[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Nie bój się, zachowasz swoje nogi.Alechciałbyś pewnie z nich korzystać?- No tak, to oczywiste, ale.Maria, wciąż patrząc chłopakowi w oczy, starała się mówić jak najserdeczniejszymtonem, by choć trochę złagodzić twarde słowa:- Złamania zle się zaleczyły, kości się nie połączyły, a w głębi ran wciąż tkwiąodłamki kości i brud, dlatego rany nie chcą się goić.Musimy otworzyć je, wyskrobać doczysta, usunąć stamtąd nieczystości, które sprawiają ci taki ból.Pózniej prawdopodobnietrzeba będzie jeszcze raz łamać kości w miejscach, gdzie się krzywo zrosły.Na pewnorozumiesz, że to nie będzie przyjemne.Ale nieodzowne, jeśli kiedykolwiek masz znów sięporuszać.Chory przymknął oczy, westchnął.Drgania powiek świadczyły o tym, że poznał jużsmak cierpienia.Wreszcie popatrzył na Marię, skinął głową.- Dzielny jesteś - uśmiechnęła się.- Ale nie będę cię dręczyć bardziej niż tokonieczne.Przyrządzę mieszankę z silnie działających ziół i zagranicznego spirytusu.Dostaniesz tego dużo, jesteś młody i serce bije ci mocno, równo.Dlatego mogę ci podaćsporą porcję tego specyfiku, który zamąci ci umysł, a ciało uczyni mniej wrażliwym na ból.Ale cierpieć będziesz i tak, nie potrafię uśmierzyć wszystkich mąk.Obiecuję ci jednak, że zajakieś pięć, sześć dni pozbędziesz się ropy, która tak długo nie daje ci spokoju.- No a nogi? Pewna jesteś, że będę na nich chodził?- Nie, tego obiecać ci nie mogę, nie jestem Bogiem, ale uczynię wszystko, co wmojej mocy, a musisz wiedzieć, że wiele się nauczyłam!Nie wątpił, chętnie złożył swój los w ręce pięknej pastorowej.A kiedy podała mukubek, nakrył jej dłonie swoimi i tak podniósł do ust gorzki napój.Karl machał na pożegnanie ze łzami w oczach.Przywiązano go do nowych noszy izaniesiono do łodzi.Nogi wciąż miał obandażowane od kolan prawie aż po kostki, a Mariausztywniła je dodatkowo kawałkiem drewna.Leżał bezradny, prawie jak niemowlę wpowijakach, ale szeroki uśmiech i wygładzona skóra twarzy świadczyły o tym, że najgorszyból już dawno ustąpił.Rany na łydkach goiły się aż swędziało, ale prawdziwą przyjemnościąbyło czuć owo świeże, obiecujące łaskotanie.- Wieczne dzięki, piękna pastorowo, ocaliłaś moje życie i szczęście!Trzej towarzysze także chórem wyrażali wdzięczność, błogosławieństwa spadały nazaczerwienioną Marię jak deszcz.Przyjmowała je z dumą i chociaż skromnie starała sięspuszczać oczy, to każde dobre słowo skrzętnie chowała w sercu i pamięci.Nigdy nie wiadomo, kiedy zeznania życzliwych świadków okażą się potrzebne.Mogens wkrótce powinien wrócić do domu, podróż do siedziby biskupa w Bergenprzeciągnęła się już o dwa albo trzy tygodnie ponad to, czego się spodziewali.Co się tam wydarzyło?Jakież to okropne plotki i złośliwe gadanie go tam czekały?I kto, na miłość boską, tak zle o niej mówił za jej plecami?Maria nie potrafiła sobie wyobrazić, by ktokolwiek we wsi był jej wrogiem.Nigdyprzecież nikt nie odszedł z jej domu, nie otrzymawszy przynajmniej trochę ciepła i kilkupocieszających słów.Nikt w Lyster nie obrzucił jej bodaj nieprzychylnym spojrzeniem.Tylko wikary.Wyczuła niczym nie wyjaśnioną nienawiść z jego strony już w tamten dzień BożegoNarodzenia w kościele, kiedy to ona i Mogens ponownie się spotkali, kiedy pastor pocałowałją na plebanii na oczach co najmniej połowy parafian.Pózniej, dość jasno się wyrażając, powiedział, co myśli o niej i jej praktyce.Jejroślinne leki porównywał z magicznymi napojami czarownic, a wszystkie interesujące księgiz biblioteki Mogensa nazywał czarnymi bibliami i pismami diabła.Mogens nieraz karcił, napominał i wygrażał palcem o wiele młodszemu duchownemu.Najwidoczniej pan Revelin miał jednak wpływowych znajomych, z czasem zrozumielito oboje.List biskupa nie był więc tak naprawdę niespodzianką.Uspokój się, ganiła się Maria w duchu, ale czuła, jak serce galopuje jej ze strachu namyśl o grożącym przekleństwie.A jeśli wezwą ją pod sąd, oskarżą o czary?A jeśli Mogens, pomimo swego nadzwyczajnego daru wymowy i wrodzonegoautorytetu, nie dotrze do serc i umysłów kościelnych dostojników?A jeśli.Maria bez trudu umiała wyobrazić sobie najgorszy obrót spraw, obawiała się też, żeprzy okazji odgrzebana zostanie także jej przeszłość.Na jaw mogła wyjść nawet sprawa grobów na Meisterplassen, jeśli biskup rozpocznieśledztwo wokół jej osoby.Przewrócą każdą kępkę trawy, zmuszą ją do ciągłego powtarzania tego samego, będąszukać błędów i wad w jej charakterze, cnotliwości i religijności.Znajdą wszystko, co tylko zechcą.Gdyby padło przy tym imię Randara, nawet Mogens by się od niej odwrócił.A wtedyjuż na pewno wszystko byłoby stracone.Maria drżała w samotne noce, przepojone lękiem i strachem.Zdarzało się, żewyskakiwała z łóżka i przynosiła do siebie malutką córeczkę.Dotyk miękkiej, ciepłej skórydziecka napełniał ją szczególnym spokojem.Aagodnie gładziła Sunnivę po włosach, pozwalała jej chwytać się przez sen za palec,ściskać go zaskakująco silnymi piąstkami.Bezpiecznie i dobrze.Akurat w tej chwili niepojęte się wydawało, że ktoś mógłby odebrać maleńkiej matkę.Nikt chyba nie może tego uczynić?Wikary nie był nocnym markiem.Sypiał pochrapując w swoim wąskim łóżku w chacie położonej kilkaset metrów ponadgłównymi zabudowaniami plebanii.Przybywając do Lyster spodziewał się lepszej kwatery.Wielebny Mogens nie okazał się tak wielkoduszny, jak tego oczekiwał wikary.Pokilku przeprowadzkach, w które zamieszany był nawet biskup, zdołał wreszcie zadomowić sięw tej niewielkiej chacie
[ Pobierz całość w formacie PDF ]