, że jestem stryjemAdolfa.Do mnie właśnie jechał.A więc i on i Szi So są w niewoli?Szybko, szybko, chodźcie do wodza! Musicie nam wszystkoopowiedzieć.Czym prędzej po~pieszymy z odsieczą!Spiął konia ostrogami i pogalopował w kierunku obozu.‘Ii-zejbiali pojechali za nim, zamieniając ze sobą konspiracyjne,zadowolone spojrzenia.Na koficujechali Indianie.Pollerowi,Buttlerowi i królowi naftowemu zależało na tym, aby wyłudzić odNawajów broń i amuni-cję i czym prędzej uciec.Zdawali sobie sprawę, że Indianie będą ich ściga~
[ Pobierz całość w formacie PDF ]