[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Z czasem Margaret zaczęła jednak dostrzegać pewnezmiany: jeden z talerzy wydał jej się lżejszy, na kawałku linguiniwidniały ślady zębów, lniane serwetki były pogniecione i poplamionesosem.W końcu przyszedł ranek, kiedy kremowy twarożek i rybawróciły z pokoju Wandy w stanie uszczuplonym, na dodatek skąpanew jeżynowym sosie, a jeszcze pózniej popołudnie, kiedy młody zielonygroszek, papryka i perłowe cebulki ułożone zostały w kształt twarzy.Wieczorem, kiedy ziemniaczane puree, domowe ziołowe grzanki i musz białej czekolady wróciły ułożone w miniaturową replikę Tadż Mahal,Margaret zrozumiała, że dziewczyna powoli wraca do zdrowia.Dwa tygodnie po jej powrocie ze szpitala domownicy siadali właśniedo jajek po florencku z grzankami oraz glazurowanych owoców, kiedyw drzwiach jadalni stanęła Wanda, wsparta na balkoniku.Margaret odrazu zauważyła, że na jej piersi nie ma tabliczki z blokiem do pisania.- Chciałabym, żebyś jeszcze raz oprowadziła mnie po domu -oznajmiła Wanda.Margaret pośpiesznie zamaskowała wszelkie oznaki radości.- Po całym domu C2y tylko po parterze? - zapytała spokojnie.- Po całym domu, oczywiście.Trenowałam chodzenie z balkonikiem ipowinnam poradzić sobie na schodach.- Nie bądz śmieszna! Zaraz zadzwonię, gdzie trzeba i dowiem się,kiedy mogliby zainstalować windę! - Margaret wstała od stołu ipogroziła Wandzie palcem.- I nie rób mi tu żadnych min!Pobiegła do kuchni, a Gus podniósł się, odsunął od stołu krzesło ispokojnie czekał; wydawał się całkowicie przekonany, że Wanda nieżyczy sobie pomocy.Nad stołem zawisła ciężka, pełna zaskoczeniacisza.Minęła pełna minuta, nim Wanda pokonała odległość od drzwi dostołu.Gus przytrzymał jej krzesło, kiedy niezgrabnie umieszczała nanim swoje ciało, odstawił balkonik i podszedł do blatu, żeby nałożyćjedzenie na talerz.- Ciekawe, czy Troy ma jakieś doświadczenie w instalowaniu wind -dobiegł ich z kuchni głos Margaret.- Ktoś pamięta może jego numertelefonu?Gus postawił talerz przed Wandą.- Dziękuję.-powiedziała.Potem gwałtownym ruchem rozłożyła serwetkę na kolanach, ostrymtonem podała siedmiocyfrowy numer telefonu, o który pytałaMargaret, spod ściągniętych brwi popatrzyła na jajka na szpinaku izabrała się do jedzenia.Tym razem Wanda chciała wiedzieć więcej.Wypytywała Margaret onajdrobniejsze szczegóły: Skąd pochodzi ten przedmiot?", Kto gozaprojektował?", W jaki sposób został wykonany?", Jak sięnazywa?".Uważnie słuchała.Skrzętnie zapisywała interesujące jąfakty.Znowu korzystała z tabliczki i notatnika, tyle że w tradycyjnysposób - Margaret mówiła, a ona robiła notatki i szkice.W większości wypadków Margaret nie dysponowała bogatymiinformacjami o swoich rzeczach, poza tymi, które znaj-dowały się w polisach ubezpieczeniowych, korespondencji jej ojca iopracowaniach naukowych.Nie wiedziała nic o ludziach, którzy byliich wcześniejszymi właścicielami, miała tylko świadomość, że wokresie 1933-1945 mieszkali we Francji i byli %7łydami.Wanda nieustępowała.- Te rzeczy muszą mieć swoje historie, nawet nieprawdziwe.To,czego nie wiemy, wymyślimy.- Tak? - mruknęła z powątpiewaniem Margaret.- Oczywiście! Aktorzy zawsze to robią.Nazywają to personalizacjąrekwizytu".- Naprawdę?- Długo żyłaś wśród tych przedmiotów, Margaret.Spróbuj pomyślećo ludziach, którzy posiadali je przed tobą, wymyśl o nich jakieśhistorie, co ty na to? - Otworzyła kredens, były akurat w małymsaloniku na dole, i wyjęła pierwszą z brzegu figurkę.- Zacznij od tego!- Buldog ze Staffordshire, wysokości dwudziestu centymetrów, zokoło 1860 roku, wyceniony na trzy tysiące pięćset dolarów -wyrecytowała automatycznie Margaret.- To są fakty - odparła Wanda.- A mnie zależy na historii.Margaret się zamyśliła.- Nauczyciel z Chartres.- zaczęła z wahaniem.- Miał na imięErnest.Wydał dużą część oszczędności, żeby kupić tę figurkę dlamłodszej siostry, po śmierci jej ukochanego psa.Jego siostra, Simone,mieszkała w Paryżu.Zawsze uważała tego buldoga za szczytszpetoty, ale nigdy się z nim nie rozstawała.Wanda skinęła głową
[ Pobierz całość w formacie PDF ]