[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Są przydatni, ale prostaccy.A kiedy przestają byćprzydatni, pozostają tylko prostakami.Popatrz tylko, kimsię otaczają na urzędzie i potem. A Kennedy? spytał Gold. No nie powiedział Ralph z życzliwą naganą w gło-sie. Rodzina Kennedych zawsze miała opinię niższejklasowo.Dodawało jej to charyzmy i sporo pomagało.%7ładnemu irlandzkiemu katolikowi działającemu w pojedyn-kę nie może się udać, Bruce.Nie w tym kraju.Irlandczycystoją na straconej pozycji, tak samo zresztą urodzeni tuWłosi, chociaż szanse mogą mieć bogaci Arabowie, jeślibędą uważali na maniery, widzisz więc, że ostracyzm i spy-chanie na margines dotyczy nie tylko %7łydów.Mówiłem ci474chyba, Bruce, że antysemityzm już nie istnieje.Cieszę się,że mogę mówić tak otwarcie, bo wierzę, że dokładnie wiesz,co czuję. Nie jestem przekonany, czy dokładnie wiem, co czujesz,Ralph odparł Gold odrobinę spięty, z silnym postanowie-niem wyzbycia się wreszcie trzezwej nieufności, która żerowa-ła okresowo na jego myślach. Zauważyłem na przykład, żenigdy nie próbowałeś mnie zaprosić do swojego domu. A ty nigdy mnie do swojego, Bruce padła łagodnaodpowiedz. Nie przyjeżdżasz do Nowego Jorku, Ralph.Za to jaczęsto bywam w Waszyngtonie. Bardzo często jestem w Nowym Jorku, Bruce. Nie mówiłeś mi tego. Nie pytałeś, Bruce. Ralph roześmiał się przyjaznie.Gold nie wiedział, co powiedzieć. Ale teraz poważnie.Bruce, naprawdę chciałbyś, żebym cię odwiedził w twoimmieszkaniu na manhattańskiej West Side? Nie przypominachyba luksusowego apartamentu u Pierre'a czy w Ritz To-wers, prawda?Gold musiał przyznać nawet przed samym sobą, że niechciałby gościć Ralpha w swoim mieszkaniu na manhat-tańskiej West Side. Chyba masz rację, Ralph.Najważniejsze są nie kręgitowarzyskie, do jakich należymy, lecz nasza przyjazń.Sły-szałem kiedyś od mojego szwedzkiego wydawcy definicjęprzyjaciela.Jest %7łydem, Ralph, i jako dziecko mieszkałw hitlerowskich Niemczech, dopóki jego rodzina stamtądnie uciekła.Powiedział mi, że teraz, kiedy chce się przeko-nać, czy ktoś jest jego przyjacielem, stosuje tylko jeden test.Pyta mianowicie, czyby go ukrył.Skoro już podjęliśmy tentemat, to ja też zastosuję ten test.Ralph, czy gdyby Hitlerwrócił, ukryłbyś mnie?Ralph zmieszał się.Wstał powoli z fotela, a jego gładkiepoliczki oblał rumieniec. Na Boga, Bruce wyrzucił z siebie pośpiesznie przecież my nie jesteśmy przyjaciółmi.Myślałem, że wiesz.Teraz z kolei zmieszał się Gold. Nie jesteśmy?475 Oczywiście, że nie, Bruce powtórzył Ralph zakło-potanym, przepraszającym tonem. I strasznie mi przykro,jeśli kiedykolwiek powiedziałem albo zrobiłem coś, co ka-zało ci odnieść takie wrażenie.Gold przeżywał to silniej, niż chciał po sobie okazać. Przepisywałeś ode mnie prace domowe w szkole,Ralph.Byliśmy ze sobą wtedy bardzo blisko. To był college, Bruce powiedział Ralph i bardzochciałem go ukończyć.A tutaj jest tylko rząd.Ludzie z rzą-du nie mają przyjaciół, Bruce, tylko interesy i ambicje.Nierób takiej skonsternowanej miny.A ty byś mnie w razieczego ukrył i ryzykował? Grobowe milczenie Goldaoznaczało, że nie. Gdybyś to zrobił, Lieberman doniósłbyna nas obu i okrzyknął się patriotą. Ralph odezwał się Gold. Wydaje mi się teraz,że Lieberman nie tylko pęta się przy was, ludziach ze szczy-tu, żebrząc o pieniądze i zaproszenia, lecz rzeczywiściewierzy we wszystkie te represyjne, elitarystyczne, rasistow-skie, neokonserwatywne pierdoły. I za to właśnie najbardziej go nie lubię powiedziałRalph. On nie ma prawa do naszych przekonań.Nawetnie zrobił dużych pieniędzy.Zanim zacznie udawać jednegoz nas, niech przynajmniej zbije najpierw fortunę. Ralph, jest coś, co po prostu muszę wyjaśnić oświad-czył Gold. Pracowałem w college'u ciężej od ciebie i by-łem lepszym, inteligentniejszym studentem.A to ty dosta-wałeś wyższe oceny i tobie opublikowali mój esej o Trist-ramie Shandym".Jak ci się to udawało? Byłem sprytniejszy, Bruce. Byłeś sprytniejszy? Przecież to ty pisałeś mi prace, a nie ja tobie, prawda?Ralph udzielił tych odpowiedzi ze skromną otwartościąi Golda, po chwili zastanowienia nad nimi, znowu zaintrygo-wały tajemnice głowy Ralpha i jego spodni.Ralph nadal niemusiał odwiedzać fryzjera ani nic nie wskazywało, że kiedy-kolwiek go odwiedził.Spodnie miał zawsze zaprasowanew ostry kant i pozbawione najmniejszej zmarszczki, i Goldzaczynał podejrzewać, że każdy garnitur wkłada tylko raz. Mniej niż raz oświecił go Ralph.Otworzył drzwi476dwudrzwiowej szafy, w której wisiało tuzin garniturów pie-czołowicie udrapowanych na wieszakach. Przebieram sięprzed każdym spotkaniem.Nauczyłem się doceniać zna-czenie uprasowanych spodni, kiedy przestały wystarczaćmoje tytuły uniwersyteckie i odziedziczony majątek. Jak możesz wkładać garnitur mniej niż raz? Ależ ty masz wnikliwą i głęboką inteligencję! wy-krzyknął Ralph. A oni uważali za błyskotliwego Kissin-gera! Mało wiedzieli.Och, Bruce, gdybyś tak wymyśliłsposób na inflację i bezrobocie.Nikt nawet nie próbuje. Ukradłbyś mi go mruknął Gold. Już bym nie musiał odparł Ralph. Wystarczy,że jesteś moim protegowanym.Albo gdybyś opracował planrozładowania tego wiecznego konfliktu z Rosją.Nie powin-no ci to sprawić większych kłopotów.Zdaje się, że byłeśkiedyś komunistą, prawda? Nigdy nie byłem komunistą żachnął się Gold. Ale nie mógłbyś mimo to czegoś wymyślić?Gold nie miał ochoty próbować. Ciekawa rzecz z tą Rosją zażartował swobodnie,idąc za przykładem Ralpha i kładąc oba buty na lakiero-wanym, nie porysowanym stoliczku do kawy, przedzielają-cym dwa stojące naprzeciwko siebie skórzane fotele.Dobrze się tam żyje ludziom ubogim, a okropnie ludziomzamożnym, podczas gdy w tym kraju jest na odwrót.Możebyśmy się po prostu wymienili?Słowa te wywołały u Ralpha piorunujący efekt.Najpierwwypadła mu z rąk filiżanka z kawą, a on, jak rażony gro-mem, wybałuszył na Golda oczy.Potem z brzękiem tłuczo-nego szkła przewróciła się lampa, potrącona przez niego,kiedy zrywał się na swoje długie nogi z wyrazem najwięk-szego zachwytu, jaki kiedykolwiek rozjaśniał ludzką twarz. Jest twój! krzyknął w przypływie uwielbienia i prze-straszony Gold skulił się instynktownie. Zaszczyt! Całyspłynie na ciebie! Przysięgam! Dopadł do błyszczącegoczerwonego telefonu stojącego na biurku i waląc wścieklew przycisk wywołania bełkotał dalej bez ładu i składu w de-lirycznej eksplozji emocji, jakiej Gold jeszcze u niego niewidział. Będziesz bogaty, bogaty! Nagroda Nobla! Nie477płaci się od niej podatku.Z Prezydentem, z Prezyden-tem! zawył do słuchawki. Nie mogę czekać! Och,dlaczego, och, dlaczego sam na to nie wpadłem.ani ktośinny? O, cholera! Znowu się zamknął w swoim gabinecie.Pobiegnę, tam i osobiście mu to przekażę
[ Pobierz całość w formacie PDF ]