[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Idzcie oboje do ołtarza Zwiętej.Podtrzymywany przez matkę, chłopczyk zawlókł się przez tłum do ołtarza świętejmęczenniczki.Uklęknął tak, że matka nie musiała już go podtrzymywad.Pozostał takprzez dłuższy czas, zapatrzony w obraz Zwiętej.Obok niego matka płakała bez przerwy,na próżno starając się modlid.Tymczasem do zakrystii przecisnął się kaleka o kulach. Byłeś tu już kilka razy,mój przyjacielu, nieprawdaż? zagadnął przyjaznie proboszcz z Ars. Tak jest.Przychodziłem tu i nie zostałem uzdrowiony odrzekł Karol Blazy. Ale, księżeproboszczu, czy tym razem nie mógłbym zanieśd moich kul do świętej Filomeny? Niechmi ksiądz powie: tak czy nie. Idz do niej rzekł kapłan po krótkim wahaniu.161Wtedy kaleka wyprostował się, próbując stanąd na nogach i zrobid kilkachwiejnych kroków.Potem podniósł do góry kule i wydał okrzyk, który rozległ się echempo całym kościele. Jestem uzdrowiony! Jestem uzdrowiony! powtarzał, skacząc iwywijając kulami. Nie skacz, ale módl się upomniał go święty proboszcz.I byłykaleka z płaczem rzucił się na kolana i zaczął całowad ręce księdza Vianneya. Idz ipodziękuj świętej Filomenie rzekł, cofając ręce.Podczas gdy Karol Blazy, podnosząc możliwie jak najwyżej swoje kule, przeciskałsię przez tłum, ksiądz Vianney opuścił zakrystię i podążył na plebanię.Zaczął padaddeszcz, i stąd wielu pielgrzymów już się rozeszło.Franciszek Dorel, myśliwy z Villefranche, akurat wtedy, gdy ksiądz przechodził,zagwizdał na psa, który na chwilę oddalił się od niego. Ma pan ładnego psa zagadnął poważnie proboszcz. Tak mi się zdaje odrzekł z dumą myśliwy. Należałoby życzyd, żeby paoska dusza była tak samo piękna jak ten pies dorzucił ksiądz Vianney. Co ksiądz chce przez to powiedzied? To, że pan podczas takmarnej pogody, zamiast polowad na kaczki, powinien się wyspowiadad. Myśliwy ażoniemiał ze zdumienia.Kiedy proboszcz chciał już iśd dalej, pani z dwoma synkami, która również jechaław przedziale kolejowym, przedstawiła księdzu chłopców i poprosiła, żeby ichpobłogosławił? Coś ci leży na sercu zauważył ksiądz Vianney, patrząc na starszego. Księże proboszczu, ja chciałbym wiedzied. zaczął niepewnie chłopiec. Tak, tyzostaniesz dobrym kapłanem. Tego właśnie chciałem się dowiedzied. A ty malutki zapytał proboszcz, zwracając się do młodszego, sześcioletniegochłopczyka masz także coś na sercu? Tak, proszę księdza proboszcza.Chciałem siędowiedzied, czy mam się uczyd, czy się bawid. Bawid, moje dziecko, bawid.To bardziejwypada w twoim wieku. Słyszałaś, mamo? zawołał triumfalnie. Ksiądz proboszczpowiedział, że mam się bawid.W koocu ksiądz, Vianney dotarł do swego mieszkania, lecz ksiądz wikary oznajmiłmu, że ktoś czeka na niego.Była to kobieta z niewidomą córeczką.Kapłan długoprzypatrywał się tej ostatniej, następnie rzekł: Moje dziecko, mogłabyś pójśd doświętej Filomeny i poprosid o uzdrowienie.Myślę, że dokonałaby tego.Ale nie wiem, czyświatło tego świata pomogłoby ci do zdobycia nieba.Przeciwnie, jeżeli pozostanieszniewidoma, na pewno pójdziesz do raju.Owszem, ręczę, że otrzymasz tam dobremiejsce.Dziewczynka przez chwilę milczała, potem zaś, chwytając świętego za rękę,odrzekła rezolutnie: Pójdę i poproszę świętą Filomenę, żeby mi pomogła cierpliwieznosid moje kalectwo.Proboszcz ze łzami w oczach pobłogosławił ją.Przed ołtarzem świętej Filomeny sparaliżowany chłopczyk wciąż jeszcze klęczałrazem z matką.W koocu przeżegnał się i powiedział: Chce mi się jeśd. Dobrze,dobrze, mój malutki.Zaraz wyniosę cię z kościoła.162 Ależ ja mogę sam iśd, mogę chodzid odrzekł chłopczyk wstając.I bezopierania się zrobił kilka kroków. Cud! jęknęła matka, a twarz jej zbladła, jakby zachwilę miała zemdled. Ojej, mamo zawołał synek, co ci jest? Oprzyj się o mnie.Wtedy kobieta zaczęła krzyczed. Cud! cud! wołali ludzie, którzy znajdowalisię blisko nich.Wkrótce cały kościół powtarzał: Cud! Dziecko zostało uzdrowione.Kilku mężczyzn chciało wziąd chłopca na ręce, ale on zaprotestował energicznie. Ja mogę chodzid.Mogę sam iśd.Ojej, leje jak z cebra rzekł, kiedy zbliżyli siędo drzwi kościelnych. Widzisz, mamo, mówiłem ci, żebyś mi kupiła parę chodaczków.Będę teraz musiał iśd po wodzie w skarpetkach. Parę domów stąd jest sklep z chodakami podpowiedział ktoś. Chodz,chłopczyku, zaniosę cię tam. Nie, pozwólcie mi go jeszcze ostatni raz nieśd zaprotestowała z płaczem matka. Tak, ale będzie to naprawdę ostatni raz dodałodziecko.Kiedy wychodził ze sklepu w swoich nowych chodaczkach, deszcz przestał padad iznowu zaświeciło słooce.Chociaż ludzie w Ars byli przyzwyczajeni do cudów, to jednakuzdrowienie chłopca wywołało sensację.Ze wszystkich stron padały dociekliwe pytania,kierowane do matki i syna, tak że trzeba było bez kooca zapewniad, że to ośmioletniedziecko rzeczywiście było sparaliżowane, a teraz zostało uzdrowione. Jest tu sporo ludzi z Saint-Romain, którzy od lat znali chorobę mego dziecka powtarzała kobieta.Także wiele osób z tej samej wioski, którzy jako pielgrzymi przyszlido Ars, potwierdzało prawdziwośd cudu.Mały zaś Janek szybko uwolnił się odniekooczących się pytao. Przecież widzicie sami, że mogę biegad.A teraz zostawciemnie.Chcę poskakad z innymi dziedmi.Wieśd o uzdrowieniu kaleki i sparaliżowanego dziecka doszła także do uszu chorej,leżącej w domu Marii Ricotier. Czy i mnie także pomoże? zapytała nieszczęsnasuchotnica. Ostatnio uzdrowił siostrę Dorotę z Domu Opatrzności w Vitteaux, którateż chorowała na płuca.Lekarze ją opuścili, lecz wyjechała z Ars zupełnie zdrowa. Oby i na mnie dokonał się cud! %7łeby tylko święty proboszcz przyszedł i położyłna mnie ręce! Wola boska! odrzekła Maria Ricotier. Niech się pani całkowicie zdana wolę Bożą.Wtem drzwi się otwarły.Nie był to jednak ksiądz, Vianney, ale ksiądz Toccanier.Powiedział mu ksiądz o mnie? zapytała chora. Tak jest, opisałem mu dokładnie stanpani. I co powiedział? Powiedział: Osoba, o której mi ksiądz mówi, jest miła Bogu.Krzyż, jaki dzwiga, posłuży jej za drabinę do nieba
[ Pobierz całość w formacie PDF ]