[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Ruszyłem dalej i usłyszałem za sobą kroki.Spojrzałem przez ramię piętnaście metrów zamną dostrzegłem elfa ze sklepu.Zaszedł mnie odtyłu.Zły znak.Odwracając się, poczułem uderzenieadrenaliny.Drugi elf także wyszedł na ulicę.Zdecydowanie zły znak.Udając, że nic nie wzbudziło moich podejrzeń,zacząłem zbliżać się do krótkowłosego elfa.Słyszałem, że ten z tyłu przyspiesza kroku.Elf nawprost niczego nie udawał, tylko walił prosto namnie.Gdy zbliżył się na trzy metry, podbiegłemnagle i z wyskoku kopnąłem go w klatkępiersiową.Zanim się odwróciłem, przeżyłemchwilę tryumfu, widząc na jego twarzy wyrazbolesnego zaskoczenia, kiedy upadł.Odrzuciwszy paczkę z kanapką, ruszyłem doprzodu w postawie bojowej z nożem w gotowości.Drugi elf biegł na mnie, wrzeszcząc po niemiecku.Poczułem falę paraliżu.Gówniarz usiłował mnieobezwładnić podstawowym, szkolnym zaklęciem.Najwyrazniej nie powiedziano mu, że moja taczaobronna częściowo działa.Była wystarczającoskuteczna, by odrzucić proste zaklęcie, ale nieporadziłaby sobie z niczym mocniejszym.Odruchowo wymruczałem własne zaklęcieochronne, zapominając, że od miesięcy żadnazdolność nie reaguje na mój rozkaz.Spazm bóluprzeszył mi głowę, kolana ugięły się pode mną.Elf zaintonował bardziej skoncentrowanezaklęcie.Chlasnąłem go nożem.Zaśmiał się dziko,z łatwością unikając ostrza.Dzięki jego ruchomdowiedziałem się też, że nie mam do czynienia zfachowcem.Nie zamierzałem doprowadzić dozwarcia, tylko chciałem mu przeszkodzić winkantacji i po amatorsku dał się nabrać.Zrobiłszybki unik obrotem w lewo, tracąc przewagę imożliwość zablokowania mnie pomiędzy sobą aswoim kompanem.Wystartowałem do biegu.Gdybym dopadł do mojego budynku, byłbymbezpieczny.Drzwi wejściowe otwierały się na mójgłos, właśnie na wypadek takich sytuacji jak ta.Jeśli schroniłbym się za bramą, nikt nie byłby wstanie jej otworzyć, aż zdjąłbym zaklęcie alboprzyjechałby ktoś z Gildii.Twarde uderzenie pod kolanami zwaliło mniena ziemię.Kiedy odwróciłem się na plecy, elf wszortach chwycił mnie za koszulę i uderzył wtwarz.Siła ciosu rozproszyła się, ale i tak zabolało.Drugi elf znowu inkantował zaklęcie z bezpiecznejodległości.W chwili gdy ten, który mnie trzymał,zamierzył się do kolejnego ciosu, poczułem, jakmoje kończyny zaczynają sztywnieć i przyciskaćsię do boków.Zanim straciłem zdolnośćporuszania się, dzwignąłem się i chwyciłemnapastnika.Zwaliliśmy się razem na ziemię wplątaninie rąk i nóg.Gdyby moja sytuacja nie byłatak grozna, to chybabym się roześmiał.Kimkolwiek był facet w dżinsach, nie należał domistrzów w rzucaniu zaklęć, skoro potrzebowałczystego pola widzenia i pojedynczego celu, żebynałożyć czar.Punkt dla mnie.Zanim Pan Szorty zdołał wyszarpnąć się zmojego chwytu, ugryzłem go w ramię.Nikt nigdysię nie spodziewa, że facet go ugryzie.To brudnasztuczka, ale w końcu było dwóch na jednego.Elfwydał dziwaczne szczeknięcie i wyszarpnął się.Wstałem.Do mojej kamienicy było za daleko,żebym tam dobiegł, zwłaszcza że nie miałem sięgdzie ukryć podczas takiego biegu, więcodwróciłem się do maga od zaklęć.Zaszarżowałem, trzymając idiotycznie wystawionyprzed siebie nóż jak ostrze włóczni.Nie chciałemgo zabić, tylko sprawić, żeby się zamknął.Wystraszony odskoczył i nie zauważył mojejpięści, która trafiła go w gardło.Chwycił się zaszyję, krztusząc boleśnie.Wpakowałem mu kolanow żołądek i posłałem na ziemię.Zanim zdążyłem się cofnąć, skurwiel wgatkach zdzielił mnie w nerkę i zwaliłem siębezwładnie na maga.Powalony czarodziej miał sięna tyle dobrze, że chwycił mnie jeszcze za nogi.Tym razem chlasnąłem go na poważnie jęknąłboleśnie, kiedy materiał i skóra rozstąpiły się najego piersi, ale trzymał nadal.Ten drugi wykopałmi nóż z dłoni i uderzył w żebra.Kiedy zamierzałsię do kolejnego ciosu, oślepiająca błyskawicaśmignęła nad naszymi głowami.Elektrycznyładunek podniósł mi włosy. Cofnąć się! ktoś wrzasnął.Zamarliśmy.U wylotu uliczki pojawiła sięczarna sylwetka kobiety idącej długim krokiem wnaszą stronę.Pomiędzy rozstawionymi palcamiuniesionej ręki migały wyładowania.Facet wgaciach zdecydował się ją zignorować i ponowniezdzielił mnie w twarz.Krew puściła mi się z nosa.Zmignął kolejny piorun i zwalił go na ziemię.Kobieta podeszła bliżej. Powiedziałam: cofnąć się!Mag puścił moje nogi i odpełzł jakieś dwametry. Stawajcie albo spadać! krzyknęła,podkreślając słowa wzmocnieniem energiitańczącej w jej dłoni.Nie zastanawiali się długo.Po kilku sekundach obaj rwali przed siebie.Usiadłem, osłaniając nos dłońmi.Byłemzalany krwią, więc nie mogłem zobaczyć, kto byłmoim wybawcą.Dopiero kiedy wyszła z kręguświatła padającego u końca uliczki, zobaczyłem jąwyrazniej. Cześć, Keeva.Przyklękła na jednym kolanie, rzucając mizatroskane spojrzenie. Złamany?Potrząsnąłem głową. Wygląda gorzej niż jest w rzeczywistości.Wyciągnęła dłoń do mojej twarzy. No daj.Nie jestem najlepszymuzdrowicielem, ale mogę osłabić ból. Poczułemfalę ciepła na twarzy i ból rzeczywiście zmalał.Krew jednak nadal lała się strumieniem.Keeva pomogła mi wstać. Nie trać tu czasu.Złap ich! Już po wszystkim, Connor.Podciągnąłem brzeg mojej koszulki do góry iostrożnie przyłożyłem do nosa. Próbowali mnie zabić!Westchnęła i potrząsnęła gęstą rudą grzywą. Tylko ty potrafisz zmienić zwykłą zaczepkęw morderczy spisek.Zciągnąłem T-shirt, wywróciłem na lewąstronę i ostrożnie przyłożyłem do nosa. Co ty tu robisz? Właśnie ratuję ci dupę. Pytałem, co robisz na mojej ulicy. Nie życzę sobie. Odwróciła się i ruszyłaprzed siebie, ale chwyciłem ją za ramię.Rzuciła miswoje specjalne spojrzenie oburzonej królowej.Jak śmiesz! Daruj sobie te wielkopańskie pierdoły.Mamto gdzieś
[ Pobierz całość w formacie PDF ]