[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Ale ta kara będzie tym mniejsza, im wcześniej naprawimyto, co się stało.Było to nadzwyczaj pośpieszne nawrócenie! Czy mogłem wto wierzyć? Niemożliwe! Zwłaszcza że brzmienie jej głosu niepodobało mi się.Skinęła ręką do obydwu kobiet, uspokajającje.— A gdzie znajduje się „jasyhane”? — spytałem.— Po tamtej stronie podwórza.Poznasz po napisie naddrzwiami.— A więc rzeczy te i pieniądze są tam nie tylkoprzechowywane, ale i ukryte?— Tak.Przecież takiej zdobyczy nie chowa się do kasy.— Opisz mi ten schowek.— Zobaczysz przy ścianie stojącą skrzynię na pieniądze.Odsuń ją, a z tyłu znajdziesz otwór w murze, w którymschowane są wszystkie rzeczy zabrane Anglikowi i kupcowi.— Gdybyś chciała mnie zmylić, to tylko pogorszysz swojąsytuację.Zresztą wiem, że zatrzymało się tu dwudziestuczterech mężczyzn, którzy mają nas unieszkodliwić.Szuta umilkła zakłopotana, ale jej matka i ciotka jęknęły zprzerażenia.Gospodyni rzuciła im gniewne spojrzenie ipowiedziała:— Efendi, okłamano cię.— Nie, wiem dobrze, że oni tu są.— A jednak tak nie jest.Owszem przyznaję, że mniej więcejtylu ludzi było gotowych do wyjechania wam naprzeciw, alenie tu, tylko tam koło karaula.— A są tam jeszcze?— Tak.Myśleli, że najpierw udacie się tam, a dopiero potemprzyjedziecie do hanu.— Są na koniach?— Nie.Na co by im się konie przydały w walce z wami?— Dobrze.A gdzie są wasi parobcy?— Oni zaliczają się do tych ludzi.Mamy dwunastuparobków, bo tylu potrzeba do koni, które zawsze u nas stoją isą na sprzedaż.— A dwunastu pozostałych?— To ludzie stąd.— Czy oni podlegają twojemu mężowi jako Szutowi?— Tak.Udzielała odpowiedzi szybko, nie zastanawiając się i w tonieszczerości.Ale nie mogłem ufać żonie Szuta.Uznałem, żedalsze wyciąganie jej na zwierzenia byłoby daremne.Musiałemprzecież domniemywać, że i do tej pory nie mówiła prawdy.Dlatego podniosłem się ze skrzyni i powiedziałem:— Twoja szczerość przekonała mnie, że mogę sędziomzalecić, aby wobec ciebie okazali się łagodni.Teraz idę na dół.Nie opuszczajcie tego pokoju.Jeżeli tam zastanę inny stanrzeczy, niż mówiłaś, wówczas nie możecie liczyć na łaskę!— O, efendi, jestem pewna, że zastaniesz wszystko tak, iżbyć może kara zostanie mi nawet darowana.Na dole wszyscy jeszcze stali w sieni.Pers obrzucił mniebadawczym spojrzeniem, ale niczego nie wyczytał z mojejtwarzy.Oznajmiłem, że chcemy teraz udać się na drugą stronępodwórza.Skipetarowie nadal siedzieli na koniach.Nie zachowywanosię wobec nich wrogo.Kiedy zapukaliśmy do bramy podwórza,tym razem też nikt nie otwierał.Zwróciłem się do Szuta, żebykazał otworzyć, ale nie chciał.I nagle przypomniałem sobiehasło usłyszane od przewoźnika w Ostromdży.Zapukałemwięc po raz wtóry i zawołałem:— Aczynis, syrdasz — otwierać, swój!— Szimid — zaraz! — padła odpowiedź zza bramy.Rygiel od wewnątrz został odsunięty i brama otworzona.Zabramą przerażony parobek wytrzeszczył na nas oczy.— Budala — głupiec! — krzyknął na niego Szut.Weszliśmy do środka, a wraz z nami sporo ludzi.Nakazałem;tym ludziom, aby pozostali na zewnątrz, ale bez skutku.Napierali i całą szerokością bramy.To mogło być dla nasniebezpieczne.Dałem więc znak sześciu Skipetarom, którzyskierowali konie między ludzi i odgrodzili znajdujących się jużna podwórzu od reszty za bramą.Rozległy się okrzyki niezadowolenia.Zaryglowaliśmybramę, a potem powiedziałem ludziom, że muszą tam zostać.Skipetarowie pilnowali, żeby tamtym nie przyszło do głowy jejotwierać.My poszliśmy dalej.Podwórze obudowane było zewszystkich stron.Pierwszy bok od frontu zajmował długi, niskibudynek, taki sam budynek tworzył drugi bok, trzeci i czwartyzamykał wysoki mur.Z trzeciego boku, naprzeciwko nas, byłosześć dobudówek, wąskich, długich i niskich, jedna za drugą,niczym zęby grzebienia.Przypuszczalnie były to stajnie.Jednym szczytem bocznych ścian zwrócone do nas, drugimprzylegały do muru.Na jednym z tych szczytów zobaczyłemnapis „Jasyhane”, a powyżej arabską literę „dal”.Niewiedziałem, co mogła oznaczać ta litera.Jasyhane — znaczykantor.A więc tam powinna się znajdować wspomniana przezSzutę skrzynia na pieniądze.Najpierw wysłałem Halefa, Omara i Osko, żeby rozejrzeli sięwe wnętrzu tych zabudowań.Ja zostałem na miejscu wraz z„ojcami wsi” i z Szutem, nie mogłem bowiem spuszczać go zoka.Wrócili po upływie pół godziny i Halef oświadczył:— Sihdi, wszędzie spokój, nie ma tam ani jednegoczłowieka.— A co się znajduje w tych zabudowaniach?— Te dwa — wskazał na pierwszy i drugi bok podwórza —to składy, które otwierają się tylko na podwórze.Sześćdobudówek naprzeciwko to stajnie, stoi tam dużo koni.— I nikogo tam nie ma? Ani jednego parobka?— Nikogo.— Wszystkie te stajnie są jednakowo zbudowane?— Nie.Ta, nad którą jest napis „Jasyhane”, ma z przodu, odnaszej strony, izdebkę, gdzie stoi niski stół i kilka taboretów.Na stole leżą różne papiery.— Dobrze, najpierw obejrzymy sobie tę izdebkę.Perspójdzie ze mną, a Anglik i monsieur Galingré będą namtowarzyszyli.— A ja nie? — spytał Halef.— Nie.Ty musisz zostać i czuwać zamiast mnie.Nie pozwólprzede wszystkim na otworzenie bramy i pod żadnym pozoremnie opuszczaj tego miejsca! Stoicie tu zwróceni plecami domagazynów i macie znakomitą osłonę, a przy tym całepodwórze na oku.Gdyby w czasie mojej nieobecności zdarzyłosię coś niebezpiecznego, to zróbcie użytek z broni.Wkrótcewrócę.My trzej — Galingré, Lindsay i ja — poprowadziliśmy Szutado wspomnianej stajni.Drzwi znajdowały się pośrodkubudynku.Weszliśmy tam i zobaczyliśmy stojące w dwurzędach konie.W tylnej szczytowej ścianie były drzwi, a zprzodu znajdowały się jeszcze jedne prowadzące do takzwanego Kantoru.Nie było tu dachu, tylko przykrycie zesłomy.W stajni nie dostrzegliśmy najmniejszego nawetmiejsca, w którym mógłby się ukryć wróg.Szut był bez broni imiał ręce związane.Nie mieliśmy więc się czego obawiać.Jednak nie chcąc przegapić żadnego środka ostrożności,podszedłem do drzwi znajdujących się z tyłu i zaryglowanychod środka.Otworzyłem je i wyjrzałem na zewnątrz.Za murem,do którego przylegały stajnie, w prawym rogu był jeszcze jedenzewnętrzny mur.Między tymi dwiema ścianami znajdowała sięwąska przestrzeń, wykorzystywana na składowanie nawozu
[ Pobierz całość w formacie PDF ]