[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Zanim Eden mogła powiedzieć cokolwiek, Ivy śmiało podeszła w stronępierwszego mężczyzny w przednim rzędzie i spojrzała na niego jakby zastanawiała sięnad kupnem.Liz i Eden wymieniły spojrzenia.- Nie pozwolę jej wybrać wszystkich - warknęła Liz.- Wybierze najwątlejszychpomiędzy nimi, najsłabiej wyglądających, możesz być tego pewna!Eden i Liz dołączyły do Ivy.- Wybierasz dziesiątkę - powiedziała wojowniczym tonem Eden.Ivy wpatrywała się w nią przez długą chwilę, a potem wzruszyła ramionami.- Żadnych żołnierzy.Eden opadła szczęka, przeniosła spojrzenie od Ivy do Baena, który jak odkryłapodążał za nimi i nie było możliwości, żeby nie usłyszał tego komentarza.Miała nakońcu języka sprzeciw, ale zorientowała się niemalże natychmiast, że ta chęć sprzeciwubyła czymś dużo większym, niż impulsem by podkreślić swoją pozycję.Może byłabardziej zainteresowana Baenem, niż się jej wydawało? Może jej zainteresowanieprzytłumiło jej zdolności do osądu? W końcu ledwie skinęła głową.Wyglądało na to, że Ivy bardziej ulżyło, niż ucieszyło to, że Eden nie sprzeciwiłasię.Skinęła głową i przeszła wzdłuż pierwszego rzędu stojących mężczyzn.Przeszła dokońca spoglądając na każdego mężczyznę z ciekawością, zanim powróciła uderzającpierwszego, a potem następnego w ramię, wyglądało na to, że wyboru dokonywałazupełnie przypadkowo.Starając się zignorować swoje zakłopotanie i zażenowanie, Eden przeszła w stronęXtanian ustawionych w ostatnim rzędzie, a Liz wzięła środkowy rząd.Zdecydowanie się było trudne, zorientowała się Eden.Mężczyźni zdawali siępodchodzić do całej tej sprawy poważnie, nie okazywali co myśleli, ani czuli.Zaniepokojona pomyślała, że może Ivy miała rację co do samej selekcji.Miałoby towpływ na kolonistki, gdyby wybrały tylko tych najprzystojniejszych, ale także gdybywybrały tych najnędzniej wyglądających.Z drugiej strony, dotarło do niej, że to co onauważa za pociągające, może nie koniecznie podobać się innej kobiecie, więc może niemusi tak zważać na własny gust? W końcu po prostu zdecydowała się wybraćprzypadkowo tak jak wydawała się to robić Ivy.Było to niespodziewanie trudne.Poczuła się trochę słabo, kiedy w końcu wróciłado wahadłowca.Liz wydawała się odzyskać spokój.Wyglądała jakby próbowała bardzomocno nie wyglądać na zadowoloną z siebie.- Są wyjątkowo przystojną rasą, nieprawdaż?W jej głosie było można wyczuć niemalże oszołomienie.Ivy posłała jejniezadowolone spojrzenie.- Całkiem nieźli jak na kosmitów - powiedziała cierpko.- Domyślam się, że nie znalazła żadnych karzełków, ani wyjątkowych paskud,których mogłaby wybrać - stwierdziła drażniąc się Liz.- Chyba nie muszę mówić wam, że cała ta sytuacja nie podoba mi się.Czuję siękiepsko z tym, że nie mogłyśmy zaprosić ich wszystkich - burknęła Eden.- Wiem, że niejest to bezpieczne i nie sprzeciwiam się temu, ale nic nie poradzę, że czułam, że ci niewybrani poczuli się urażeni.- Co jest dobrą sprawą - odparowała Ivy.- Teraz wiedząc, jak zachowali się przytej prowokacji i mogę upewnić się, że lepiej ich rozumiem.Oczy Eden rozszerzyły się, kiedy patrzyła na Ivy.- Miałaś nadzieję sprowokować jakiś rodzaj przemocy okazując względy jednym, aignorując pozostałych? - zapytała zszokowana.- A co jeśli udałoby ci się? Były ich tamsetki.Możemy domyślać się, że opustoszało całe miasto.Mało nie dostałam zawału sercatylko myśląc, że mogliby zaatakować.Nie chciałabym znaleźć się między takimiolbrzymami jak ci, gdyby zaczęli walczyć.- Przewidziałam to - odrzekła sucho Ivy.- Technicy wykalibrowali teleportery iskierowali je na naszą trójkę w chwili w której wyszłyśmy z wahadłowca.Gdybyzaistniały jakiekolwiek problemy, natychmiast przejęliby nas.- Przyjęłaś to za fakt? Nie widziałam, żebyś komunikowała się z nimi!- Wydałam rozkazy.Nie jestem przyzwyczajona, żeby moje rozkazy byłyignorowane.Byłyśmy całkowicie bezpieczne.- Ale założyłaś, że udało im się przekalibrować teleporter i skupić go na nas.Niewiedziałaś, czy im się to udało! Mogły być kłopoty z wyposażeniem, wpływematmosfery.wieloma innymi rzeczami.Ivy rzuciła Eden spojrzenie.- Nie ja stworzyłam cały ten plan z uroczystością - zauważyła.- To była decyzjarady.Dotarło do mnie jedynie, że będzie to okazja sprawdzić jak bardzo opanowani sątak naprawdę.Powiem ci jedno.Może nie jestem specjalistką od zachowań jak Liz, ale ciobcy nie są pozbawionymi emocji automatami! Są niesamowicie zdyscyplinowani, nawetrobotnicy, ale widziałam wyraz ich oczu, kiedy patrzyłyśmy na nich jakbyśmy wybierałykawałek mięsa.Byli bardzo niecierpliwi, żeby zostać wybranymi, każdy z nich.I bardzorozczarowani, kiedy nie zostali wybrani! Kiedy przyjdą będę miała całą swoją armię wstanie pełnej gotowości!- Nie ma bardziej realistycznej postawy, niż przygotować się na najgorsze, a nie nanajlepsze - warknęła Liz.- Zauważyłam to samo, ale możliwe, że niewłaściwie odczytałaśpowody ich zachowania.Niekoniecznie musi oznaczać, że ich niecierpliwośćspowodowana była chęcią wdarcia się do miasta i zaatakowania nas
[ Pobierz całość w formacie PDF ]